Równowaga

Zielonością zzieleniało.

Żubry ryczą z rykowiska.

Czarów wiosny ciągle mało,

choć Przyroda nie oszczędza widowiska.

 

Świat klekocze i świergota,

krokus w fiolet się przystraja,

naprzemiennie jasność – słota;

w kalendarzu tak od marca aż do maja.

 

Niebo w tęczę umaluję,

mruczy tafla platynowa,

gorzką nutę doli czuję,

na drzwiach moich nie zawiśnie łask podkowa.

 

Brzoza, mniszek i tarnina.

Pod jabłonią krzynka cienia.

Złe koleje – czyja wina?

Bardziej cierpki niż kwas szczawiu smak istnienia.

 

Nać pietruszki, wdzięk kaliny.

Nie śpiewają mi skowronki.

Jak tu nie mieć smutnej miny?

Słodki placek nie ma sensu bez kruszonki.

 

Bzu aromat, puch rzeżuchy.

Skromna czerwień rabarbaru.

Spróbuj przetrwać nie zradzając skuchy;

sinusoida Mojry bez sielanki daru.

 

Rześka mięta, szelest liści.

Szczypie bąbel po pokrzywie.

Przykry plan i tak się ziści.

Nastąpiło, więc się dziwię.

 

Śliwka, gruszka, wonny fiołek.

W worze Fatum różne wieści.

Ostatecznie sam jak kołek.

RÓWNOWAGA: by nie pomrzeć ni z euforii, ni z boleści.

(autor: Ja)

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Moje wiersze i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *