Pozytywne wrażenie, jakie pozostawiła po sobie lektura „Czarownice nie płoną” autorstwa Jenny Blackhurst sprawiło, że gdy dostrzegłam w księgarni kolejną książkę tej pisarki „Zanim pozwolę ci wejść” nie zastanawiałam się zbyt długo i po prostu zabrałam ją do domu – to był dobry wybór, bo bywa emocjonująco, jednak nie jest to pozycja przeznaczona dla wielbicieli mrożących krew w żyłach, pełnych grozy kryminałów; raczej dla tych, co wolą lżejsze, ale naznaczone okrucieństwem historie.
To opowieść o 3 przyjaciółkach, które znają się od zerówki (czyli przeszło od 30 lat) i wydaje im się, że wiedzą o sobie dosłownie wszystko i zawsze mogą na sobie polegać – rzeczywistość, a raczej pojawienie się dziwacznej, wzbudzającej lęk 23-letniej pacjentki, przedstawiającej jako Jessica Hamilton, która z powodu napięciowych bólów głowy oraz nieuzasadnionego pobudzenia wkracza na sesję terapeutyczną do gabinetu pracującej w Instytucie Cecilia Baxtera Karen Browning weryfikuje te przeświadczenia.
Nijaka Jessica o pospolitych blond włosach i niebieskich oczach wie to, czego wiedzieć nie powinna, a wypowiedziana przez nią kwestia „Nie naprawi mnie pani” wzbudza trwogę, zwłaszcza, że wokoło zaczynają dziać się przerażające rzeczy.
Zwykle stateczna i zorganizowana Karen czuje, że traci grunt pod nogami, że w jej codzienność wkrada się dysharmonia oraz strach – strach nie tyle o siebie, co o swoje najlepsze psiapsiółki: Eleanor i Beę.
Ktoś ewidentnie próbuje zamienić ich życie w koszmar, wysyłając zdjęcia, maile, listy, filmiki, przekładając przedmioty (nawet samochód z maleńkim Noahem), przypominając o przykrych wydarzeniach z przeszłości i wyciągając na światło dzienne skrzętnie zatajane informacje.
Bo kto by pomyślał, że zwykle wesoła Bea ma problem z akceptacją siebie i alkoholem, a bycie signielką ma swoje smutne wytłumaczenie w przeszłości?
Kto uznałby Eleanor za unieszczęśliwioną z posiadania dzieci matkę, która mimo obrzydzenia zdradą nie potrafiłaby pogonić niewiernego męża?
W końcu czy ktoś podejrzewałby szanowaną panią psycholog o romans z żonatym mężczyzną i uprawianie dzikiego, weekendowego seksu z przypadkowo napotkanymi mężczyznami? I skąd wie o fałszywym koncie na Facebooku i śmierci jej młodszej siostry Amy, za którą tak bardzo się obwinia?
Kim tak właściwie jest Jessica Hamilton?
Kto zamordował Eleanor?
Czy Adam faktycznie posunął się do zdrady?
Czy tutaj dobry pozostaje dobrym, a zły złym?
Co kryje się pod nazwą „Underwood”?
A co skrywa tajemniczy notatnik?
I… do kogo należy?
To pytania dla tych, którzy mają zamiar sięgnąć po tę książkę i uzyskać na nie odpowiedzi 😉
„Zanim pozwolę ci wejść” to dobry thriller (dobry, czyli taki, który czyta się z zainteresowaniem, choć w tym przypadku niekoniecznie w ogromnym napięciu), gdzie nad wątkiem kryminalnym przeważa ten obyczajowy. Dialogi są ciekawe. Rozdziały krótkie, więc te 444 strony (Wydawnictwo Albatros) przelatują przed oczami w zawrotnym tempie, a ponieważ historia jest zajmująca, to wcale nie chce się jej odkładać; można się domyślić o co w tym wszystkim chodzi, ale jest to fajnie napisane, toteż nie rozwleka się ani nie nudzi. Poza różnymi perspektywami tych samych sytuacji, są tu również ukazane sesje terapeutyczne. Duży nacisk na portrety psychologiczne bohaterek, bo jest to raczej książka dla kobiet o kobietach – o złych kobietach, mających mroczne sekrety i knujących intrygi, które mimo wieloletniej znajomości wzajemnie się oszukują.
No cóż… warto przyjrzeć się swoim przyjaciółkom – tak dla ostrożności.
Czy nie mówią, że duma poprzedza upadek?
Często łatwiej podzielić się problemami z zupełnie obcą osobą. Dzięki temu ludzie nie czują się oceniani i mogą dać wyraz swoim frustracjom.
Co decyduje o tym czy ludzie są dobrzy, czy źli?
To, w jaki sposób radzimy sobie z efektami ubocznymi naszych czynów, często zależy od naszego charakteru.
Kiedy to, co najgorsze już ci się przytrafiło, ten rodzaj lęku jest równie niedorzeczny, jak strach przed potworami, które czają się pod łóżkiem.
Ludzie są jak podręcznik. Rzadko zdarzają się problemy, których nie można wytłumaczyć, badając różne czynniki.
W sieci możesz być, kimkolwiek chcesz, zdumiewające jest więc, ile osób decyduje się być kompletnymi idiotami.
Bycie widocznym wcale nie oznacza, że człowiek jest bezpieczny.
Istnieje osobliwy rodzaj siły zrodzonej z lęku i świadomości, że nie masz nic do stracenia.
Na końcu wszyscy stawiają opór. Kiedy czują, że uchodzi z nich życie, niezależnie od tego, jak bardzo pragną śmierci i jak się do niej garną, w ostatnich momentach każdy walczy o jeszcze jeden oddech.
Nie można ocalić wszystkich. Niektórym ludziom nie można pomóc.