Stoi na stacji lokomotywa
nogę za nogą ciągnę półżywa
Taktototaktototaktototak
mgławą płachtę nieba przeciął czarny ptak.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha
z szelestu wspomnień Dusza zbyt krucha
Taktototaktototaktototak
cmentarne pole usłał krwawy mak.
Nagle – gwizd! Gniazdo glizd.
Nagle – świst! Śmierci twist.
Para – buch! Karaluch.
Koła – w ruch! Człowiek puch.
Ruszyła maszyna po szynach ospale
śnieżną biel gardenii nikłą iskrą spale
Taktototaktototaktototak
równolegle sunie stroskanych orszak.
Już ledwo sapie, już ledwo zipie
w krainie cienia żałośnie zachlipie
Taktototaktototaktototak
wszystkich tam prowadzi melancholii szlak.
I kręci się kręci koło za kołem
obraca milcząco za smutnym aniołem
Taktototaktototaktototak
Z której strony Losu nadejdzie atak?
A skądże? A jakże? A czemu tak gna?
Boleści maligna w odmęty mnie pcha.
To tak. To to tak.
Stoi na stacji lokomotywa:
i jestem żywa i jestem nieżywa.
Ach tak, to to tak.
(autor: ja)