„Proszę tylko o białe obłoki i podmuchy bryzy, grzywy morskiej piany i wrzask mew krzykliwych” – „Gdzie śpiewają raki”autorstwa Delii Owens

Staram się wyłowić brokat słońca, mieniący na tafli kałuży, po której spokojnie dryfuje papierowa łódka.

Patykiem wzniecam sztorm.

Łódka przewraca się na bok.

Zbieram kolorowe, nadtopione szkiełka, przymykam jedno oko, a drugim obserwuję zabarwione otoczenie.

Jest w całości zielone, niebieskie, lub czerwone, czasem żółte bądź fioletowe.

Ale cieszy mnie to tylko przez chwilę, bo jednak wolę jego naturalną wielobarwność.

Rozkładam wachlarz z piór i upycham kieszenie drobnymi kamyczkami.

Fascynuje mnie chrupkość cukrowego groszku oraz włochata skóra brzoskwini.

Słucham pękającego agrestu i pękających pączków kwiatów jabłoni.

Liczę pasy tęczy, wdychając zapach deszczowej ziemi.

Oddechem rozpraszam chmury.

Zachwyca mnie ten świat, ale nie zachwycają ludzie.

 

Pośród szeleszczących kartek staram uchwycić uchem „Gdzie Śpiewają Raki” w powieści autorstwa Delii Owens.

 

Pewnego sierpniowego poranka 1952 roku, kiedy Kya Clark ma 6 lat, stojąc na ceglano-drewnianych schodach, patrzy za znikającą w leśnych ostępach mamą Catherine, która niesie ze sobą niebieską walizkę. Mama ani się nie obraca, ani nie wraca. Nigdy. Podobnie jak reszta rodzeństwa: Jodie, Murph, Missy i Mandy. Dziewczynka zostaje z nieszczęśliwym, agresywnym, bezrobotnym, topiącym smutki i niepowodzenia w alkoholu ojcem Jacques’em w rozwalającej się sosnowej chateńce, ulokowanej na bagnach u wybrzeży Karoliny Północnej, gdzie od lat schronienia szukają ci, których nikt nie chce.

Mokradła to nie bagna. Mokradła to przestrzeń wypełniona światłem, gdzie trawa wyrasta z wody, a woda płynie ku niebu. Jej strumienie suną powoli, niosąc słoneczną kulę morza, a długonogie ptaki – jakby stworzone nie do lotu – unoszą się z niespodziewaną gracją pośród wrzasku tysiąca gęsi śnieżnych. W mokradła tu i ówdzie wpełzają bagna, trzęsawiska skryte w oślizgłych lasach. Tam woda jest nieruchoma i mroczna, bo zassało świat w swoją mulistą gardziel. Nawet nocne pełzaki buszują w nich za dnia. Oczywiście, można usłyszeć tu dźwięki, lecz w porównaniu z mokradłami bagno jest ciche, bo rozkład dokonuje się na poziomie komórkowym. Życie próchnieje, cuchnie i wraca do zbutwiałej ściółki – rodzi je przejmujący pław śmierci.

A w wieku 10 lat jest już tu zupełnie sama – bez rodziny, ubrań, jedzenia, pieniędzy, nie umiejąca czytać, pisać, nawet nie znająca daty swoich urodzin. Dziewczynką nie interesuje się opieka społeczna, nie interesuje inspekcja szkolna, a ludzie traktują jak przeklętą dzikuskę – tylko sprzedający paliwo czarnoskóry Skoczek oraz wędkujący tu czasami kolega starszego brata Tate Walker wyciągają do niej pomocną dłoń: ten pierwszy skupuje od niej małże i wędzone ryby, a jego żona Mabel przynosi ciuchy, kaszę, naftę, zapałki, uczy jak sadzić warzywa oraz owoce, z kolei drugi zajmuje się jej edukacją i to właśnie z nim Kya doświadcza pierwszych miłosnych uniesień, jednak wkrótce i on ją opuszcza, gdyż wyjeżdża studiować biologię na uniwersytecie stanowym w Chapel Hill.  Obiecuje wrócić, ale nie wraca i Kya ponownie czuje się tak potwornie samotna – Samotność to ja – bowiem ona tej samotności wcale nie chce, męczy się w niej, łaknie sobie ulżyć, zapełnić pustkę, cierpi z powodu wyobcowania do tego stopnia, że jest gotowa oddać cząstkę siebie, by kogokolwiek zatrzymać. I zatrzymuje – miejscowego przystojniaczka Chase’a Andrewsa, który wspaniale wykorzystuje jej łatwowierność i alienację; z drugiej strony niesamowicie fascynuje go ta pierwotność, autentyczność oraz egzotyczne piękno, ale nie do tego stopnia, by nie wstydzić się tej relacji przed innymi, stąd ostatecznie porzuca ją dla Pearl Stone.

Rankiem 13 października 1969 roku na bagnach obok wieży obserwacyjnej dwóch chłopców dostrzega ciało Chase’a.

Szeryf Jackson, jego zastępca Joe Purde, Doktor Vern Murphy oraz sędzia Sims rozpoczynają proces, w którym główną oskarżoną o zabójstwo jest oczywiście Kya.

Murem staje za nią mecenas Tom Milton, rodzina Skoczka, pracujący w nowej stacji badawczej Tate, który postanowił wrócić, wtórnie zawalczyć o jej serce i dodatkowo zachęcić do wydania kilku wartościowych książek, dotyczących muszli, ptactwa, grzybów, ciem i motyli Wschodniego Wybrzeża, brat Jodie, który również powrócił i jeszcze garstka osób, bo pozostali robią wszystko, by udowodnić jej winę.

Czerwone włókna, nostalgiczne niepokojące wiersze Amandy Hamilton i wisiorek z muszelką – co mogą powiedzieć w tej sprawie?

Bo Kya z pewnością może powiedzieć: przecież zawsze robiłam wszystko sama. Nie umiem być pocieszana. Jestem zmęczona.

 

„Gdzie śpiewają raki” to 409 stron (Wydawnictwo Świat Książki) elektryzujących opisów przyrody, bo te: jelenie, cyprysy, czaple, ważki, żaby, złociste liście platanów, lilie wodne, motyle, wydry, mewy, gęsi, puchacze, pelikany, błękitne laguny, połyskujące na perłowo muszle, labirynty rozlewisk, ryczące fale, paciorki zielonych lagun, wilgotny bagienny oddech obwieszający mgłą dęby i sosny, zwichrowane drzewa, które przejęły kształt wiatru, mgła szorująca podbrzuszem po błotnistej ziemi, ciemność pachnąca słodyczą i ziemistym oddechem ropuch i jaszczurek, lepka jak syrop błotnista ścieżka, zapach niebieskiego dymu, wzdychające słońce, które zmienia kolor na maślany, obrośnięty mchem pień przypominający starca okrytego peleryną, poranny skwar rozmazujący ocean i niebo, kremowa poświata księżyca, las pozostający w milczącym oczekiwaniu, ciężar przytłaczający jak czarna błotnista ziemia na polu bawełny, potężny cumulus nadymający brzoskwiniowe policzka zapierają dech w piersiach do tego stopnia, że człowiek natychmiast pragnie się tam przenieść, by patrzeć, słuchać, dotykać i czuć. Ale tak naprawdę… na tym się kończy, ponieważ sama historia, bohaterowie i ich naiwne tudzież sztampowe działania i wypowiedzi, umacniane stereotypy, na siłę wciśnięty wątek kryminalny, rozwlekający proces i mimo wszystko „żyli długo i szczęśliwie” są nużące oraz mało realne. Oczywiście autorka porusza tutaj szereg istotnych tematów, na przykład: koszmarne osamotnienie, utrata zaufania, marginalizacja, napiętnowanie, manipulacja, kłamstwo, odrzucenie, podwójna moralność, jednak czyni to w sposób na tyle oklepany i przewidywalny, że po pierwsze bardzo łatwo można się domyślić, co będzie dalej (chociaż zakończenie może zaskoczyć), a po drugie miałam wrażenie, jakbym czytała przegadaną obyczajówkę. Dużo tu melancholii, marzeń, wrażliwości, poetyckich wtrąceń oraz cudowności natury i to właśnie dla nich warto przeczytać tę książkę, bo jeśli ktoś liczy na super dynamiczną akcję, ekscytujące dialogi i nieoczekiwane zwroty akcji to niestety tego nie znajdzie, co nie oznacza, że już zupełnie nie ma ciekawy fragmentów, bo są, ale nie na tyle, by ta powieść stała się niezbędną pozycją do przeczytania.

Przyroda była dla niej niczym jedyny kamień w strumieniu, na którym się nie potknie. 

Człowiek nie szuka dachu nad głową pod palmiczką na mokradłach, chyba że przed kimś ucieka lub dociera do kresu swej drogi.

Człowiek osaczony, zdesperowany bądź osamotniony ucieka się do odruchów, których celem jest przetrwane.

Nastrój zabawy równie łatwo przychodzi, co odchodzi.

Nie wolno obarczać innych odpowiedzialnością za własne przewinienia.

Samotność kieruje się własną busolą.

Marzenia o ucieczce – nawet poprzez śmierć – zawsze sięgają ku światłu.

Dlaczego zranieni, ci, którzy wciąż krwawią, mają wybaczać?

Jeśli ktokolwiek rozumie samotność, to właśnie księżyc.

Życie w samotności to jedno, lecz życie w strachu, to coś całkiem innego.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *