Gdy przeczytałam „Uciekinierkę”, która wyszła spod pióra kanadyjskiej pisarki Alice Munro, zachwyciłam się osobliwym stylem autorki: lekko leniwy, łagodny, nieskomplikowany, pozbawiony ozdobników, językowo przewidywalny jak płynna mowa kogoś, kogo dobrze znamy, kto posługuje się poprawną polszczyzną, ładnie układa zdania, a jednak jest w tej prostocie pewne mistrzostwo. To mistrzostwo tkwi w ukrytym krzyku, kotłującym się za poszczególnymi frazami, w potężnych emocjach, szczelnie stłumionych za szklanymi maskami bohaterów, nigdy podanymi wprost, lecz delikatnie zasygnalizowanymi i w pytaniach, jakie pod wpływem czytanych wydarzeń zadaje sobie odbiorca; to nie są pytania dotyczące treści, ale istnienia w ogóle. Tutaj nie ma histerii, nagłych zwrotów akcji, zawikłanych intryg, spektakularnych zakończeń czy awantur – wszystko płynie wyciszonym, nie filmowym, ale realistycznym rytmem – podobnie jest w życiu: prawdziwe dramaty dźwiga się samotnie i w milczeniu.
Opowiadania Alice Munro nie pozostawiają niedosytu, są skończone i wcale nie chciałoby się więcej wiedzieć niż zostało napisane. A co niezwykle ważne: to historie kobiet, o kobietach i dla kobiet – to nakreślenie relacji, spraw codziennych, wspomnień, pragnień, tęsknot, rozczarowań, frustracji, nieszczęść, namiętności, rozstań i powrotów, z, wbrew pozorom, dokładną psychologizacją postaci – bo wewnątrz, właśnie tam dzieje się najwięcej.
Wtedy też napomknęłam, że kiedyś wrócę do jej książek i oczywiście nie rzuciłam słów na wiatr (zresztą, nigdy nie rzucam – ja zawsze dotrzymuję słowa), bo ostatnio sięgnęłam po „Kocha, lubi, szanuje” – cykl 9 opowiadań, liczących 403 strony (Wydawnictwo Dwie Siostry). I tak kartka po kartce, łyk za łykiem, kasztan za kasztanem (mowa o tych jadalnych) przeczytałam, nawet nie wiem kiedy. Po krótce streszczę każde z nich:
Kocha, lubi, szanuje… – Johanna Parry urodziła się w Glasgow, ale gdy miała 5 lat matka oddała ją do sierocińca, z którego w wieku 11 została przewieziona do Kanady, do państwa Dixonów, gdzie pracowała przy uprawie roślin. Następnie przeniosła się do domu opieki, by troszczyć się o starsze osoby, a krótko po tym do fabryki szczotek, skąd na okres 12 lat zamieszkała u matki właściciela, pani Willets, nad Jeziorem Żałobnej Gołębicy. Ponieważ wcześniej nie zdobyła żadnego wykształcenia, dopiero tam nauczyła się porządnie czytać. Niestety po jej śmierci musiała szukać nowego zajęcia, więc odpowiedziała na zamieszczone w „Globe and Mail” ogłoszenie pana McCauleya, u którego podjęła pracę jako gospodyni domowa oraz niania półsieroty Sabithy; matka Marcelle zmarła po źle wykonanym kobiecym zabiegu, zaś ojciec, z zawodu lotnik, Ken Boudreau (który przez swą nadmierną lojalność, dumę i problemy z alkoholem często tracił pracę, a że dodatkowo był zbyt życzliwy oraz naiwny wplątał się w długi: równie chętnie brał i dawał), mając żal do żony o nieodpowiednie prowadzenie, szukał szczęścia w świecie, a z córką utrzymywał kontakt korespondencyjny. I właśnie pewnego dnia, w drodze do szkoły, gdy Sabitha miała wysłać do niego list, jej koleżanka Edith Shulz (córka szewca Hermana) dostrzegła, iż koperta jest zbyt gruba, co dało im się domyślić, iż Johanna musiała dołożyć coś od siebie, a żeby to sprawdzić odkleiły kopertę nad parą – i faktycznie miały rację. Wtedy też przyszedł im do głowy niemiły pomysł, by zacząć odpisywać w imieniu Kena – ich odpowiedzi były niejednoznaczne, lecz w samotnej Johannie zaczęły budzić się uczucia, pod których wpływem zabrała meble (o które w ramach rekompensaty od teścia upominał się Ken) od swojego pracodawcy, po czym w sklepie „U Mi lady” nabyła brązową wełnianą sukienkę, z szerokim eleganckim marszczonym dołem oraz ze złotym paskiem i udała się pociągiem do Gdańska, do nędznego hotelu, do pana Budreau’a, który ten przyjął w ciemno jako spłatę należności, usilnie wierząc, że jest to zaproszenie o treści matrymonialnej, zapowiadające ślub. Na miejscu natknęła się na pogrążonego w chorobie mężczyznę, otoczyła go opieką, subtelnie napomykając do listowych treści, których ten za nic nie pojmował, lecz pozwolił rozwijać się owej sytuacji, która faktycznie doprowadziła do zawarcia związku małżeńskiego. Spisek nigdy nie ujrzał światła dziennego.
Wiszący most – Jinny i Neal są razem 21 lat. Kobieta zapada na ciężką chorobę, a leczenie nie daje żadnych szans na jej pokonanie, stąd oboje przygotowują się na najgorsze. Po jednej z wizyt, gdy już wracają, Jinny stale próbuje przekazać mężowi pewną informację, której ten, zapewne ze strachu, unika, przeskakując z tematu na temat (Jakaś forma maskarady była niezbędna, a może zbyt już do niej przywykli, by ją porzucić), co więcej jedzie z nimi Helen – dziewczyna do pomocy, z Zakładu Poprawczego dla Młodocianych Przestępców. Niefart sprawia, że jej siostra Lois zapomniała zabrać jej buty, które ta chciała mieć na przebranie, w związku z tym wybrali się do rodzinnego domu, gdzie przez June i Matta zostali wspaniale przyjęci; Neal przyjął zaproszenie do środka, zaś Jinny zdecydowała, że zostanie na zewnątrz – niespodziewanie poznała brata Helen, Ricky’ego, który postanowił zawieźć ją do domu. Po drodze pokazał jej coś niezwykłego, mianowicie: wiszący most, pod którym było bagno, otoczone trzcinami – tam, niczym w amoku, pogrążyli się w namiętnym pocałunku, a ta beztroska, dzika radość była spowodowana pewnie tym, że lekarz oznajmił, iż choroba daje za wygraną.
Meble rodzinne – Alfrida (Freddie) jest przykładem kobiety wyzwolonej: bardziej swobodna od innych, otwarcie wyrażą swoją opinię, ekscentrycznie się ubiera, nakłada ostry makijaż, w gazecie, w „Rubryce Gospodyń Flory Simpson” (wraz z Końskim Henrym) pisze porady, ale nigdy nie ujawnia się kim tak naprawdę jest, bo ludzie w życiu realnym przypięli jej łatkę osoby nieprzyzwoitej. Skrycie podziwia ją bratanica, zamknięta w kręgu obowiązkowych obiadów rodzinnych, odbywających się 3 razy do roku, bezpiecznych rozmów, najlepiej krążących wokół jedzenia (by nie przekroczyć pewnych granic) – niestety ich kontakt się urywa, gdy Alfrida związuje się z żonatym Billem. Pech chce, że matka dziewczyny prawdopodobnie zapada na stwardnienie rozsiane, toteż musi ona przejąć wszystkie obowiązki, trwając w pozorach normalności. Jednak po osiągnięciu wieku studenckiego wyjeżdża do college’u; uczy się, pracuje w bibliotece miejskiej i tej uczelnianej, sprytnie unikając mieszkającej tam Alfridy. W końcu dochodzi do ich spotkania,w trakcie którego ciotka opowiada jej swoją dramatyczną historię: wcześnie straciła matkę (w jej rękach wybuchła lampa naftowa), ojciec opuścił farmę, wychowała ją babcia, która to zapisała jej w spadku meble oraz kremowy serwis w niebieskie kwiatuszki – z czasem te informacje dziewczyna wykorzystuje w jednym ze swoich opowiadań (spełniła marzenie i jest pisarką) za co Alfrida się na nią obraża. Akcja kończy się pogrzebem Alfridy (wcześniej odszedł od niej Bill, zamieszkała w domu odziedziczonym po babce, potem była w domu opieki, w Toronto), gdzie narratorka spotyka jej córkę, którą tamta natychmiast po porodzie oddała, żeby nikt nie wiedział o jej istnieniu.
Pociecha – Nina ma ponad 1,80 wzrostu, jest córką lekarzy, pochodzących z małego miasteczka w Michigan, z którymi mieszka po ukończeniu studiów, na co dzień ucząc łaciny w miejscowym liceum. W okresie wakacji wyjeżdża do Europy z grupką znajomych z college’u, którzy w Cairngorms zakolegowują się z paczką Australijczyków oraz Nowozelandczyków, chwilowo hippisów, którymi przewodzi Lewis – udaje mu się namówić dziewczynę do zmiany trasy podróży, by dalej ruszyli wyłącznie sami, a w jej trakcie włóczęgostwo mu się nudzi i postanawia się trochę ustatkować; ma całkiem przyzwoity stopień naukowy z biologii i przygotowanie pedagogiczne. Gdy Nina oczarowuje go opisem miasteczka na wschodnim wybrzeżu jeziora Huron, w Kanadzie, do którego w dzieciństwie jeździła w odwiedziny do krewnych, osiadają tam i dostają pracę w tej samej szkole, ale po wyłączeniu łaciny z programu kobieta ją traci, jednak nie ma ochoty się przekwalifikować, zresztą jest zadowolona, że już nie pracują razem, bowiem silna osobowość męża i jego ateistyczny styl prowadzenia lekcji przysparza im wiele kłopotów. Jak już przechodzą na emeryturę, w dalszym ciągu są bardziej dynamiczni umysłowo i fizycznie, bardziej skomplikowani i wyraziści, zdolni cieszyć się dobrymi stronami życia. Niestety Lewisa dopada stwardnienie zanikowe boczne (po diagnozie odczuwa ulgę, bo zaczął myśleć, iż jest neurotykiem), z czasem podejmuje świadomą decyzję o popełnieniu samobójstwa, gdy stan zdrowia będzie się pogarszał, o czym informuje żonę, zaznaczając, że nie powie kiedy to zrobi, a po śmierci nie życzy sobie odprawienia pogrzebu: zamierzenie realizuje w momencie jej wyjścia na tenis. We wszystkich formalnościach wspiera ją Ed Shore, właściciel domu pogrzebowego, którego Lewis bardzo nie lubił, a zwłaszcza, jego zdaniem, fanatycznej żony Kitty. Ich dwojga nie dzielił żaden bufor bezpieczeństwa, nic pośredniego między formalną uprzejmością a wszechogarniającą bliskością. To, co czuli do siebie przez te wszystkie lata, pozostawało w zawieszeniu dzięki obu małżeństwom. Małżeństwa wypełniały im życie; jej małżeństwo z Lewisem było czasami ciężką i kłopotliwą, ale jednak najważniejszą częścią jej życia. To, co ich łączyło, było też od tych małżeństw zależne, stąd ta słodycz, ta pocieszająca obietnica. To raczej nie było coś, co mogłoby zaistnieć i trwać samo z siebie, nawet gdyby oboje byli wolni. A jednak nie było nic. Niebezpieczeństwo polegało na pokusie, żeby spróbować, a potem zobaczyć, jak to coś rozwiewa się bez śladu, i wtedy pomyśleć, ze to nie było nic takiego.
Pokrzywy – Narratorka jako dziecko mieszkała na wsi, gdzie jej tata hodował srebrne lisy i norki, więc potrzebowali stałego dostępu do wody. I w sprawie utworzenia studni wezwali wiertacza Mike’a McCalluma, który przybył do nich wraz z synem (o tym samym imieniu), w którym to dziewczynka się zakochała. Jednak gdy praca dobiegła końca, panowie, bez pożegnania udali się realizować kolejne zlecenie. Już jako dorosła kobieta, mająca 2 córki, urzeczona urokiem innego mężczyzny, odeszła od męża, relacja z tamtym upadła, więc zdecydowała się wyjechać do Toronto. Pewnego dnia, w nieuzasadnionym strachu przed niebytem, zadzwoniła do swojej przyjaciółki Sunny, która w ramach relaksu zaprosiła ją do swojego domku letniskowego na wieś, gdzie po latach natknęła się na nikogo innego jak na samego Mike’a (przyjaźnił się z Johnstonem, mężem Sunny); obecnie mieszka w Kingston, ma żonę Irlandkę i 3 dzieci. Pewnego razu postanowili wybrać się na pole golfowe, ale tam dopadła ich potworna ulewa, więc skryli się w gąszczu pokrzyw, wśród których nie tylko się pocałowali, ale też usłyszała wyznanie, że miał jeszcze jednego syna, 3-letniego Briana, którego potrącił samochodem. Wtedy zrozumiała, że to przykre doświadczenie scaliło go z żoną na całe życie; bo takie doświadczenia albo rozbijają, albo wiążą.
Pion i poziom – Lionel, już jako nastolatek, był nieprzeciętnie utalentowany w kierunku matematycznym. Po śmierci matki odwiedza swojego wykładowcę Brendana oraz Lornę, w domku, na wzgórzu, który był dumą właściciela: nowoczesny, zbudowany w stylu Post and Beam, charakterystycznym dla zachodniego wybrzeża. Tego typu domów nie malowano; zgodnie z zamierzeniem architektonicznym miały harmonijnie wtapiać się w miejscowe lasy. Dom na zewnątrz był więc prosty i funkcjonalny, z płaskim dachem wystającym poza ściany. Drewniana konstrukcja wewnętrzna pozostawała odsłonięta. Kominek znajdował się w kamiennym przewodzie kominowym sięgającym do sufitu, a wysokie, wąskie okna nie miały zasłon. Z żoną nauczyciela łączy go słodko-niewinna relacja; uwielbiają prowadzić długie dysputy wypełnione wspomnieniami kobiety (jak choćby opis wyglądu kuchni), podczas których potrafią się zatracić i gdy wytrącała ich przyziemność potrzebowali wówczas chwili milczenia, żeby powrócić do poziomu wartościowego międzyludzkiego kontaktu. Sytuacja ulega zmianie kiedy przybywa jej kuzynka Polly, bo ta fascynacja spływa na nią. Lorna czuje lekkie ukłucie, bowiem uświadamia sobie, że u młodzieńca jeszcze mogą zachodzić zmiany, u niej nie, bo tak wygląda jej szczęście.
Co się pamięta – Meriel i Pierre idą na pogrzeb przyjaciela mężczyzny – 29-letniego Jonasa, który jechał w nocy motocyklem, po żwirze, i wypadł z drogi. Po zakończeniu smutnej ceremonii kobieta ma zamiar udać się do Lynn Valley, do domu opieki o zacnej nazwie „Dworek Królewski”, by odwiedzić Muriel (nauczycielka plastyki jej zmarłej matki, taka przyszywana ciocia) – podwiezienie oferuje doktor Eric Asher – w trakcie tej krótkiej podróży ogarnia ich niespodziewane pożądanie, w efekcie udają się do hotelu i spędzają namiętne chwile, lecz na pożegnanie mężczyzna odmawia jej pocałunku, ponieważ chce ją ustrzec przed popełnieniem poważnego błędu (być może zapragnęłaby zmienić swoje dotychczasowe życie?) – po tym epizodzie już nigdy więcej się nie spotykają. Po latach dowiaduje się z artykułu, że Asher zginął w wypadku lotniczym, zaś Meriel zastanawiała się, czy taki pozostanie, czy może miała dla niego w zanadrzu jakąś nową rolę, jakiś nowy sposób spożytkowania go w myślach, w czasie, jaki jeszcze miała przed sobą.
Queenie – Właściciel firmy przewozowej bierze ślub z konsultantką kosmetyków o imieniu Bet. Każde z nich ma córkę, które dzielą 3 lata różnicy; starsza to Lena, a młodsza Chrissy. Dziewczynki bardzo się lubią, wspólnie uczęszczają na zajęcia do szkoły muzycznej, w której prym wiedzie dyktatorski Stan Vorguill – gdy jego żona zapada na ciężką chorobę, podejmują tam pracę. Po śmierci kobiety 18-letnia Lena postanawia wziąć z nim ślub, co też czyni, i razem, w środku nocy, uciekają do Toronto, a ponieważ jej rodzice są temu przeciwni, to zrywa z nimi kontakt. Chrissy, przed rozpoczęciem nauki w kolegium nauczycielskim, odwiedza ją, mając w planach zaczepienie się na jakiś czas w celu dorobienia, i od razu dostrzega liczne zmiany w wyglądzie, zachowaniu i sposobie mówienia siostry, również fakt, że tamta jest zastraszona i podporządkowana mężowi, który jest człowiekiem sarkastycznym, chamskim, kłótliwym, zimnym, szorstkim, zadufanym, zazdrosnym, skłonnym do rękoczynów. Wszystko ulega zmianie, gdy kobieta otrzymuje list od poznanego w okresie Świąt Bożego Narodzenia Andrewa, bowiem postanawia dla niego porzucić Stana. Siostry już nigdy się nie spotykają; Chrissy stale widzi Lenę w innych kobietach, mając nadzieję, że to właśnie ona.
Stary niedźwiedź mocno śpi – Fiona mieszka w przestronnym domu, wywodzi się z bogatej rodziny (jej ojciec jest uznawanym kardiologiem), o skrajnie lewicowych poglądach. Zwykle bawi się mężczyznami, ale gdy poznaje Granta (mimo, że wcześniej także wyśmiewała jego małomiasteczkowe wyrażenia) oświadcza mu się na plaży w Port Stanley. Jako małżeństwo wiodą szczęśliwe, bezdzietne życie z 2 chartami (Borysem i Nataszą); po śmierci jej rodziców ona rzuciła pracę (była koordynatorką wolontariuszy w szpitalu), on przeszedł na wcześniejszą emeryturę (pozostawiając za sobą płomienne romanse ze swoimi studentkami) i zamieszkali na farmie, w odziedziczonej willi, nad zatoką Georgian. Gdy mają po 70 lat, kobieta zapada na alzheimera (początkowo uznają wszelkie objawy za zwykłe roztargnienie) i zostaje umieszczona w Meadowlake, w którym jest miesięczny okres adaptacyjny, kiedy to nie można odwiedzać bliskich. Po upływie wyznaczonego czasu Fiona niestety nie poznaje Granta, bo jej stan uległ znacznemu pogorszeniu: najpierw myśli, że to nowy pacjent, później ktoś, kto uparcie ją nachodzi albo uciążliwy gość, dla którego musi być uprzejma. Jej bratnią duszą, nawet kimś do kogo żywi uczucie, stał się przebywający tam tymczasowo (jego żona wyjechała na wakacje) Aubreyem; godzinami przesiadują przy stoliku do brydża lub w oranżerii. Grant nie możne się z tym pogodzić, więc kilka razy w tygodniu przyjeżdża tam, by pobyć blisko niej, posiedzieć choćby na odległość i poobserwować żonę, tak bardzo szczęśliwą u boku obcego mężczyzny, nie posiadającą żadnych wspomnień.
Tak to wygląda, jeśli chodzi o zarys fabuły, który z pewnością nie jest w stanie oddać klimatu, jaki swoją wyobraźnią stworzyła pisarka, a jest on doprawdy bezpretensjonalnie uderzający, podobnie jak dziecięca zabawa, wyliczanka: kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje, którą to wypowiadało się obrywając płatki kwiatków, myśląc o konkretnym chłopcu, z którym taka czekała przyszłość na jakim słowie został oderwany ostatni płatek – tak też jest w życiu, okrutnie losowo; wiele można planować, a ono i tak potwornie zaskakuje.
Taka ciekawa recenzja, że aż musiałam dopisać kolejną książkę do listy „Do przeczytania”. Tylko chyba coś jest z nią nie tak, bo lektur zamiast ubywać to tylko przybywa!
Pozdrawiam 🙂
Skąd ja to znam; na półce kolekcja zamiast się kurczyć to rośnie, a ja jeszcze pomiędzy znoszę kolejne z miejscowej biblioteki, dodatkowo robiąc sobie prezenty… książkowe;) A „Kocha, lubi, szanuje”… naprawdę polecam; za ten pozorny, emocjonalny spokój. Pozdrawiam:)
Ciągle mi z tą autorką nie po drodze, ale od dawna mam ją w planach. Opowiadania bardzo lubię, więc może i ten zbiorek kiedyś przeczytam.
Opowiadania Alice Munro różnią się od wielu innych tym, że (jak dla mnie) stanowią skończoną całość; ani nie chce się więcej, ani mniej, wszystko zostało już napisane i to w naprawdę wspaniały sposób. Polecam przygodę z jej literaturą! Pozdrawiam:)
Pierwsze opowiadanie wydaje się bardzo ciekawe!:)
Właśnie pierwsze i ostatnie są moimi ulubionymi:)