Mówi się, że człowiek nie wie ile tak naprawdę jest w stanie udźwignąć, przetrzymać, że dopiero los, bieg wydarzeń, poszczególne sytuacje, intrygi, okrucieństwa, inni ludzie sprawdzają poziom jego wytrwałości: świadomie i nieświadomie – choć ta nieświadomość to dla mnie kwestia sporna, bo umysł oraz empatia są właśnie po to, by korzystać z nich w kontakcie z drugą istotą. Nie można wszystkim wszystkiego – trzeba każdemu indywidualnie. Momentalnie da się naciąć duszę, lecz zaszyte już na zawsze pozostanie zabliźnionym. Blizny bolą bardziej niż świeże rany; rana zniknie – blizna pozostanie, a tym pozostaniem przypomina. Człowiek jest kruchy jak porcelana, nikły niczym poranna mgła. Bywa piękny, ale i bestialsko szpetny, bo jego urok stanowi dusza. Powłoka określana ciałem to tylko pozłacana rama prawdy, prawdy, która kotłuje się wewnątrz, prawdy złożonej z tęsknot, złości, strzępów obrazów, wspomnień, melodii, zapachów, słów, namiętności, zrozumienia, przyjaciół i wrogów, miłości i nienawiści, przedmiotów, zwierząt, czynów, rozważań, pragnień, zainteresowań. Często źle, gdy teraźniejszość składa się wyłącznie z przeszłości – to najbardziej zabójcze lustro urazów, w którym przeglądają się ci bardziej wrażliwi. Wrażliwość to przykra cnota, choć tak wskazana, jednak prowadzi do najciemniejszych zakątków mentalności – tam pozostaje się wyłącznie z samym sobą. A uporanie się z własnym JA to długotrwały udział w naznaczonej krwią „wojnie”. Człowieka kształtują przeżycia i pewne niezmienne cechy charakteru; co innego nas rani, co innego cieszy, zupełnie inaczej reagujemy – są tacy, po których spływa, ale są też tacy, w których wsiąka – ci mają gorzej.
I właśnie debiutancki zbiór moich opowiadań „Porcelanowe portrety” jest o ludziach (a człowiek jest niewyczerpalnym źródłem obserwacji i wynikających z nich refleksji – ja obserwuję bardzo uważnie, wręcz drobiazgowo; gest, mimikę, kolor paznokci, metodę zawiązania chusty, sposób chodu, ułożenie dłoni, ale lubię też słuchać tego, co mówisz i jak to robisz; tonację, rytm, „manierę” przekazu, treść wypowiedzi oraz to, co mówią wtedy oczy), o ludziach, którzy zostali zrodzeni z samotności, odrzucenia, niespełnionych marzeń, krzywdy, braku akceptacji, smutku, zakłamania, frustracji, niefortunnych epizodów, niesprawiedliwości losu, ale też o takich, którzy zgadzają się na zło lub chcą reagować złem, a może tylko to im pozostało?
Poniżej wstawiam fragmenty trzech opowiadań:
Światła oślepiające, marzenia zaprzedane. Czarna radość rozpaczy! Kwiaty, nadmiar kwiatów, kwiaty sypiące się bez końca, przysłaniające wybitną baletnicę – brak powietrza, brak oddechu, śmierć. Pogrzeb marzeń.
Pogrzeb rybek odbył się w dniu ich „przejedzenia” – słodkie łzy utraty rzeźbiły niepowtarzalne wzory. Cmentarzysko pod jabłonią, pieśń rozpaczy zamierzonej. Amelia podreptała do domu, w szklanych pantofelkach, chowając w kieszeni „piołunowy” uśmiech. I, tak jak teraz, stała przed lustrem, spoglądając na siebie z ukrycia. Żyła w ukryciu. Kryła emocje, kryła pragnienia, kryła „siebie”. Rodzice niestety ani nie ukryli się z nią, ani też nie pozwalali się ukryć jej (…)
(fragment opowiadania „Primabalerin(k)a”)
Te słowa uznała za hymn swojego istnienia – tak, Amanda porównywała się do filiżanki kawy. Skąd to porównanie? To proste – Amanda miała czarne włosy, czarne oczy i „płynną” figurę. Spryskiwała się intensywnymi perfumami i nosiła ciemne ubrania. Wygląd ten sprawiał, że budziła pożądanie u mężczyzn, a jeśli którykolwiek otrzymał łaskę posmakowania choćby jej ust, to był to dla niego zastrzyk energii do dalszego działania. Ale Amanda, jak prawdziwa czarna kawa, była silna, tajemnicza i niezależna. Ta niezależność sprawiała, że rzadko kiedy spotykała się z mężczyznami, choć niewątpliwie lubiła ich towarzystwo. Jednak ponad towarzystwo mężczyzn ceniła sobie obecność pięknych kobiet. Amanda w ogóle kochała piękno (…)
(fragment opowiadania „Lalki Amandy”)
Kornel to w zasadzie przeciętny mężczyzna, bo ciężko określić, czy jest przystojny, czy szkaradny. Można za to posegregować, co jest w nim ładne, a co brzydkie. Tak więc Kornel ma ładne włosy – lekko szpakowate, gęste, zaczesane na lewą stronę (żadnych zakoli, ptasich gniazd, sterczących pasm). Czoło średniej wielkości, dosyć wąskie (zdaje się, że świadczy to o rozwadze i wytrwałości). Uszy niezbyt duże, cienkie, subtelnie zaostrzone na końcu (co wskazuje na delikatność, uporządkowanie oraz dystans względem przeżywania silnych emocji). Dłonie o pociągłych, smukłych jak u pianisty palcach, szczycących się owalnymi, zawsze równiutko obciętymi paznokciami. Natomiast tym, co może w Kornelu odstręczać, są usta – zbyt mięsiste, szerokie, blade, z cynicznym grymasem (co gryzie się z jego elegancką fryzurą i artystycznymi palcami). Usta te w uśmiechu ukazują szereg drobnych ząbków (krążyły pogłoski, że Kornel nigdy nie pozbył się mlecznego uzębienia). Podbródek – szpiczasty, z niewielkim pieprzykiem, który znajduje się tuż obok „obcesowego” wgłębienia. Nos – niby szlachetny, orli, ale zadarty, co psuje efekt domniemanej nonszalancji. Nogi – karykaturalnie długie względem „skąpego” torsu. I na pewno oczy – wąskie jak tasiemki, o ostro-stalowym zabarwieniu, z malutkimi modrawymi źrenicami. Ich kąciki opadają w dół, tworząc po cztery symetryczne zmarszczki, jakby powstałe przez drapnięcie kociej łapki. Rzęsy są niebotycznie długie i naturalnie podkręcone, co nadaje im tygrysiego charakteru. Oczy Kornela nie byłyby aż tak brzydkie (może nawet zachęcające do głębokich spojrzeń?), gdyby nie fakt, że błyszczały w jakiś dziwny sposób. W ogóle po całym Poznaniu snuły się niezwykłe historie na temat jego anormalnych tęczówek (…)
(fragment opowiadania „(Nie)spokojny umysł)
Jednocześnie zapraszając do poznania dalszych części historii: Amelii, Amandy, Kornela i pięciu innych postaci.
Książka jest dostępna w księgarniach internetowych – mam nadzieję, że być może wkrótce w stacjonarnych?;)
Tymczasem idę na spacer z moim psim światem, z moim czarno-biało-złotym zgiełkiem, dla którego jestem spokojem, z nieposkromioną damą na czterech łapkach, którą koi drapanie za uszkiem;)