Disneyowski Pałac w Mosznej

Zakładam bajkową, choć na przekór cukierkowym bajkom czarną sukienkę, pełną haftów, tiulów, tasiemek, falbanek i koronek, by udać się do bajkowego pałacu i urzec atmosferą – jest lekka niczym dziecięca beztroska i strojna jak wyobraźnia, a do niej stukają księżycowe buty.

Idę powoli, ale nim wsiadam do samochodu zerkam jeszcze na schowane w jeżowych skorupkach kasztany, fantazjując o kruchej, nastrojowej jesieni.

Na błękicie cienkie, rozdmuchane chmury.

A my mijamy zielone, pozapinane guzikami wody tereny.

Pachnie lasem, miłością i letnią, niedzielną swobodą.

Po ponad godzinie jazdy wkraczamy w lepszą westchnieniu, ale jakby nierealną rzeczywistość Pałacu usytuowanego we wsi Moszna, w województwie opolskim: to świat królów i księżniczek, klejnotów, baszt, stawów nasyconych łabędziami, kwiatowych ogrodów, komnat wyłożonych szachowymi podłogami, świat etażerek, szezlongów, wzorzystych tapet, rzeźbionych sufitów, przyjemnie trzaskających ogniem kominków, wytwornych sal balowych, krętych schodów, misternej porcelany, srebrnych zwierciadeł, świat monarszego przepychu po prostu, ale… ja kocham okiem ten przepych.

Ten Pałac zachwyca znacznie szybciej i mocniej niż pozostałe, bowiem pudrowa barwa, masa detali, obecność 99 wież oraz wieżyczek, 365 pomieszczeń, środkowej części barokowej, neogotyckiego skrzydła wschodniego i neorenesansowego zachodniego upodabnia go do tych znanych z bajek Disneya.

Jakby tego było mało to budowla otoczona jest szklaną oranżerią z fikusami, palmami, bananowcami i innymi roślinami egzotycznymi, stadniną koni, ogromną fontanną z tryskającą do nieba wodą, bezmiernym dziedzińcem (naturalnie połączonym z polami tudzież łąkami) z romantyczną aleją lipową poprzecinaną kanałami wodnymi, mostkami (z których jeden prowadzi na obsadzoną choinami kanadyjskimi Wyspę Wielkanocną), dębami, robiniami, ponad 100-letnimi azaliami i rododendronami, co dodatkowo upiększa strach legend – chociażby tej o nieszczęśliwie zakochanej w hrabim białej damie czy przeklętej windzie.

W głębi parku, około 300 m za cokołem, który pozostał po pomniku protoplasty rodu Huberta Gustawa z Miechowic, znajduje się nieduży cmentarz przedwojennych właścicieli pałacuniemieckiego rodu von Tiele-Winckler’ów, którzy według założenia mieli być pochowani w podzamkowej krypcie, jednak to się nie sprawdziło, bo panuje tam zbyt duża wilgoć.

Hubert był pruskim oficerem i mężem Waleski – córki Franza Xaviera (Waleska była pierworodną z pierwszego małżeństwa z Alwiną Kalidą, która zmarła podczas epidemii cholery), od którego tak naprawdę wszystko się zaczęło, ponieważ to on po śmierci właściciela kopalni, w której pracował od 16 roku życia (pochodził z ubogiej rodziny), Franza Aresina, pojął za żonę słynącą z urody, starszą o 14 lat, bogatą wdowę Marię Aresin (z domu Domes) określaną „Różą Śląską”, co w tamtych czasach, zważywszy na różnicę wieku oraz majętności było skandalem, aczkolwiek dzięki swoim umiejętnościom i swojej robotności Franz znacznie pomnożył majątek, do tego przyczynił się do rozwoju regionu, w efekcie za swoje zasługi został mu nadany z rąk króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV tytuł szlachecki.

To właśnie Hubert był głównym pomysłodawcą i budowniczym bajkowego zamku (chodzi o teraźniejszy wygląd), gdy w nocy, z 2 na 3 czerwca 1896 roku, z niewiadomych przyczyn wybuchł pożar, który strawił jego wnętrza.

Kres świetności pałacu położył w 1945 roku najazd wojsk sowieckich, które to doszczętnie go zniszczyły i ograbiły (przed ich przybyciem ci, którzy pozostali z rodu, wyjechali do Niemiec) – obecnie znajduje się w nim zaledwie 10% tamtejszego wystroju.

Po wojnie w zamku odbywały się szkolenia Służby Bezpieczeństwa, potem, aż do 2013 roku , znajdowało się tam Centrum Terapii Nerwic, a obecnie jest przeznaczony wyłącznie dla turystów.

W środku mieści się hotel (można sobie nawet wynająć pokój z wanną, w której… kąpał się hrabia), restauracja oraz kawiarnia – my byliśmy w kawiarni, gdzie spróbowaliśmy lodów waniliowych z truskawkami (smaczne), cappuccino (niezbyt dobre – smakuje jak mleko skondensowane) i serwowany w maleńkiej szklaneczce mrożony włoski krem kawowy (wzięłam bez sosu czekoladowego i bez bitej śmietany – przypomina bardzo słodkie, roztopione lody kawowe).

Pałac można zwiedzać w godzinach od 10.00 do 16.00 z przewodnikiem (bilet normalny 12 zł, a ulgowy 8 zł) – wycieczka prowadzi m.in przez jadalnię, Salę pod Pawiem, bibliotekę z balkonem, salę balową/teatralną, gabinet hrabiego oraz kaplicę. Dodatkowo można wykupić wstęp na wieże zamkowe (bilet normalny 10 zł, a ulgowy 7 zł). Z kolei od piątku do niedzieli o godzinie 17.00 i 19.00 odbywa się Ekstremalne Zwiedzanie Zamku (bilet normalny 35 zł, a ulgowy 30 zł), podczas którego pokonuje się 1500 m, 634 schody, zaglądając do niedostępnej dotąd mrocznej krypty, przeklętej windy, wieży z Kostkiem, miejsca dostaw, zamkniętych wcześniej korytarzy czy komnat.

W tym suficie porywa to, że każdy kwiat różni się od siebie nieznacznymi detalami

Na zamku wiele się dzieje, bo są tu liczne wystawy rzeźby/malarstwa, koncerty, festiwale, kino plenerowe, Muzyczne Święto Kwitnących Azalii, Szkoła Magii i Czarodziejstwa, co więcej jest organizowany Sylwester, można wykonać ślubną sesję zdjęciową, działa Teatr Muzyczny „Castello”, popularyzujący spektakle operetkowe i musicalowe, jest też Komnata Tajemnic, plac zabaw i Hrabiolandia, czyli sala zabaw.

Obecnie jest wystawa rzeźby plenerowej autorstwa Tomasza Koclęgi, podejmująca wątek relacji człowieka z przyrodą – moją uwagę przykuł gigantyczny nagi mężczyzna przytulający drzewo.

Mnie pałac bardziej zaczarował z zewnątrz (łącznie z całym otoczeniem) niż w środku – mogłabym tam więc zamieszkać i urządzić go po swojemu, ale niestety: czas nam było wracać, a jak wiadomo powroty są szybsze i trudniejsze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Życie, Życie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *