„Nic nie pozbawia nas sił równie skutecznie jak strach” – „Za zamkniętymi drzwiami” autorstwa B.A. Paris

Za zamkniętymi drzwiami na parapecie stoję.

I się boję. I nie boję.

Że tu długo nie ustoję.

Koję.

Goję.

Nie zagoję.

A wiatr tak figlarnie rozrzuca moje włosy. Bawi się kosmykami. Rozwiewa wstążki.

Kieszenie mam wypełnione czarnymi, błyszczącymi koralikami.

Rzucam je w dół, a one zamiast roztrzaskać się z głuchym jękiem, tak zabawnie podskakują, łaskotane ziarenkami piasku.

Zupełnie nie dbam o ten rozpięty guzik, gdy wokoło pachnie kwitnącą jabłonią.

Przesadnie czuję, że tracę kontrolę nad zmysłami.

Wszakże nie chcę przestać.

Za zamkniętymi drzwiami.

 

Przeczytałam kolejną błękitną książkę, a w niej znowu wiele smutku, tęsknot i odosobnienia, jednak to różni się od pozostałych tym, że odbywa się z przymusu, bez udziału wolnej woli – chodzi o „Za zamkniętymi drzwiami” autorstwa B.A. Paris.

 

Jack i Grace Angle są małżeństwem wprost idealnym: on przystojny, dowcipny, inteligentny, czarujący i błyskotliwy, ona piękna, utalentowana, troskliwa, ale… zbyt posłuszna i wylękniona. Zamieszkują wspaniały dom na obrzeżach Spring Eaton, z którego mężczyzna codziennie wyjeżdża do pracy (jest adwokatem, o ironio, występującym w imieniu ofiar przemocy domowej), pozostawiając swoją żonę za jego zamkniętymi drzwiami: uwięzioną w ciemnym pokoju (w zasadzie bez wszystkiego) z zakratowanymi oknami, zasłoniętymi żaluzjami, pozbawioną własnego mieszkania (poprosił przed ślubem, by sprzedała i dołożyła do wybudowania oraz urządzenia ich wymarzonego domu) i pracy (zachęcił do rezygnacji, by mieli więcej czasu dla siebie, ponieważ odbywała dalekie podróże), portfela, paszportu, karty kredytowej, dokumentów, telefonu, maila, gazet, książek, czajnika, zegarka, ubrań (może zakładać tylko to, co jej wskaże), godności, nierzadko odurzoną lekami i głodną (a jak je to coś nędznego na plastikowych talerzykach, plastikowymi sztućcami), bez możliwości kontaktu z kimkolwiek, nawet z rodzicami (chyba, że jej wtedy towarzyszy i w zasadzie to udziela za nią odpowiedzi); jedynie odwiedzają co jakiś czas w specjalnym ośrodku młodszą siostrę kobiety, Mille (cierpi na zespół Downa), ale to też nie z miłości, tylko z bestialskimi intencjami.

To potwór, który żywi się ludzkim strachem, węszy, by poczuć jego zaspach, wykorzystując do znęcania niesamowicie wyrafinowane metody.

Szaleńcza satysfakcja. Toksyczny związek. Chora gra.

I ten makabryczny czerwony pokój.

 

Czy i kto będzie chciał i potrafił przerwać ten horror?

Jeśli tak, to w jaki sposób, jeśli nie, to co stanie się dalej?

Jak ma się do tego czujne spojrzenie jasnoniebieskich oczu Esther?

Jak kryminały Agathy Christie?

A jak źle poprowadzony proces Tomasina?

To pytania dla tych, co zamierzają sięgnąć do lektury.

 

„Za zamkniętymi drzwiami” to 302 strony (Wydawnictwo Albatros) izolacji, krzywdy, ponurych sekretów, strachu, niewoli, fałszywych masek, znęcania, niemocy, pozorów oraz kłamstw.

Klimat jest duszny, mroczny i przerażający, zwłaszcza, że czytelnik tkwi gdzieś w zaciemnionym kącie, wstrzymując oddech obserwuje, co dzieje się w tych zatarasowanych pomieszczeniach i wysłuchuje podle jadowitych gróźb tudzież zamierzeń.

Choć akcja jest przewidywalna, nie ma jakichś gwałtownych zwrotów, to książka wciąga; czyta się szybko i z nieskrywanym zainteresowaniem, ponieważ dialogi są ciekawe (mimo że wywody Grace czasem irytują, ale można uznać, że zwyczajnie paraliżuje ją strach, zwłaszcza o siostrę, oraz że zmaga się z syndromem sztokholmskim), a portrety bohaterów w korelacji kat-ofiara-ślepe i bierne społeczeństwo nakreślone dość intrygująco (no schematycznie, ale w takich przypadkach te schematy przeważnie się powtarzają; chociaż ostatecznie naiwność tak przebiegłego Jacka trochę zdumiewa).

Zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo właśnie takiego się spodziewałam (nawet miałam na nie nadzieję), ale to nie umniejsza fali emocji, które zalewają raz po raz, gdy człowiek zatapia się w koszmarze rodzinnego domu, gdzie w istocie powinien czuć się najbezpieczniej.

To miała być niby najlepsza książka tej autorki – według mnie NIE JEST i jak dotąd góruje „Na skraju załamania”, ale może to się zmieni? Bo przede mną jeszcze „Dylemat” 😉

Przełykam szybko łzy, które napływają gdzieś z głębi mojej duszy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *