„Codziennie uczę się sztuki utraty”, czyli „Motyl Still Alice” w reż. Richarda Glatzera i Waha Westmorelanda

Motyle żyją bardzo krótko, ale przyjemnie i pięknie usłyszała w dzieciństwie główna bohaterka amerykańsko-francuskiego dramatu „Motyl Still Alice”w reż. Richarda Glatzera i Waha Westmorelanda; te słowa wypowiedziała jej matka (zginęła tragicznie na skutek wypadku samochodowego wraz z drugą córką, gdy Alice miała 18 lat, z kolei ojciec zmarł na marskość wątroby, jednakże z nim nigdy nie miała dobrych relacji), w formie pocieszenia, gdy dziewczynka rozpaczała nad ulotnością tych finezyjnych istot.

I tak nietrwały okazuje się być również umysł  autorki wielu podręczników akademickich (m.in. „Od neuronów do rzeczowników”), profesor lingwistyki, na Uniwersytecie Columbia – Alice Howland – który zaczyna szwankować tuż po uroczystości wyprawionej z okazji jej 50 urodzin, bowiem wtedy zapomina pojedynczych słów (w trakcie wykładów), nazw, przepisów (na pudding), proporcji, dat, w końcu osób (dziewczyna syna Toma), planów (kolacja z mężem Johnem), wcześniej poruszanych tematów (że John sponsoruje grupę teatralną ich córki Lindy). Z początku stara się na to nie zwracać uwagi (może to stres? przemęczenie? przepracowanie? niedobór witamin? guz mózgu?), ale gdy gubi się w campusie podczas joggingu (niesamowita scena dezorientacji, powątpiewania, poczucia wyobcowania, pustki, samotności, lęku, niewiedzy: dlaczego? co się dzieje?) postanawia udać się do neurologa dr Benjamina, potem do genetyka, by po przeprowadzeniu badań, testów usłyszeć potworną diagnozę: rzadka dziedziczna postać Alzheimera – na to nie ma lekarstwa, da się jedynie złagodzić objawy, ale nie ma sposobności farmaceutykami zahamować choroby. Gdy mówi rodzinie (najpierw mężowi, nad ranem; wtedy z jej ust wydobywa się rozdzierający krzyk rozpaczy) nikt nie chce w to uwierzyć, bo… tak młodo? przecież to schorzenie starszych, i zazwyczaj tak jest, ale niestety ten rodzaj jest tym szczególnie ciężkim, bo pojawia się wcześnie i szybciej się rozwija, zwłaszcza u ludzi o wysokim intelekcie. Aczkolwiek kobieta przyjmuje postawę: Nie cierpię, lecz walczę. Chcę jak najdłużej być częścią świata, i faktycznie tak się dzieje, bo w dalszym ciągu uczy (choć po tym, jak studenci umieścili opinie w Internecie, iż jej wystąpienia stały się chaotyczne, niepełne, a sama ona wyzbyta koncentracji, musi tę pracę opuścić), codziennie odpowiada na te same pytania zamieszczone w telefonie (upewnia się w jakim jest stanie), robi notatki, gra w słowa, zapisuje je również na tablicy i zasłania, by później zobaczyć, czy zapamiętała, ponadto dużo czyta, tworzy liczne powiadomienia, jednak w pewnym momencie to przestaje wystarczać, bo gubi się we własnym domu (nie wie, gdzie jest łazienka), nie poznaje własnej córki (gratuluje jej, niczym obcej osobie, wspaniałego występu), myli osobisty dziennik ze scenariuszem, traci poczucie czasu (znajduje telefon po miesiącu, a sądzi, że zgubiła go dzień wcześniej), ma problem z zasznurowaniem butów, założeniem spodni, gdy czyta musi zakreślać owe zdania, by stale nie powtarzać tej samej linijki, nie pamięta co stało się wczoraj, czego dotyczyła rozmowa, kim jest opiekunka, w końcu nie odróżnia samej siebie od osoby, która widnieje w filmiku instruktażowym na komputerze (nagrała go, by nakłonić się do samobójstwa, gdy straci poczucie kim właściwie jest), i to chyba najmocniejsza scena, bo jest zderzenie tej świadomiej Alice, z tą nieświadomą: ta pierwsza jest pewna siebie, piękna, odważna, z pasją do słowa, silna, zaś ta druga zbłąkana, nie potrafiąca nie tylko logicznie myśleć, ale myśleć w ogóle, nie poznająca barwy własnego głosu – to nagle ktoś bez wspomnień, marzeń, ktoś, kto stracił wszystko, co przez całe życie gromadził w umyśle, tak dla niej ważnym, gdyż: zawsze określał mnie mój intelekt(…) teraz widzę jak słowa przede mną wiszą, ale nie umiem ich dosięgnąć. Nie wiem, kim jestem i kim stanę się za chwilę. Jak sama stwierdza (na przemowie dotyczącej demencji): stała się kimś śmiesznym, komicznym, niezdarnym – jej samoocena spadła, bo mimo, że tak bardzo wojuje o swoją godność, to równocześnie odczuwa wstyd, zażenowanie, bezsilność: zawodzi ją coś, co było dumą, co stale miała pod kontrolą – umysł, pamięć, wiedza.

W efekcie Alice nie odbiera sobie życia, ponieważ nim dociera do pokoju to ustawicznie zapomina co miała dalej zrobić, jednak choroba odbiera życie w niej samej – odbiera osobowość, staje się pustą kartką, na której nawet nie może nic zapisać, bo za chwilę i tak o tym zapomni – atrament jej pióra stał się nietrwały.

Studium choroby jest ukazane w dość surowy sposób: nie ma tu tkliwości, nadmiaru łez, melancholii, pretensjonalności, które tak wyraźnie mają wywołać u widza współczucie. W tym rozczarowaniu własną osobą zdarzają się sceny optymistyczne, nawet wesołe dialogi, swoisty dystans, jednakże nie ma co ukrywać, że zawsze obszyte nicią żalu oraz protestu. Bo czy ktoś potrafiłby się z tym pogodzić?

Film oczywiście polecam: dla tych empatycznych i mniej, by owej empatii nabrali, dla zbyt pewnych siebie, żeby zrozumieli, że nic tutaj nie jest pewne.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/22/77/702277/7665300.3.jpg

źródło ilustracji: http://ocdn.eu/images/pulscms/ODc7MDQsMCwxZiwzODQsMWZhOzA2LDMyMCwxYzI_/aa83a9e5f7008534fe208c37ba98ea0f.jpg

źródło ilustracji: http://s.tvp.pl/images2/a/c/2/uid_ac2b8ba675b09a1c777136d08a16a3091428230783029_width_633_play_0_pos_0_gs_0_height_355.jpg

źródło ilustracji: http://www.podcastfilmowy.pl/wp-content/uploads/2015/03/pobrane.jpeg

źródło ilustracji: http://bi.gazeta.pl/im/73/a7/10/z17463411Q,Julianne-Moore-w-filmie–Motyl-Still-Alice-.jpg

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *