W końcu znalazłam wolną chwilę, by napisać słów kilka o 19. Międzynarodowych Targach Książki, które odbyły się w Krakowie 22-25 października; 4 dni literackiej błogości – ja byłam, niestety, jedynie w czwartek i w sobotę, ponieważ w piątek pracowałam, z kolei w niedzielę dopadła mnie wstrętna migrena (wtedy nawet szept brzmi jak wybuch wulkanu). Nowy budynek (Centrum Targowo-Kongresowe EXPO, przy ul. Galicyjskiej 9) wzbudza skrajne emocje: jedni mówią, że hale są zbyt rozległe, nowoczesne, ciężko się przyzwyczaić, zły dojazd, zbyt na uboczu, mało komfortowo, inni, że fajnie, przestronnie, z myślą o pomieszczeniu tłumów, chętny zawsze dotrze, bo przecież są specjalne busy, częstsze kursy – no ile ludzi, tyle opinii. Moje refleksje są następujące:
książki wszędzie; tu, tam, przed, za, obok, po prawej, po lewej, na stołach, pod nimi, na regałach. Książki w twardych oprawach i miękkich, formatem duże i te zupełnie maleńkie, z ciekawą ilustracją i bardziej niepozorną, grube-cienkie, znane i nie. Tony książek, kuszące historiami, i tym wybornym aromatem papieru i druku. Po prostu święto książki, targi wyobraźni – dla mnie baśń w rzeczywistości, która była gdzieś poza, absolutnie odstawiona w niebyt, wskazówki zegara zatrzymane, sięgam, dotykam, słyszę ukochany szelest kartek… Nie mogło mnie tam zabraknąć, bo to ten moment, gdy literatura otacza namacalnie.
możliwość spotkania: artystów, pisarzy, wirtuozów słowa, mistrzów pióra, miłośników piśmiennictwa (tych polskich i tych zagranicznych) – jak kto woli – z pewnością tych, którzy kreują dla ciebie, dla mnie, których dzieł szukam w księgarniach, bibliotekach, bo tworzą tak, że wkraczam w fabułę, przeżywam, wzruszam się, nienawidzę, zazdroszczę, uwielbiam, rozważam, zarywam noce, by czytać. I nagle okazuje się, iż mogę usłyszeć głos, zobaczyć, otrzymać dedykację… coś cudownego.
poznanie zupełnie nowych wydawnictw, dzięki temu nowych autorów i ich dzieł, bo często bywa tak, że człowiek koncentruje się na jakiejś znanej „marce” i boi się zaryzykować („sprawdzone, więc biorę, choćbym nie znał twórcy, ale oni wydają dobre książki”), a ryzyko się opłaca, bo można zupełnie przypadkiem trafić na literacką perełkę.
akcja „Książka za Książkę” – genialny pomysł! Wystarczyło przynieść używaną książkę na konkretne stoisko, a w zamian otrzymywało się rabat na dowolną nową książkę u wydawców, którzy brali udział w akcji. Zebrane dzieła trafiają do bibliotek i czytelni.
kącik do czytania, w którym można był usiąść, odetchnąć, odciąć od otoczenia, zagłębić w lekturę – dobra opcja dla tych, którzy nie chcą kupić a chcą czytać, albo nakupili dużo, już nie mają za co a dalej by chcieli, bo: miłość do książek
spotkania blogerów – tu raczej nie trzeba tłumaczyć dlaczego cieszą się niezmiernym zainteresowaniem. Czyż nie jest miło poznać kogoś, na kogo blog zagląda się z nadzieją, że dał nowy wpis?
obecność kawiarni. Dla mnie, jako namiętnego kawiarza, to istotna kwestia. Połączenie: książka + kawa. Niebo na ziemi.
fatalne korki, ponieważ wspaniałomyślnie zorganizowano w tym samym czasie półmaraton. Częściowo zamknięty ruch tramwajowy, w zamian EXPO BUS, ale ponoć już nie tak często jak te pierwsze – zasłyszane. Ja akurat tkwiłam w samochodzie: w samym Krakowie staliśmy dłużej niż zajęło nam przybycie z Oświęcimia.
sporo księgarni internetowych, co uważam za minus, gdyż moim zdaniem Targi Książki powinny być przeznaczone wyłącznie dla wydawnictw – Internet to Internet, więc niech wirtualne nie pcha się do realnego. Poza tym: księgarnia to pieniądz, wydawnictwo promuje sztukę pisaną, poszukuje, wydaje – chwali się tym, kogo udało im się odkryć.
banery, transparenty, reklamy, ulotki, szyldy ogłaszające promocje. Jeden większy od drugiego, prześciganie się w koncepcjach, kształtach, a pod tym wszystkim skrywa się niestety: MARKETING. Książka jako produkt. Książka=pieniądz. Chyba nie o to powinno tutaj chodzić…
bardzo ponętnie ubrane kobiety (w obcisłych białych sukienkach, nawet jedna w pończochach i z potężnym ogonem z piór?), przechadzające się książkowymi alejkami (forma reklamy) – może to działa, może kusi, bo zmysł wzroku jest naprawdę silny, jednak… to dobre w sklepach typu Media Markt, nie wśród książek… litości.
wciskanie oficjalnej mobilnej aplikacji targowej już od wejścia. Myślę, że jak ktoś przygotowuje się do Targów Książki, to nim tam przybędzie ma wszystko dokładnie zaplanowane, wynotowane i niekoniecznie potrzebuje interaktywnego planu hali, listę wystawców, program. Dodatkowo słyszałam, że była dość skomplikowana, ścinała się, niespodziewanie zamykała.
dzieci. Całe klasy, a obok spieszące nauczycielki, które podejrzewam zorganizowały operację: „kto chce uczestniczyć w Targach Książki? Wtedy będzie dzień wolny od szkoły! Albo WSZYSCY albo NIKT”. Bo z tego, co zdążyłam zasłyszeć i zauważyć, to te bąble miały większą radość z noszenia tekturowych koron i wcinania popcornu niż z dzierżenia w swoich rękach książek. Jasne, trzeba dzieci zachęcać do czytania, ale należy to robić w trochę inny sposób, niżeli pchać tam, gdzie mogą być stratowane, niekoniecznie głosząc odpowiednie idee. Literatura wymaga delikatności, choć sama bywa brutalna. Trzeba ją dobrze zaprezentować. Oswoić z tym innym światem. Pośpiech nie wchodzi w grę.
strasznie dużo stoisk ustawionych przesadnie blisko siebie (i z jednej, i z drugiej strony) – to nadmierne zagęszczenie sprawiało, iż i tak wąskie alejki zwężały się jeszcze bardziej, w efekcie ciężko było się poruszać, wręcz trzeba było manewrować, przystawać, odczekać swoje, by pójść dalej – to naprawdę męczy. A ta duchota…
odbywanie się spotkań autorskich w tych samych godzinach i dosłownie obok siebie (przykładowo Maria Czubaszek i Martyna Wojciechowska), co powodowało, że mieszały się kolejki, ludzie pytali kto do kogo stoi, powstawał chaos, były niepotrzebne nerwy: bo ten się wciska, ten tu nie stał, każdy napierał na każdego, ludzie obawiali się, że jak zdążą do jednego pisarza to już do drugiego nie. Ja od tego ścisku nabawiłam się rozległych siniaków, w liczbie mnogiej.
„kto to jest? nie wiem, ale idę, bo inni idą” – przysięgam, że kilka razy usłyszałam to zdanie albo: „tam jest Olaf jakiśtam, eee nieważne”, „już wezmę ten autograf jak siedzi, ale kiedyś przeczytałem jedną stronę z jej książki i rzuciłem, bo beznadzieja”. Chodzi mi tu o lekceważące podejście do pisarzy, czyli: nie czytam, nie mam zamiaru, nie znam, nie poznam, ale autograf wezmę, bo tak, bo przy okazji, bo już tu jestem. Pisarz to nie autograf, pisarz to emocje, opowieści, fantazja, sztuka, kunsztowność, najlepsze chwile spędzone nad, nawet w jego książkach. Autograf to celebryta.
Podsumowując: mimo, że zawiodła mnie sama organizacja Targów, to jestem zachwycona i w pełni usatysfakcjonowana, bo tam, gdzie królują książki, do tego w takich ilościach, jest specyficzna atmosfera, nie do podrobienia. A przede wszystkim mogłam spotkać autorów dzieł, którymi się zachwycam i kupić 8 książek:
1. „Księgi Jakubowe”, Olga Tokarczuk
2. „JOLANTA”, Sylwia Chutnik
3. „KOCHANEK pani GRAWERSKIEJ”, Krystyna Śmigielska
4. „BOKS NA PTAKU, czyli każdy szczyt ma swój CZUBASZEK i KAROLAK”, Maria Czubaszek, Wojciech Karolak w rozmowie z Arturem Andrusem
5. „Z SZYNKĄ RAZ!”, Charles Bukowski
6. „KUCAJĄC”, Andrzej Stasiuk
7. „NA KRAWĘDZI WIDELCA. Spowiedź bulimiczki”, Natalia Krzesłowska
8. „ODWYKOWNIA”, Mieczysław Łuksza
Opuszczając magiczny Kraków, wstąpiliśmy na kawkę z wizerunkiem kociej mordki do „KOCIARNI”, czyli KOCIEJ KAWIARNI, w której bytują te dumne, puszyste zwierzaki. Cieszę się, ze są takie miejsca, w których odrzucone mogą znaleźć schronienie oraz nadzieję na znalezienie nowego domu, bo naturalnie można je adoptować;)