„Pozostała ze mnie tylko łupina. Duszy, która czyni człowieka człowiekiem we mnie nie było” – „Hana” autorstwa Aleny Mornštajnovej

Mam puzderko nieuśmiechu i sakwę nienadziei.

Beznadziei płynącej głęboko ze mnie.

Nie. Nie zmieni tego nic.

Tylko Twoje oczy i szum liści mają na to wpływ.

Ale to trwa wyłącznie w chwili patrzenia.

I szumienia.

 

Zafascynowana ostatnimi czasy czeską literaturą („W ciemność” Anny Bolavej, „Pod śniegiem” i „Zniknąć” Petry Soukupovej) postanowiłam zapoznać się z twórczością jeszcze jednej autorki i tak oto sięgnęłam po książkę „Hana” autorstwa Aleny Mornštajnovej.

Nie żałuję.

Och.

Tak rozpaczliwie nie żałuję.

 

W lutym 1954 roku, kiedy zima była piękna, lecz szczególnie mroźna a zło już czyhało w głębinach pod czeskim miastem Meziříčí, 9-letnia Mirka Kárasková, Jarmilka Stejskalova i bliźniacy Eda i Mirek Zedníčkowie wbrew rodzicielskiemu zakazowi wybierają się nad rzekę, by popływać na krach, co dla tej pierwszej kończy się ześlizgnięciem do wody, za co zostaje ukarana: w dniu 30-tych urodzin mamy Rosy nie dostaje deseru w postaci wspaniałego, bajecznego ptysia z lśniącą polewą cukrową – kara ta jednak okazuje się być błogosławieństwem, ponieważ kilka dni później mama, tata Karel, siostra Dagmarkabraciszek Ota i siostra mamy Hana Helerová zapadają na tyfus (woda ze studni, z której czerpała pobliska cukiernia była zainfekowana), w efekcie wszyscy, poza ciocią Haną, która kiedyś go przebyła… umierają.

Mira początkowo pomieszkuje u koleżanki mamy z dzieciństwa – Ivany (Zitkovej) Horáčkowej, aczkolwiek jej dzieci – Ida i Gusta są tak potwornie dokuczliwe, że ojciec Jaroslav wybiera się do Hany i oznajmia, by to ona zaopiekowała się własną siostrzenicą.

Mira jest przerażona.

Bałam się ciotki Hany. Siedziała na krześle jak czarna zmora i tylko się gapiła. Nigdy nie ubierała się w nic kolorowego. Na czarną sukienkę z długimi rękawami zimą i latem wkładała czarny sweter z kieszeniami, na nogach miała czarne pończochy i sznurowane buty za kostkę. Nigdy nie widziałam jej bez chustki, co w sumie rozumiałam, bo choć nie mogła jeszcze być aż taka stara, to zauważyłam, że wystają spod niej siwe włosy (…) niemal w ogóle nie mówiła, tylko się gapiła. Tak dziwnie. Jak gdyby patrzyła, ale nie widziała. Jak gdyby wyszła, ale zapomniała ciała na krześle (…) Nie lubiła ludzi i nie ufała im. 

Do tego Hana w kieszeni swetra z niezrozumiałego powodu nosi cienką kromkę czerstwiejącego chleba, który co poniedziałek kupuje w sąsiedniej piekarni, bo nigdzie indziej nie wychodzi (chyba, że do swojej siostry). Jest przerażająco chuda. Nie ma zębów. Zawsze milcząca. Apatyczna. Jak to mawiała mama: zmęczona psychicznie.

Ale Mira nie ma wyjścia i odtąd jej domem staje się mieszkanie na pierwszym piętrze domu rodzinnego mamy, na rynku, gdzie zamieszkuje razem z ciotką Haną, która na pytanie: czemu wzdychasz? odpowiada: bo teraz nie mogę już umrzeć.

A Hana chce umrzeć od lata 1954 roku, kiedy to w wieku 26 lat, po 3 latach pobytu w Terezinie oraz Auschwitz, gdzie w ciągu kilku minut rozpłynęło się nasze minione i przyszłe życie i z istot ludzkich zmieniłyśmy się w pozbawione znaczenia numery na liście. Nasze życie nie należało już do nas, samotnie (bez mamy Elsy, babci Grety i dziadka Brunona; Rosę cudem udało się ukryć na strychu u chorej sąsiadki Ludmili Karáskovej) powróciła w rodzinne strony, bowiem wszystko było znajome, ale mimo to całkiem obce. Już nie byłam częścią tego obrazu. Miasto się nie zmieniło, to ja, ja byłam inna, bo ból osadził się w stawach i mięśniach, ale nigdy nie był tak silny jak udręki wywoływane  przez odłamki roztrzaskanej duszy.

I chociaż radzono mi, że powinnam zapomnieć, bo nie chciano słyszeć, co mogłabym opowiedzieć, to bano się niepotrzebnie. Nie mogłam zapomnieć, wspomnienia mam wytatuowane na zawsze w głowie, jak numer na lewym przedramieniu. Mówić o nich jednak bym nie potrafiła.

Bo jak mówić o śmierci, będąc martwą? Jak mówić o czyjejś winie, samej czując się winną? Winną za tamte śmierci. I za swoje przeżycie.

 

„Hana” liczy 239 stron (Wydawnictwo Amaltea), czyli wcale niedużo, ale… to niezwykle obciążające Duszę strony, choć zapisane prostym językiem i okraszone niespieszną aurą, ponieważ opowiada o tym co okrutne i smutne. O tym, że często nie mamy wpływu na istotne, a jednocześnie o tym, że z pozoru banalnym drobiażdżkiem zmieniamy wszystko. O tym jak trudno zapomnieć i trwać w traumie. O osamotnieniu. Lęku. Zdradzie. Przeszywającym bólu. I o tym ile potrafi zdeterminowana kobieta. Nie jest to typowa powieść historyczna, mimo prezentowanych tutaj wydarzeń wojennych, ale bardziej wielopokoleniowa powieść obyczajowa o kobietach. Historia składa się z trzech rozdziałów (Ja, Mira 1954-1963, Ci Przede Mną 1933-1945 i Ja, Hana 1942-1963) i ukazana jest z wielu perspektyw (Mira jako dziecko, nastolatka i dorosła kobieta, ciotka Hana przed i po Holokauście, koleżanka mamy Ivana, mama Rosa, babcia Elsa, kumpela z dzieciństwa Jarmilka, sąsiadka Ludmila Karásková), dzięki czemu można lepiej poznać, poczuć i zrozumieć działania bohaterów, a ta wiedza powinna powstrzymać od wydawania osądów. Zdecydowanie. Zdecydowanie należy się tu powstrzymać od osądzania.

Oszałamia i wzrusza.

Nie daje o sobie zapomnieć.

Pomimo wszelkiemu bestialstwu i zgnębieniu rozpala iskrę nadziei na lepsze.

Bardzo polecam.

Czasami opłaca się być niegrzeczną i bezczelną.

Trudno się dziwić, że człowiek nie traktuje poważnie słowa »nie możesz«, jeśli co chwila je słyszy.

Jak świat może się zmienić na lepsze, gdy wszyscy będziemy milczeć?

Ale od kiedy ważne jest to, czy człowiek jest dobry, czy zły? Czy naprawdę ktoś myśli, że życie jest sprawiedliwe?

Mobilizacja to pierwszy krok do wojny. A wojna oznacza niedostatek, strach, biedę i śmierć.

Ci, którzy czytają klasyków, są na tyle mądrzy, by zrozumieć bezsens wojny także bez opisów jej okrucieństw, a ci, którzy potrzebowaliby się czegoś nauczyć, nigdy nie sięgają po żadne mądre książki.

Człowiek planuje, ale coś – wydarzenia, przypadek czy też złośliwość losu – krzyżuje jego plany.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *