Zabierzcie mnie z tego Zaściankowca, czyli o filmie „Fucking Amal” w reż. Lukasa Moodyssona

Nigdy nie mogłabym mieszkać na wsi, NIGDY (nawet przed taką karą bym się broniła), co zresztą twardo podkreślam od zarania dziejów (a napomykałam też o tym przy okazji TEGO wpisu). Wieś mnie nie kręci, nie fascynuje, całą sobą nie sprawia, bym pragnęłam tam powracać, a tym bardziej osiąść i być już ostatecznie. Dla mnie to zamknięty obszar bez krzty anonimowości z unieszczęśliwionymi psami uwieszonymi na łańcuchach, gdzie widać wyraźny podział między biedą a bogactwem (bo jeśli chodzi o ludzi, to oni bez względu na miejsce zawsze wiedzą więcej i lepiej). Absurdalnie psychicznie wieś męczy mnie bardziej niż miasto; absurdalnie dlatego, że jestem raczej samotnicą-domatorką rozmiłowaną w świętym spokoju i przyrodzie, wszakże wolę miasto – miasto i koniec (nie tak hałaśliwe i zabiegane jak New York, ale jednak; stąd najlepszym rozwiązaniem byłoby zamieszkanie w górskiej miejscowości, bo tam i miasto i natura w jednym w sposób stonowany oraz zrównoważony).

A naprawdę są na świecie jeszcze takie miejsca, których na mapie brak, choć one istnieją; ludzkie oko nie widziało, ludzkie ucho nie słyszało, że gdzieś, że ktoś, nierzadko wbrew woli, z przypadku bądź pokoleniowo. I przeważnie młodzi się frustrują, a tę frustrację nietrudno zrozumieć; zwłaszcza zważywszy na ich wiek, związane z nim nadzieje, burzliwe emocje, bo wraz ze starością łatwiej przychodzi obojętność, przystosowanie, zmęczenie.  I o tym buncie (ale nie tylko) właśnie ten film: „Fucking Amal” w reż. Lukasa Moodyssona.

Tytułowe Amal to prowincjonalne miasteczko usytuowane na obrzeżach Szwecji, gdzie jak jedna z bohaterek stwierdziła: jak już coś dotrze, to przestaje być cool. Tam też od 1,5 roku mieszka 16letnia Agnes Ahlberg (Rebecka Liljeberg), która w zupełności nie potrafi się odnaleźć, zaklimatyzować – w czym nie pomaga jej również emocjonalna oraz intelektualna dojrzałość. Dziewczyna otrzymuje spore wsparcie od ojca Olofa (Ralph Carllson), dostrzegającego w niej po prostu siebie sprzed lat, czego niestety nie umie ofiarować matka Karin (Maria Hedborg), widocznie zirytowana wycofaniem, niezadowoleniem córki (chociaż podejrzewam, że ona jej nie pojmuje, może nawet nie chce, bo to dla niej zbyt pogmatwane, wymagające wysiłku i szczególnej empatii, a przede wszystkim przyjęcia, że ktoś może być inny, a ta indywidualność nie pozwala mu się wtopić, dopasować), co stara się zmienić usilnie wypychając ją do rówieśników – i od takiej rozpaczliwej próby rozpoczyna się cała historia, bo rodzicielka organizuje niechciane urodziny, na które naturalnie, pomimo rozdania zaproszeń, poza koleżanką z ławki, niepełnosprawną Viktorią (Josfeine Nyberg), z początku nie przychodzi nikt (no bo jak ma przyjść, jeśli dziewczyna nie ma przyjaciół? I w zasadzie specjalnie nie dba, by to się zmieniło, bowiem od początku tu nie pasuje; to nie typ popularnej, energicznej, rozchwytywanej, śmiejącej się w głos trzpiotki, ale osoby stonowanej, introwertycznej, nie zachłystującej się chwilą, rozważnej, na co dzień zwierzającej na pamiętnikowych kartach komputera). Sytuacja zmienia się, gdy na ekran wkracza beztroska, przebojowa, piękna, będąca obiektem westchnień [na czele z nieśmiałym Johanem Hulthem (Mathias Rust)] Elin Olsson (Alexandra Dahlstrom), więc na pierwszy rzut oka stanowiąca totalne przeciwieństwo Agnes, bo to właśnie ona, za namową starszej siostry Jessici (Erica Carlson) pojawia się na wspomnianym przyjęciu; dzieje się tak dlatego, że ta panna szuka jakichś nowych wrażeń, odskoczni,  chce zachłysnąć się życiem, a jest przybita tym, gdzie mieszka, tym, że brak tutaj jakichkolwiek perspektyw. Ten nieoczekiwany zwrot wydarzeń niesamowicie uszczęśliwia podkochującą się w niej solenizantkę, która dodatkowo ukrywa przed wszystkimi fakt, że jest osobą homoseksualną (a przynajmniej tak na ten moment czuje). Podstępem, bo za sprawą zakładu o 20 koron, między dziewczynami dochodzi do pocałunku, po którym to Elin błyskawicznie ulatnia się na inną imprezę, aczkolwiek po tym incydencie nic w jej wewnętrznym odczuciu nie pozostaje takie samo, coś zaczyna się zmieniać – i nie tyle chodzi o wyrzuty sumienia (one naturalnie też się pojawiają), lecz o poczucie spełnienia, wczucia, bliskości, które popychają ją pod okno rozważającej o popełnieniu samobójstwa Agnes. Nastolatki udają się na spacer,w trakcie którego, pod wpływem impulsu spowodowanego najszczerszymi zwierzeniami o tym jak im tutaj źle, ciasno, stereotypowo łapią stopa i postanawiają wyjechać do Sztokholmu. Podczas gdy kierowca naprawia samochód, dziewczyny ponownie się do siebie zbliżają, czym szokują mężczyznę, w efekcie je wyrzuca. Podróż nie dochodzi do skutku, ale w istocie w bardzo wrażliwej Elin zachodzą pod wpływem tych dyskusji, gestów, kroków, decyzji, wydarzeń mentalne zmiany – zbiera w sobie odwagę, by przeciwstawić się jednostajności bytu oraz rówieśniczej grupie; zamierza pokazać jaka jest, a nie jak chcą widzieć ją inni.

„Fucking Amal” to przykład kina, które pomimo oszczędności efektów specjalnych, łagodności, zdawkowości dialogów należy okrzyknąć tym doskonałym. Bo właśnie ta naturalność daje poczucie jakby oglądało się najlepszy dokument o życiu nastolatków: ich problemach, słabościach, marzeniach, bezradności, trudach dojrzewania, poszukiwaniu własnej drogi, swojej tożsamości, postrzeganiu świata, uleganiu i przeciwstawianiu się pokusom, towarzystwu, presji otoczenia. To także film  o przełamywaniu barier, miłości jako uczuciu w ogóle, postawieniu wszystkiego na jedną kartę, dzielności bycia sobą, przewartościowaniu dotychczasowego, tęsknocie, alienacji, buncie przeciwko monotonii. Poza ogromną delikatnością urzekła mnie tu bezpretensjonalność i autentyzm w ukazaniu uniwersalnych prawd i bolączek, bo sztuką jest o rzeczach ciężkich mówić w prosty sposób.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/05/95/30595/7536302.3.jpg

źródło ilustracji: https://i.ytimg.com/vi/d7tD7upz0NM/maxresdefault.jpg

źródło ilustracji: http://2.bp.blogspot.com/-0w0my0hTuFI/Va4o7UVcFQI/AAAAAAAABmA/kJ4Bzpijrfs/s1600/2.jpg

źródło ilustracji: tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjnnOucrIrQAhVGEiwKHYaqAJ8Q_AUIBigB#tbm=isch&q=fucking+amal+&imgrc=EaScqZ3sElcDtM%3A

źródło ilustracji: https://scontent.cdninstagram.com/t51.2885-15/e35/c124.0.396.396/13658643_271536723231151_138593179_n.jpg?ig_cache_key=MTMxMTg4MTUxODc5MjI3OTA2Nw%3D%3D.2.c

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

0 odpowiedzi na „Zabierzcie mnie z tego Zaściankowca, czyli o filmie „Fucking Amal” w reż. Lukasa Moodyssona

  1. ~emtezet pisze:

    Widzę, że nie jestem jedynym, który pomimo tego, że film ma już kilkanaście lat na karku, obejrzał go dopiero teraz 🙂

    Film w istocie świetny. Po obejrzeniu go długo nie mógł mi wyjść z głowy, a w zasadzie dalej siedzi bo trafiłem na Twój blog „szperając” po Google’ach o filmie.
    Recenzja też super, dobrze się czytało. Może dlatego, że w mojej głowie zrodziły się bardzo podobne rozważania po obejrzeniu filmu.

    Nawet zakupiłem sobie płytkę DVD z filmem:) Robię to tylko dla wyjątkowych pozycji.

    Pozdrawiam serdecznie

    • BlackLady pisze:

      Czasem tak bywa, że albo popularne pozycje filmowe lub literackie zna się „od zawsze” i sięga dopiero na stare lata, albo przypadkiem trafi na coś nie ogłaszanego wszem i wobec, puszczanego w jakichś niszowych, zwykle klimatycznych kinach bądź sprzedawanych w taniej książce z kartonowego pudła, a rzecz okazuje się po prostu fenomenalna; tak było z tym filmem i mam nadzieję, będzie z wieloma innymi 😉 Również pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *