Noc zapada i zamalowuje słońce.
Czernią zalewa świat i Duszę.
Przypomina.
Szeleści.
Mruczy.
Z wdziękiem przeciąga się jak kot.
Napawa lękiem.
Rozpala namiętności.
Tęskni.
I wyobraża.
Szepcze o tym, o czym nawet strach pomyśleć.
Kilkukrotnie wspominałam, że mam skłonność do popadania w obsesje i jedną z nich jest ta czytelnicza, czyli jak rozkocham się w książkach jakiegoś autora, to czytam dosłownie wszystko – tak działa na mnie między innymi twórczość francuskiego pisarza Bernarda Miniera, dlatego też po „Paskudnej historii”, „Siostrach”, „Bielszym odcieniu śmierci”, „Kręgu” i „Nie gaś światła” nadszedł czas na „Noc”, czyli na tę chwilę ostatnią część cyklu z komendantem Martinem Servazem.
Szalenie atrakcyjna inspektor z wydziału kryminalnego w Oslo Kristen Nigaard zostaje ściągnięta do Bergen, gdzie w jednym z kościołów znaleziono zmasakrowane ciało 38-letniej Inger Paulsen, która, jak się okazuje, pracowała na platformie wiertniczej na Morzu Północnym – najdziwniejsze w tym wszystkim nie jest nawet to, że miała przy sobie skrawek papieru z imieniem policjantki (tak, jakby chciała się z nią skontaktować, tylko po co?), ale to, że po przeszukaniu pomieszczeń, w których stacjonują pracownicy platformy, natrafia na kopertę ze zdjęciami: na tych zdjęciach jest mały chłopiec podpisany jako Gustav i… komendant Martin Servaz.
Pomieszczenie należy do pracownika, który nie powrócił z lądu, a nazywa się Julian Hirtmann, czyli tak, jak zbiegły przed laty z Instytutu Wagniera psychopatyczny morderca, który już od 5 lat nie daje komendantowi żadnego znaku życia.
Powrócił, podczas gdy Martin i jego wierny kolega Vincent Espérandieu zajmują się sprawą podejrzanego o kolejne zbrodnie Floriana Jensena, z którym potyczka kończy się dla tego pierwszego zapadnięciem w śpiączkę, a dla samego Jensena poparzeniem przez piorun.
Po wybudzeniu, wbrew usilnym prośbom córki Margot (pracuje w kanadyjskim wydawnictwie i jest w ciąży z Eliasem; z tym samym, z którym mając 18 lat prowadziła amatorskie śledztwo odnośnie tajemniczego Kręgu), by tym razem odpuścił, podejmuje współpracę z Kristen (wdaje się z nią również w romans) – w trakcie śledztwa pada podejrzenie, że… Gustav, którym na co dzień, w usytuowanej w sercu Pirenejów wiosce, opiekują się nie wzbudzający zaufania Roland i Aurore Labarthe jest synem Martina i zaginionej Marianny.
Jakby wrażeń było mało, to ktoś morduje Jensena i robi to tak, że oskarżony jest nikt inny jak właśnie Martin, któremu przełożony Stehlin w końcu przestaje wierzyć.
Do tego wszystkiego dochodzi chęć zemsty na Hirtmannie za zabójstwo córek, a siły podsycane nienawiścią łączą dyrygenta Filharmoników Wiedeńskich Zehetmayera („Cesarza”) oraz działającego w branży petrochemicznej, celulozowej i papierniczej Josefa Wiesera.
A w przeciwieństwie do nich lekarz Lothar Dreissinger musi Julianowi spłacić dług. Też za morderstwo.
No i Gustav jest chory. Bardzo chory. I może mu pomoc tylko biologiczny ojciec.
„Noc” to 432 strony (Dom Wydawniczy REBIS) mroźnej, gęstej i ponurej atmosfery, okrucieństwa, zemsty oraz obłędu. Fabuła jest wielowątkowa i ostatecznie splata się w całość, ale… niestety nie zawsze logicznie (chwilami autor dał się ponieść wyobraźni –zwyczajnie popłynął, w związku z czym jest to najbardziej przekombinowana część cyklu), do tego, mimo dobrej dynamiki i niespodziewanych zwrotów akcji dłużą się opisy śpiączki Servaza, który po wybudzeniu staje się zbyt sentymentalny i zbyt impulsywny, co gryzie się z kreowaną wcześniej rozsądną oraz zdystansowaną postawą; reszta znanych i nowo wprowadzonych bohaterów na plus, bo raz, że wciąż pozostają nieoczywiści, a dwa, że nie są nadprzyrodzonymi śmiałkami, tylko zmagają się z własnymi demonami i słabościami – naturalnie największą dawkę emocji gwarantuje Hirtmann, czyli absolutnie przerażający inteligent wyjęty z najgorszego koszmaru.
Przewracaniu kartek towarzyszy dreszcz podniecenia i niepewności, a finał jest naprawdę zaskakujący, co więcej sugeruje, że… to jeszcze nie koniec tej historii!
Magiczny mrok okładki powala na kolana, a opisy przyrody dosłownie hipnotyzują, no bo jak nie dać zaczarować się: jeziorom, fiordom, łupkowej szarości nocy, srebrnym nitkom wodospadu, rozgwieżdżonemu niebu nad majestatycznymi, groźnymi szczytami, pasmom mgły, matowej czerni tunelu, akacjom, stalaktytom, rzadkim zagajnikom, lśniącym w półmroku niebieskawym blaskiem zaśnieżonym łąkom, pogrążonym w zimowym letargu wioskom, odzianym w jodłową szatę górom, sękatym konarom, cieniowi przypominającemu atrament zmieszany z wodą, niemym gwiazdom, chmurom zawieszonym między szczytami, postrzępionym liściom dębów, wronom wykrzykującym mroczne proroctwa, brzaskowi barwiącemu niebo na różowo, zapachowi drewna palonego w komiku, brzegowi wartkiej rzeki, kamiennym ścianom, zalesionym górskim zboczom, gęstej ciemności, uroczym drewnianym pomostom, górskim masywom odbijającym na tle bezchmurnego nieba jak wielkie bezy, lekko przymglonym wodom, pokrytej lodem ścianie poprzecinanej prążkami, przypominającej rysunek namalowany drżącą ręką, powietrzu pachnącemu lasem, no jak?
Nienawiść to bardzo czyste uczucie.
Szaleństwo jest zaraźliwe.
Ciemność, tak jak śnieg, wszystko wyrównuje, wchłania, zakrywa.
Kino i telewizja przyzwyczaiły nas do świata, który większości z nas pozostaje nieznany: do świata przemocy, broni palnej i przelewu krwi.
Niepewność jest trucizną po stokroć gorszą niż wszelkie pewniki, nawet te negatywne.
Wyobraźnia mieści się w zakresie od normy do patologii.
Obłęd jest wszędzie.
Świat z dnia na dzień staje się coraz bardziej szalony.
Kto idzie, nie może ukryć swoich śladów.
Pycha oślepia.
Niepewność powoduje w psychice większe spustoszenie niż potwierdzone negatywne fakty.
Nocne pociągi są jak uskoki w czasoprzestrzeni, światy równoległe: życie, które nagle zostaje zawieszone, cisza, bezruch. Zdrętwiałe ciała; drzemki, sny, pochrapywania… I ten miarowy tętent kół na szynach, prędkość, która unosi ciała – istnienia, wraz z ich „przed” i ich „po” – ku skrywającemu się jeszcze pośród mroku „gdzie indziej”.
Fizyka i batalistyka mają gdzieś ludzkie uczucia. Są zimne, konkretne, wiarygodne, niepodważalne.
Zło nie tylko stanowi część stworzenia, ale jest jedną z jego dźwigni. To dzięki przemocy i konfliktom stworzenie ewoluuje do coraz wyżej zorganizowanych form.
Marzymy o pokoju, ale pokój jest ułudą. Na każdym poziomie rządzą rywalizacja, współzawodnictwo i walka.
Tajemnica życia polega na przekraczaniu własnych lęków.
Strach – najstarsza spośród ludzkich emocji.