Humor, który wyciska łzy – „Życie jest piękne” w reż. Roberto Benigniego

To prosta historia, lecz niełatwo ją opowiedzieć; jak w bajce będzie o smutku, i jak w bajce o cudach i szczęściu.

Tymi słowami rozpoczyna się film „Życie jest piękne” w reż. Roberto Benigniego. Gatunkowo mogłoby się wydawać kuriozalne połączenie: dramat, komedia, wojenny. Jak jednocześnie przybrać poważną postawę i humorystyczną? Jak niezgodę nosić w sobie, gdy żart się przedziera? Czemuż lać łzy, jeśli można śmiać się do rozpuku? Czy to możliwe? Okazuje się, że tak. A kiedy? Po pierwsze: z chwilą poczucia odpowiedzialności za kogoś, wchłonięcia w siebie całego strachu, stworzenia ochronnej iluzji, po drugie: kiedy realia są tak przerażające, że trzeba się pokrzepić, by nie upaść, lecz walczyć, po trzecie: gdy komizm zyskuje odmienną rolę, znacznie trudniejszą, bowiem ma za zadanie ukazać totalną makabryczność sytuacji – ten śmiech nie bawi a przygnębia, bo to śmiech kamuflujący prawdę. Prawdę o potworności wojny, o nieuzasadnionej nienawiści do Żydów, o nonsensownej tyranii, panującej w obozach koncentracyjnych. I właśnie do jednego z nich trafia Guido Orefice wraz ze swoim synkiem Giosué, i to tutaj rozpoczyna się przykra, choć ukryta pod uśmiechem, batalia, by ludzkie okrucieństwo, w oczach dziecka, zamienić w zabawę. Ale po kolei.

Akcja rozpoczyna się w 1939 roku, kiedy to do toskańskiego miasta Arezzo przybywa główny bohater – Guido Orefice (w tej roli sam Roberto Benigni). Mężczyzna zamieszkuje u swojego wuja – Eliseo (Giustino Durano) – i początkowo pracuje u niego jako kelner. Przypadkiem (najpierw kobieta spada na niego, gdy próbuje zlikwidować gniazdo os, później to on wjeżdża na nią rowerem, innym razem, celowo, idzie do teatru, skąd, podstępem zabiera ją na lody czekoladowe) poznaje narzeczoną wysoko postawionego urzędnika państwowego, nauczycielkę – Dorę (gra ją żona reżysera – Nicoletta Braschi), w której zakochuje się bez pamięci, i już odtąd, gdy tylko ją spotyka wykrzykuje: Buongiorno Principessa! (Dzień dobry Księżniczko!). Postanawia zdobyć jej serce, co mu się udaje, bo, dosłownie, przy pomocy wymalowanego na zielono konia Robin Hooda, z napisem: UWAGA, KOŃ ŻYDOWSKI”, organizuje porwanie, z Grand Hotelu, z uroczystości zaręczynowej.

Guido zakłada w centrum swoją wymarzoną księgarnię, wspólnie z żoną wychowują 5-letniego syna – Giosué (Giorgio Cantarini) – sielanka? Między nimi owszem, ale antysemityzm zaczyna poszerzać swój zasięg, co mężczyzna stara się wytłumaczyć dziecku w prześmiewczy sposób, bo: dlaczego do sklepu Żydom i psom wstęp wzbroniony? Przecież każdy ma prawo kogoś nie lubić. Oni na przykład nie lubią pająków i Wizygotów – taką więc mogą sobie wywiesić tabliczkę. Niestety nie zdążyli, gdyż w dzień urodzin chłopca zostają wyciągnięci z domu i wsadzeni do pociągu, który ma ich zawieźć do obozu koncentracyjnego. Przerażona i zdeterminowana Dora, mimo, że nie widnieje na liście, również żąda, by ją tam wpuszczono. Miłość nie pozwala jej uczynić inaczej. W tym miejscu rola śmiechu zaczyna być przewrotna. Śmiech forma maski. Śmiech-zapewnienie bezpieczeństwa. Śmiech-fantazmat. Śmiech-utopia w drastyczności. Śmiech intensyfikujący ból, rozpacz obserwatora. Śmiech, posiadający katartyczną moc, która usuwa emocjonalne napięcie. Śmiech, wyciskający łzy. Bo co to w ogóle za nagła podróż? Ano podróż niespodzianka! Cóż za punktualność! Ile ludzi! Taka długa kolejka, cud, iż jeszcze nabyli bilety! Wszystko perfekcyjnie zorganizowane, bo to wspaniała gra: jak zdobędzie się 1000 punktów, to nagrodą jest prawdziwy czołg! Zasady są banalne: kobiety po jednej stronie, mężczyźni po drugiej, żołnierze mówią, co robić i należy ich słuchać, punkty traci ten, kto się boi, kto płacze, kto chce się widzieć z mamą lub domaga się jedzenia, trzeba milczeć i bardzo dobrze się ukrywać. Guido odznacza się nie tylko wspaniałą wyobraźnią, optymizmem, ale przede wszystkim niesamowitą siłą, bo upiększanie tak katastrofalnych realiów, wszelkie anegdoty, błyskotliwość są tarczą chroniącą przed ludzką podłością, wewnętrznym syfem, złem. Cała jego uwaga jest skupiona na dziecku, na tym, by nie pojęło, co się dzieje, by nie zakiełkowała w nim trwoga. Wielokrotnie podejmuje ryzyko: wtedy, gdy przewrotnie tłumaczy reguły rozgrywki (zgłasza się jako osoba znająca język niemiecki, w istocie punktuje zmyślone wymogi), gdy utajnia pobyt swojego syna (inne maluchy, razem ze starcami, zostały uśmiercone w komorach gazowych), krzyczy przez megafon: „Księżniczko śniłaś mi się dzisiaj przez całą noc”, by dać znać żonie, że żyje, zabiera chłopca na dziedziniec, w celu udowodnienia, iż pozostałe dzieci w dalszym ciągu tu bytują, ale skrzętnie się chowają (te są tak naprawdę niemieckiego pochodzenia) – pech, że zostaje dostrzeżony, ale szybko nakazuje małemu milczenie, i tamten zostaje zabrany na zorganizowaną kolację, gdzie zapomina się i dziękuje za posiłek – Guido ekspresowo uczy pozostałych tego słowa, biorąc całą winę na siebie (że niby on im kazał), no i w moim odczuciu scena najgorsza: wojna dobiega końca, Niemcy w popłochu uciekają, główny bohater zamyka  Giosuéa w metalowej szafce, znajdującej się na dziedzińcu i oznajmia, że może z niej wyjść tylko wtedy, gdy upewni się, iż na zewnątrz panuje absolutna cisza, że nikogo tam nie ma, a sam podwija nogawki spodni, na głowie zawiązuje sobie sweter (przebiera się za kobietę) i pędzi po swoją żonę, niestety zostaje dostrzeżony, zaprowadzony pod mur, zastrzelony, tak na sam koniec. Co jest tutaj tak przeraźliwe? Chód Guido: pogodny, żartobliwy, przesadnie energiczny – bo ojciec zdaje sobie sprawę, że jego syn, w tej chwili, go obserwuje. Co jeszcze? To, że puszcza małemu oczko. Bezlitośnie wesoła scena pożegnania. Jak bardzo trzeba się w sobie zebrać, ile mieć siły, żeby, podążając na pewną śmierć zdobyć się na dowcip, uśmiech? Nastaje cisza. Wjeżdżają czołgi. Giosué wychodzi, ciesząc się wygraną. W trakcie przejażdżki natyka się na matkę. Guido ponosi największą ofiarę, którą syn pojmuje po latach (film opowiadany jest z perspektywy już dorosłego bohatera), jednak sam pobyt w obozie nie jest dla niego katastrofalnym wspomnieniem, bo ojciec ten horror zamienił mu w bajkę.

Ten chichot jest tyrański, ten chichot nie unosi kącików ust, ma gorzki smak, bo to absurdalna odpowiedź na absurdalne wydarzenia, które nie powinny mieć miejsca. Zresztą: przekonajcie się sami.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/02/08/208/7520031.3.jpg

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/02/08/208/183152.1.jpg

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/02/08/208/430950.1.jpg

źródło ilustracji: https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRjsQ8OSZszVOIFbh1yQ4hOwu314YpGIByXrTcLQ56U1tKkKCMk

źródło ilustracji: http://kp.i1.fdbimg.pl/ppsexk_kzmp2j.jpg

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/02/08/208/183144.2.jpg

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/ph/02/08/208/430948.1.jpg

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *