Mniszka z Amherst – o Emily Dickinson

Minęła północ; jednolita czerń nieba łagodzi i niepokoi. Łagodzi, bo jest tak miarowa, niepokoi, gdyż w ciemności wszystko jawi się inaczej. Tajemnica nęci, ale też przeraża. Gwiazdy skryły się pod tym kruczym płaszczem – śpią, nie myśląc o tych, którzy się boją. Ludzie lubią się bać.

Życie Emily Dickinson to synonim zagadki – nikt do końca go nie odkrył, istnieją tylko domysły.

źródło ilustracji: http://www.english.illinois.edu/maps/poets/a_f/dickinson/dickinson.jpg

Postać Emily Dickinson fascynuje aurą tajemniczości, bo tak naprawdę niewiele o niej wiadomo. Sporo listów, które mogłyby przybliżyć jej osobę zostało spalonych tuż po śmierci artystki zarówno przez najbliższą rodzinę, jak i adresatów. Dlatego też przed grosem informacji stawia się słowo: prawdopodobnie. Prawdopodobnie kochała kilku mężczyzn, prawdopodobnie była z kimś zaręczona, prawdopodobnie przeżyła jakąś tragedię, prawdopodobnie usunęła ciążę. Można snuć domysły, ale nic nie jest pewne. W książce „Boscy i nieznośni. Niezwykłe biografie” Anna Janko zawarła taką oto informację:

Emily nie znosiła zimy. Była delikatna i wiotka, o skórze półprzezroczystej, alabastrowej, spod której prześwitywały błękitne gałązki żył… Nieraz stawała u okna i cierpiała, patrząc na śnieżne zaspy, ciężkie chmurne niebo i przemykających ulicą ludzi skulonych od chłodu. Co roku zima przynosiła śmierć kwiatom w jej ogrodzie, odbierała głos świerszczom i ptakom, zamrażała czas, który zwalniał bieg, wydłużając ponad miarę godziny nieokreślonej tęsknoty, smutku nie do pocieszenia, a nawet dominującej, metafizycznej grozy.

I prawdopodobnie tak było, bowiem ta amerykańska poetka raczej nie opuszczała swojego domu, a przez 20 lat przed śmiercią nie wyszła już z niego wcale. Dom był jej zamkniętym światem. Jej kontakt z ludźmi był abstrakcyjny; odsuwała ich na odległość listu, a z odwiedzającymi ją gośćmi komunikowała się za pomocą karteczek, które z salonu przynosiła jej służąca. Dr Bigelow – lekarz – stawiał jej diagnozy z dystansu; oglądał swą pacjentkę w kompletnym ubraniu przez uchylone drzwi. Emily odwracała ku niemu twarz, by mógł wyczytać z niej chorobę.

Emily Dickinson była amerykańską poetką. Przyszła na świat 10 grudnia 1830 roku, w Amherst, w stanie Massachusetts. Zmarła w tym samym miejscu 15 maja 1886 roku. Jej nieprzeciętnie inteligentny ojciec – Edward Dickinson – był doskonałym prawnikiem i przez jakiś czas kongresmenem. Swoje dzieci wychowywał w surowej dyscyplinie, głównie zwracając uwagę na ich wykształcenie. Emily określała go słowem „tyran”, lecz to właśnie jego a nie matkę darzyła ogromnym szacunkiem. Matka – Emily Norcross Dickinson – była osobą nerwową, chorowitą, obojętną na sprawy ducha, w związku z tym poetka miała do niej lekceważący stosunek oraz wrażenie o absolutnym braku jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Jednak gdy rodzicielka doznawszy ciężkiego wylewu została sparaliżowana Emily troskliwie (wraz z siostrą) się nią opiekowała (Stała się naszym dzieckiem – i wtedy zrodziło się w nas uczucie do niej).

Emily miała starszego brata – Austina -, którego kochała miłością doprawdy płomienną (nawet zarzuca się, że kazirodczą). Przeżywała jego rozterki, utożsamiała się z jego duszą. Zresztą byli do siebie bardzo podobni: błyskotliwi, emocjonalni, subtelni. Oboje nie przepadali za podróżami, obcymi ludźmi, zgiełkiem świata. Emily przyczyniła się do tego, iż Austin w 1856 roku wziął ślub z jej długoletnią przyjaciółką – Sue Gilbert – po czym zamieszkali po drugiej stronie żywopłotu (ponoć zdradził ją później z dwa razy młodszą Mabel Loomis Todd – żoną astronoma z pobliskiego college’u). Artystka miała również młodszą siostrę – Lawinę -, która dla odmiany uwielbiała Emily. Lawina była dowcipna, wesoła, rozmowna, bywała tu, bywała tam, więc stała się dla starszej siostry źródłem informacji o świecie zewnętrznym. Gdy Emily zmarła tamta natrafiła w jej wiśniowym biurku na zamknięty na kluczyk kuferek i z zaskoczeniem odkryła, że znajduje się tam aż 1775 utworów! Najwięcej powstawało w okresie letnim, bo życie wydawało się wtedy przesiąknięte spokojem, jednocześnie podszyte żalem, że to wszystko niedługo zgaśnie, bo: wszelki liść stanie się bratem śniegu. Lato? Moja pamięć trzepocze – czy miałam – czy było jakieś lato?

Emily bardzo kochała zwierzęta, zwłaszcza psa imieniem Carlo oraz całą masę kociąt, które wciąż przychodziły na świat. Nie potrafiła zabić pająka, współczuła muchom, gdy nadchodziła jesień. Chętnie pracowała w ogrodzie, rozkoszując się śpiewem ptaków, cykaniem świerszczy, ale przede wszystkim podziwiając kwiaty. Ogród stanowił jej swoistą pracownię – tam obserwowała proces przemijania.

Choć ciało nie miało dla niej większego znaczenia, bo bardziej koncentrowała się na sferze duchowej, to jednak podobała się sobie (Jestem mała jak strzyżyk, a moje włosy są zuchwałe jak kasztanowy bodiak, moje oczy zaś są jak hiszpańskie wino pozostawione przez gościa na dnie kieliszka). W istocie to właśnie jej oczy były postrzegane jako coś niezwykłego: jasnobrązowe, duże, szeroko osadzone, patrzące wprost, ale jakby obok bądź przeszywające na wskroś. Egzoferia (zez rozbieżny), którą miała sprawiła, że jej oczy niepokoiły sekretnością (ktoś określił je zdziwionymi źródłami ekspresji). Ponadto Emily zmagała się z jaskrą oraz chorobą nerek, przez co jej powieki bywały napuchnięte. Mimo to miała dość żywy temperament, energiczne, czasem nerwowe ruchy. Z kolei jej głos jest charakteryzowany jako cichy, lękliwy i zdyszany jak u małego dziecka. Emily wysławiała się tak, jak pisała, a więc „epigramatycznie”. Używała słów niepospolitych, pełnych blasku, uskrzydlonych. W ogóle lubiła zacierać po sobie ślady, sprawiać wrażenie kogoś nieodtajnionego (Nieznane stanowi największą potrzebę naszego umysłu).

Emily Dickinson przyszła na świat z niebosiężną potrzebą miłości, aczkolwiek nigdy nie wyszła za mąż. Być może chłód płynący od rodziców przystopował jej burzliwe emocje – w tym domu nie wyrażało się uczuć. Emily najpierw obdarzała miłością swoje szkolne koleżanki, jako nastolatka podkochiwała się w asystencie swego ojca – Benjaminie F. Newtonie -, potem w literacie Thomasie Higginsonie, pastorze Charlesie Wadsworthu (którego poznała w Filadelfii, gdy miała 25 lat, podczas jednej ze swoich trzech niedalekich podróży), o którym mówi się, że był najważniejszą miłością w jej życiu (choć widzieli się tylko dwukrotnie). To właśnie on (wyprowadzając się do San Francisco) spowodował, że kobieta w 1861 roku ostatecznie zamknęła się w swojej sypialni i zaczęła ubierać wyłącznie na biało. Podobno żywiła również gorące uczucie do dziennikarza Samuela Bowlesa oraz Otisa Philipsa, który je odwzajemnił, jednak gdy po śmierci swojej żony poprosił ją o rękę – odmówiła (Czy nie wiesz, że możesz być najszczęśliwszy, gdy ja odmawiam…? Czy wiesz, że „nie”, to najdziksze słowo, jakie powierzamy językowi?)

Emily spędziła swoją egzystencję na hodowaniu kwiatów, wypiekaniu chleba, naprawianiu ubrań, smażeniu konfitur, haftowaniu pantofli, obserwowaniu przyrody oraz zwierząt, pisaniu listów, czytaniu książek i tworzeniu wspaniałych wierszy. Jej utwory należą do tych, w które należy się bardzo dokładnie wczytać, wręcz prześwidrować nie tylko umysłem, lecz wczuć się w ich klimat duchem, zasmakować. Są dość krótkie, bez tytułów, abstrakcyjne, pocięte myślnikami w miejscach, gdzie mogłyby być kropki, co daje wrażenie otwartości. Rymy są niedokładne, język bywa dobitny, zdania gdzieś tam się urywają. Jest wiele zagadek, dzikości, kokieterii, prowokacji, metafizyki. Utwory poetki niepokoją, eksplodują emocjami, znaczeniami. Bo te wszystkie wiersze to niewątpliwie różne odmiany tajemnicy.

Dusza dobiera sobie Towarzystwo –
I – zatrzaskuje Drzwi –
Jak Bóg – ma w sobie prawie Wszystko –
A z Reszty sobie drwi –

Nie dba – że tłoczą się Rydwany
U jej pochyłych Bram –
Że na wytartym jej Dywanie
Przyklęka Cesarz sam –

Wiem, jak z nią jest – gdy z Rzesz wybiera
Kogoś Jednego – raz –
Zamyka się jak Śluza – zwiera
W sobie – jak Głaz –

 

To wszystko – to mój list do Świata,
Co nigdy nie pisał do mnie –
Proste Nowiny – wysławiane
Łagodnie i dostojnie –

Natura składa w inne Dłonie –
Dla mnie niedostrzegalne –
Przez miłość dla Niej – współziomkowie –
Sądźcie mnie wyrozumiale –

 

W tym, że nie zdarzy się na nowo,
Jest cała słodycz życia.
Takiej pewności żadna inna
Wiara nam nie użycza.

Jeśli coś będzie, to najwyżej
W odrębnym stanie czy bycie –
Ta pewność budzi w nas apetyt
Dokładnie odwrotny: na życie

*tworząc ten wpis korzystałam z książki „Boscy i nieznośni. Niezwykłe biografie” Anny Janko

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Literatura i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *