„Jeśli nie robisz niczego złego, nie zachowuj się, jakbyś popełniał zbrodnię” – „Hurt/Comfort” autorstwa Weronki Łodygi

Chmury rozpuszczają się od łez.

Jak wata cukrowa przetrzymana w ustach.

Ja też się rozpuszczam od przetrzymania.

Topię. Się. Od. Smutku. Cicho. Po. Malutku.

 

Kiedy przypadkiem trafiłam na książkę „Fanfik” autorstwa Natalii Osińskiej i się nią zachwyciłam, by potem przeczytać kolejne części, czyli „Slash” i „Fluff” powątpiewałam, że może powstać jeszcze coś młodzieżowego polskiego twórcy, co poruszy tematykę tożsamości osób homoseksualnych i uczyni to tak pięknie (jakbym chciała się do czegoś usilnie przyczepić, to zapewne bym się przyczepiła do jakichś drobnostek, ale to tylko dlatego, że młodzieżą byłam dawno, dawno temu, natomiast wiem, że mając te naście lat, tę powieść przeczytałabym w jeden wieczór, dlatego też oceniam z perspektywy młodzieżowej) – jakże bardzo się myliłam…, bo oto jest „Hurt/Comfort” autorstwa Weroniki Łodygi.

Artur ma 18 lat. Nie posiada rodzeństwa, tylko kota o imieniu Napoleon. Mama odeszła, gdy był mały i nie utrzymuje z nim kontaktu. Ojciec z rozpaczy się rozpił, a on na kilka lat wylądował u babci i ciotki, gdzie zakolegował się z hałaśliwą, pyzatą Lilką, toczył boje z kuzynem Marcinem i jego gangiem (a w zasadzie to przed nimi uciekał), z którym później się pogodził, ale ten zrobił mu ogromne świństwo i dotąd nie uzyskał rozgrzeszenia. Teraz mieszka z tatą, jednak uraz względem już trzeźwego rodzica doprowadził do zaburzenia mowy, tzw. mutyzmu, więc ich formą komunikacji jest język migowy – ich, ponieważ z pozostałymi osobami chłopak nauczył się na nowo rozmawiać, czego i tak nie robi często, bo jest typem introwertyka, czasem miewającego ataki paniki, nadto nie lubiącego, gdy się go dotyka, co nie tyczy się jednak szalonej, bezpośredniej, nieco ordynarnej przyjaciółki z sąsiedztwa: biseksualnej punkówy Magdy.

W tym roku czeka go matura, i choć zamierza studiować architekturę, bo uwielbia matmę i uwielbia rysować, to przecież musi obowiązkowo zdać język polski, którego nade wszystko się obawia.

Czeka go też studniówka, na którą kompletnie nie ma ochoty iść.

I drugi raz z rzędu czeka na niego w autobusie uśmiechnięty Janek, czyli chłopak, do którego jego serce z czasem, dzięki przemiłemu uporowi tego drugiego, zaczyna mocniej bić.

To było miłe – mieć znowu kogoś, kogo dopiero się poznaje, choć jednocześnie wydaje się już dziwnie bliski. Kiedy wszystko jest nowe i ciekawe i nie towarzyszy temu żaden strach przed nieznanym.

Bo Artur jest gejem, ale się z tym nie obnosi, w przeciwieństwie do Janka, który bardzo go wspiera i wiele mu uświadamia.

Wizja coming outu na większą skalę wydawała mu się przerażająca, ciągłe życie w kłamstwach i półprawdach koszmarnie męczyła. Każda z opcji miała też, oczywiście, niewątpliwe zalety, obie wymagały jednak podjęcia konkretnej decyzji, a Artur zdecydowanie preferował nic nie robić i biernie akceptować wszystko, co los zechce albo czym w niego rzuci (…) Być może istnieją ludzie, którzy lubią mieć nieprzyjemne rzeczy możliwie najszybciej z głowy, ale Artur zdecydowanie nie był jednym z nich. Preferował przeciąganie wszystkiego w nieskończoność i powolne torturowanie się niepewnością.

Jedyną wadą Janka (poza tym, że zupełnie nie rozumie matematyki, ale dla równowagi nie straszne mu rozprawki z polskiego i pieczenie supersmacznych ciast) jest chyba to, że lubi znienawidzonych przez Artura z przyczyn osobistych youtuberów „Muszkietersów”.

Dobrym słowem zaskakuje również klasowy wychowawca Krzesicki.

Za to przewodnicząca Anita wykazuje absolutny brak zrozumienia.

No bo jak pogodzić się z tym faktem, jeśli jej serce również mocniej bije?

 

„Hurt/Comfort” to 418 stron (Wydawnictwo Kobiece) naprawdę znakomitej, wciągającej młodzieżówki, która porusza obszar w dalszym ciągu postrzegany jako… kontrowersyjny, czyli społeczność LGBT+, ale bardzo, bardzo ważny, ponieważ dotyczy szczególnie wrażliwej grupy wiekowej, która dopiero utwardza się na otoczenie i uczy odwagi, by żyć po swojemu (a wiadomo, że jak to życie jednostki jakoś się różni od powszechnego stadnego, to są tacy, co lubią syczeć, drwić i przewracać oczami), a robi to w taki mądry, serdeczny, delikatny (ale nie po łebkach) oraz naturalny sposób. Nie brakuje tu także innych, nie mniej istotnych tematów: dojrzewanie, coming out, przyjaźń, miłość, akceptacja, samotność, opuszczenie strefy komfortu, działanie w social mediach, zaburzenia, ataki paniki, uzależnienia, traumy, konflikty, skomplikowane relacje rodzinne, uczuciowe i koleżeńskie, podejmowanie wyborów i ich konsekwencje, zdrada, odrzucenie, umiejętność wybaczania czy rozliczenie z przeszłością. Historia jest ciekawa. Dialogi i poważne i zabawne. Styl lekki. Postaci barwne, świetnie wykreowane (z dużą dokładnością) i zupełnie się od siebie różniące (Magda to mistrzostwo, zresztą Janek również). Realia autentyczne (nie ma tu nic niemożliwego, ot taka sobie codzienność nastolatka). Da się wzruszyć, da się pośmiać (jest wiele zabawnych momentów; zwłaszcza wewnętrzne rozterki biednego Janka), a przede wszystkim zastanowić nad tym, co jest w życiu najważniejsze i na ile można sobie pozwolić wchodząc w to czyjeś (w zależności od tego czy człowiek chamsko ładuje się ze swoimi obklejonymi stereotypami buciorami, czy elegancko je otrzepuje i zamienia się w słuch z otwartym umysłem oraz sercem, a jeśli nie potrafi, bo z jakiegoś powodu nie chce, to niech z szacunku milczy i skoncentruje na własnym).

W podobnym klimacie uczucia rozwijającego między młodymi mężczyznami polecam filmy:

1. „Boys”, reż. Mischa Kamp

2. „Piękny drań”, reż. John Butler 

3. „Ciastka i potwory”, reż. Lee Galea

Jakiego trzeba mieć pecha, by dwukrotnie wpaść na kogoś w autobusie?

Nie od dziś wiadomo przecież, że jeśli bardzo, bardzo chcesz czegoś uniknąć, cały wszechświat stanie na głowie, by cię tym zaskoczyć.

Może być w tym jakaś logika. Może im bardziej udajesz, że czymś się nie przejmujesz, tym bardziej faktycznie przestaje cię to obchodzić.

Ludzie są albo czarujący, albo nudni.

To nic złego mieć wątpliwości. Każdy w życiu co jakiś czas odkrywa, że mylił się co do siebie. Odkrywanie siebie to ciągła wędrówka w głąb duszy, w nieznane.

Czemu ludzie tak bardzo rwą się do pocieszania innych, zwłaszcza gdy ci inni wcale tego nie chcą?

Czasami ludzie po prostu nie chcą nas w swoim życiu i to boli. Ale to ich wybór. Trzeba  go uszanować, choć niekoniecznie się z nim zgadzać. A już na pewno nie oceniać siebie na jego podstawie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *