„Armia IV Rzeszy – oto kim jesteśmy; żyjemy w rynsztoku i zajdziemy wysoko”, czyli o ponurej baśni słów kilka – „Romper Stomper” w reż. Geoffreya Wrighta

Winston Churchill powiedział kiedyś, że Fanatyk to ktoś, kto nie może zmienić tematu i nie może zmienić zdania i to stwierdzenie jest bardzo dobrym początkiem do rozważań nad tym: dlaczego tak się dzieje? kim jest fanatyk i czemu się nim staje? w jakim celu? jakie trzeba mieć cechy, osobowość, przeszłość, z jakiego pochodzić środowiska, by zostać fanatykiem, co więcej mieć wpływ na innych, którzy ślepo za nim podążają, łamiąc wszelkie bariery społeczne, etyczne, moralne (choć moralność to pojęcie względne, bo każdy posiada własną, z szeregiem indywidualnych interpretacji)? trzeba być silnym czy tak naprawdę słabym? to powierzchowne zagubienie, a może mentalny wrodzony demonizm? czy sposób zrezygnować, a jeśli tak, to kto się na to decyduje i z jakiego powodu porzuca wszystko w co dotychczas tak żarliwie wierzył?

Ciężko jednoznacznie udzielić odpowiedzi na takie pytania, podczas gdy fanatykiem się nie jest albo nie zna od kołyski kogoś takiego, bowiem obserwacja, przeszłość, rozmowy pozwoliłyby wyciągnąć logiczne oraz bliskie prawdzie wnioski – z drugiej strony wiadomo, że każdy przypadek, człowiek jest inny, więc i pobudki i historia zarysowują się odmiennie (niemniej jednak powstaje jakiś powszechny zarys) – w ogóle ludzka psychika to niesamowicie skomplikowany obszar, gdzie nic nigdy nie jest i nie będzie do końca pewne, co ma swoje dobre i złe strony, ale to jak ze wszystkim i wszędzie.

Fanatyzm może być śmieszny, ale też groźny (zawsze absurdalny, ponieważ przesiąknięty poczuciem jakiejś racjonalnie nieuargumentowanej, bezrefleksyjnej misji, objawiającej się powtarzaniem utartych haseł, gdzieś, kiedyś wypowiedzianych przez kogoś, kogo obrało się za swojego guru); w zależności od tego ku czemu został skierowany, jak się to objawia i co człowiek jest w stanie zrobić w imię owej idei. Natomiast fanatyk wie jedno: unicestwić przeciwnika, a więc tego, który śmie myśleć w inny sposób.

Fanatykiem człowiek nie jest, lecz się nim staje, a czemu tak się dzieje, to jedna wielka tajemnica, jakich na świecie wiele, aczkolwiek napomyka się o próbie wypełnienia wewnętrznej pustki, którą to zapychają koncepcje napływające z zewnątrz, wsparte frazesami o obronie sprawiedliwości czy niesieniu niezakłamanej wiary, także o zatuszowaniu kompleksów, wątpliwości, lęków, przykrych wypadków, co dodatkowo jest wsparte ogromnym zagubieniem, chwiejną, poranioną psychiką, nagłą akceptacją przez zwolenników (którzy pochwalą i za posłuszeństwo i za wkroczenie na dobrą stronę mocy), poszukujących takich zbłąkanych, podatnych na wpływ wodza owieczek, bo ludzie niepewni siebie muszą się czegoś uchwycić, co staje się jednocześnie ich ostoją i mocą.

W związku z powyższym nie da się ukryć, że fanatyzm to groźne i niepokojące zjawisko, a takich ludzi po prostu należy unikać, bo chcąc nie chcąc trzeba sobie zdać sprawę, że oni tak strasznie wiedzą swoje, że nie wysłuchają twojego, a jak wysłuchają to tylko po to, by móc brutalnie zaatakować, bo fanatyk jest bezsprzecznie przekonany o słuszności własnej racji, co naturalnie wiąże się z tym, by gwałtownie, z miejsca, odrzucać pozostałe – niestety nierzadko czyni to wręcz w demonstracyjnie agresywny sposób. Fanatyzm nie zna sprzeciwu, i właśnie to zacięte potępienie odróżnia go od zdrowego podejścia, w którym to mamy prawo uważać po nowemu, nie odbierając tego prawa drugiemu, jako że w życiu i po życiu każdy za siebie.

Ja dziś tak o fanatyzmie, bo obejrzałam ostatnio film „Romper Stomper” w reż. Geoffreya Wrighta, który to rozprawia o fanatycznym podejściu tych należących do subkultury skinheadów [sama nazwa pochodzi od głowy wygolonej na łyso, ewentualnie autentycznie króciutkich włosów (ponoć max 3mm), co zresztą podobnie jak szelki, glany (koniecznie wypolerowane), podwinięte spodnie i kurtka typu flyers wchodzi w skład wyglądu prawdziwego skina], która w przypadku tego dramatu przyjęła formę organizacji neonazistowsko-rasistowskiej (bo jest kilka odmian tej subkultury, a co za tym idzie: istnieją między nimi pewne różnice), wielbiącej Adolfa Hitlera, zaczytanej w jego książce „Mein Kampf”, szydzącej z pacyfizmu, homoseksualistów, przeciwnej narkomanii, tępiącej członków pozostałych subkultur (szczególnie punków; za ich niechlujstwo i brak zasad), ludzi innych narodowości (bo dlaczego cudzoziemiec ma mieć więcej praw niż rodowity mieszkaniec? i dlaczego pcha się do czyjegoś kraju zajmując miejsce pracy?), innego koloru skóry oraz innej wiary. Jeśli chodzi o ten dziwny tytuł filmu to jest to po prostu australijskie określenie glanów, a glanów tutaj sporo, bo i grupa pokaźna, na czele której stoi charyzmatyczny Hando (Russel Crowe – chyba najbardziej znany z roli Gladiatora), będący jedynym nieudawanym wyznawcą skinheadzkiej filozofii, przez pozostałych traktowanej dość powierzchownie: jest ostry seks, upijanie do nieprzytomności, mocne imprezy z równie mocną muzyką, natarcia, bójki, odpowiednie emblematy, nóż w pochwie u pasa, wrogość wobec imigrujących w nadmiarze „żółtków”, których czasem tłucze się na śmierć, więc niby wszystko na swoim miejscu, ale… skąd to NIBY, bo przecież nie przypadkowo? Ano stąd, że skini z założenia są zagorzałymi patriotami, osobami honorowymi oraz lojalnymi wobec własnej brygady, natomiast kiedy Wietnamczycy zwołują swoją ekipę, to po przegranej z nimi owa konfrontacja kończy się rozsypką gangu, co tylko uzmysławia, iż składał się z chłopaków dotkniętych przez los, którzy znaleźli się tutaj i z nudów i dlatego, że codzienność ich zawiodła; w tym kręgu mają możliwość poprzebywać z kolegami, zabawić się, popić, dać komuś w mordę – toteż chodzi o sam sposób spędzania czasu z kimś, o towarzystwo, a nie o propagowanie wizji czczonej przez lidera, który ostatecznie sam gubi się w swojej nienawiści, krzywdząc najbliższych, co kosztuje go utratę życia z rąk przyjaciela Daveya (Daniel Pollock), stającego w obronie ukochanej Gabe (Jacqueline McKenzie), będącej wcześniej dziewczyną Hando, który imponował jej siłą i wiernością ideologii, zapatrzeniem w nią, ale już nie tym, że było to zapatrzenie fanatyczne.

„Romper Stomper” to jedna z kilku filmowych odsłon traktujących o subkulturze skinheadów, i moim zdaniem należy do tych mocniejszych, wiarygodnych, bo nie ma tu czegoś takiego jak zbędna górnolotność, próba nawrócenia, moralizowania, przejście na lepszą stronę, pokrzepianie, łzy czy tani sentymentalizm – jest brud, staczanie na dno, przemoc, hektolitry alkoholu, impreza, odważna erotyka, zaciętość, rozróba i konkretna muzyka, a to wszystko zamknięte w genialnych dialogach, scenerii, kostiumach, dynamicznych scenach odegranych przez doprawdy rzetelnych aktorów, ukazujących, że takie zajadłe podejście do jakiejś ideologii, zwłaszcza ideologii opartej na przemocy, często skutkuje zagubieniem, co przeważnie prowadzi do osobistej tragedii.

W życiu człowiek zawsze ma dwie drogi do wyboru, a którą uzna za lepszą zależy wyłącznie od niego, naturalnie może spotkać kogoś, kto mu poradzi, podpowie, jednak definitywną decyzję musi podjąć samodzielnie.

Przesadna wiara w coś jest zła, przesadna obojętność również – wszystko, co przesadne jest złe, wobec tego trzeba znaleźć jakąś równowagę umysłu, złapać dystans, nie krzywdząc ani innych, ani siebie.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/92/25/9225/7246834.3.jpg

źródło ilustracji: http://www.cyfraplus.pl/misc/base/galeria/romper_stomper_003.jpg

źródło ilustracji: http://www.freeinfosociety.com/media/images/1750.jpg

źródło ilustracji: http://www.cyfraplus.pl/misc/base/galeria/romper_stomper_006.jpg

źródło ilustracji: http://www.lchr.org/a/10/cm/pullups.jpg

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *