Imbirowa noc październikowa

Imbirowa noc październikowa.

Surowa jesień psychoruchowa,

co nie ustaje w dzikich pląsach,

brunatne oczy zwęża w dąsach,

śliwki w robakach, celna w przekąsach,

wzmacnia pozycję w meteo wstrząsach:

tnie promień słońca, tnie dnia godziny –

za ludzkie grzechy, za ludzkie czyny.

 

Ponurą kołysankę nuci,

błąkając w konającym zbożu.

Deszczową aurą Duszę smuci.

Człowieka stawia na bezdrożu.

 

I na nic nie zda się błaganie:

kto ma mieć karę – ten ją dostanie.

 

Purpura wrzosu, grób w chryzantemach.

Jak się łajdaczą, to w podsystemach.

Melancholijny szczebiot ptaków.

Zupa z trujących czernidłaków.

Lampiony, dynia, lisy, milczenie.

Baśniowa martwota, nieczyste zwodzenie.

Zziębnięte ciało grzaniec odmraża.

Wyrwana kartka z kalendarza.

 

Taka ta noc październikowa:

pachnie imbirem – psychoruchowa.

 

(autor: Ja)

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Moje wiersze. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *