Towarzyszę sobie w samotności.
I nie ma w tym nic nielubianego.
Przesypuję w dłoniach słowa niczym cukrowy piasek, ale one wbrew cukrowej konsystencji i tak mają gorzkawy posmak.
Bawię się w marzenia.
Spełnienia i niespełnienia.
Tchnienia i westchnienia.
Musnę cienia.
Zapomnienia.
Przypomnienia.
Uroczego samotnienia.
Zafascynowana najpierw powieścią „On” autorstwa Zośki Papużanki, a potem „Szopka”, sięgnęłam po zbiór 12 opowiadań „Świat dla ciebie zrobiłem” i na zmianę się oczarowywałam i rozczarowywałam.
A pokrótce wygląda to tak.
Tak mi się wydaje, że wygląda.
W ten oto sposób.
Bo kto wie?
Może inaczej.
1. Kaprys
Mężczyzna po raz pierwszy podróżuje w lipcowy weekend sam, ponieważ jego żona musi dokończyć projekt do pracy, a on kompletnie nie potrafi sobie z tą rozłąką poradzić.
Zawsze wyjazdy z kimś, nigdy sam, nie umiem jechać sam, od kiedy cię poznałem, planowałem ten wyjazd, tyle lat, a my sobie nie pozwoliliśmy na żaden urlop, daliśmy się zeżreć funduszom i benzynie, a tu trzeba się mleka od krowy napić i pod lipą posiedzieć. Nie umiem sam (…) Nie powinniśmy w każdym razie się rozdzielać, bo to nam nie służy, stanowczo nie służy takie rozdzielanie, kiedy już ludzie nauczyli się ze sobą być.
Ileż można być dupowatym bohaterem.
Człowiek jest taki średni. Pewien swojej wyjątkowości, a wszyscy wszystko o nim wiedzą, każdy taki sam.
To jest trudne rozmawiać z lustrem, zwłaszcza gdy się myśli, że ono myśli to, co ty.
2. 212
Maria w trakcie wyjazdu na konferencję spotyka w pokoju hotelowym symultaniczną Mariannę. Wyzwaniem jest tu nie tylko obecność drugiej osoby, ale też ogromne podobieństwo, które generuje pytania o własną tożsamość.
Wszyscy są jakoś podobni do siebie, każdy do każdego. I każdy inny. To tylko przypadek, naprawdę, nie lustro.
Człowiek jest trudny. Inny człowiek jest trudny. A taki sam człowiek jest jeszcze trudniejszy. Można się tylko śmiać, rzeczywiście.
3. Daleko
Spotkanie rodzinne na łonie natury. Rozdzielenie małżeństwa, ale za obopólną zgodą, bo ojciec chce mieszkać z dala od zgiełku, co najlepiej obrazuje cytat żony: ja ojca rozumiem. Związek z naturą, czułość dla ziemi, bóstwa chtoniczne, Boryna i tak dalej. Rozumiem. Tylko do tego trzeba dojrzałości. A my nie dojrzeliśmy. Gruszki dojrzewają. My jeszcze nie. Nie wiem, może się trzeba jakoś przygotować, może jesteśmy nieprzygotowani. Ja na pewno nie jestem przygotowana.
Wszystko jest ziemią. Ekologia. Człowiek żre i sra, nie ma się czego wstydzić. Każda dupa taka sama. To chyba z Gombrowicza. Nieważne. Żremy, co nam ziemia da, sramy w ziemię, a potem ziemia nas schowa i znowu ktoś nas zeżre. Nic nowego. Wszystko jest ziemią.
4. Stracciatella
Mąż i żona przybywają do małej włoskiej mieściny i lokują się w hotelu „Amelia”, gdzie popijają espresso, jedzą pizzę, zachwycają srebrnymi stokami drzew oliwnych oraz granatowymi kulami hortensji. Starają się być razem i tylko na tym byciu koncentrować. Wzniecić na nowo to, co przygasa.
Tak, jest nam dobrze, zostawiliśmy świat za sobą, pizza była znakomita i chyba przestało padać, a ja chcę się przejmować każdym pytaniem, każdym spojrzeniem, mam na to wystarczająco dużo czasu, którego nie ma.
5. Ślady
Odkrycie zdrady rodzica oczami dziecka w magicznym klimacie nadchodzących świąt Bożego Narodzenia.
Nie prawda, że się pamięta wigilie. Gdy się jest starym, zlewają się w jedną zupę w wazie, sklejają w jeden niezgrabny pieróg ze starym farszem, w kulkę chleba. Nie ma różnic. Dzieci wierzą, że to coś ważnego. Uczymy je wierzyć, czekać i niecierpliwić się, żeby robiły to za nas, kiedy dla nas to już nie będzie miało znaczenia. Pamiętamy tylko te wigilie, gdy się pusty talerz nagle zapełniał, bo ktoś przybył, albo gdy ten talerz stał naprawdę pusty, pusty tym, kto z niego jadał kiedyś. A teraz nie je.
6. Spotkałem opowiadanie
Kobieta i mężczyzna. Dzwoneczek i Piotruś Pan. Kret i Calineczka. Ślepy Borges z gderliwym Wergiliuszem. Osobliwa para, odprawiająca równie osobliwy rytuał w księgarni. Poszperali, potupali, ponarzekali i poszli (…) Zresztą może nie chcieli niczego kupować. Może nie mieli takiego planu. Może chcieli poczytać tytuły i podotykać sobie książek, a potem poodkładać je na miejsce.
Przecież nie pisze się tego, co było naprawdę, pisze się to, co jest czułe jak głos za plecami, jak ostatnia kropla wina w kieliszku.
Ale czy można tak sobie pójść, nie odłożywszy na miejsce, zostawić w pół dotknięcia, czy jeśli raz się dotknęło, należy do ciebie jak odpakowany cukierek, oczko w rajstopach, cień do powiek, który wcierasz w skórę na wierzchu dłoni, między palcem wskazującym a kciukiem, i patrzysz, jak kolory się mieszają, robisz tak, prawda, robisz, wiem, że robisz. Dotknięte jest twoje.
7. Demerara
Grupka singielek spotyka się na wspólne gotowanie oraz jedzenie, co wydaje się być epicentrum ich świata. W poruszanych tematach, zachowaniu wydają się być próżne, lekkomyślne i małostkowe, ale zapewne po części tuszują tym własne rozgoryczenie. Tylko jedna z nich nie potrafi się tam odnaleźć, bo potrzebuje czegoś więcej, więc ucieka: czemu nie jem. Nie wiem, czemu nie jem, właściwie czemu ja nie jem, może nie jem, bo najnowszy film Allena, bo adoptowałam kocięta, może nie jem, bo chętnie znałabym grekę, żeby Homera w tramwaju w oryginale poczytać. Nie jem, bo patrzę na was, Rubensówny, a kto na was patrzy, ten jeść nie może, temu uda w gardle kością stają, temu sól na rany masło maślane, temu pieczone gołąbki, kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie bez pracy nie ma kołaczy, temu chleba naszego powszedniego, niebieskich migdałów i pierwszego jajka lub kury, temu gruszki na wierzbie i oliwa sprawiedliwa.
Życie jest od podjadania.
Jak ktoś nic nie je, źle się czuje, wiadomo.
8. Szkoda
Były student ekonomika, który mieszka na 15 piętrze już od 5 lat, nigdy nie mówił swojej sąsiadce „dzień dobry”, co ulega zmianie pewnego razu, gdy natyka się na nią w windzie, czyli zamkniętej przestrzeni, gdzie dzięki wielości luster jest obecny zewsząd i, nagabując ją sobą, postanawia wylać frustrację na szkodę parkingową.
Człowiek niepotrzebnie odruchowo na dzień dobry odpowiada. Nie zastanawia się wcale, komu odpowiedział, dzień dobry dzień dobry, sprawa skończona.
W windzie zwykle udaje się obcość i dobrze to wszystkim wychodzi.
9. Każdy kot
Pewna para zgadza się zaopiekować kotem sąsiadów, gdy tamci wyjeżdżają na wakacje. Kot umiera, zatem kupują innego i postanawiają ten fakt zataić. Z kolei ci, przed którymi się zataja, również zatajają, że podejrzewają, ale nie chcą mówić na głos, no bo… przecież tamci się jednak zajęli.
Doskonale o pozorach.
Koty mają wybitnie wszystko w dupie, a ludzi szczególnie.
10. Trudno
Bohaterka wspomina swoje późne małżeństwo z dużo starszym mężem, który zmarł. Nie mieli dzieci. Została sama. I jakoś stara się w tej samotności poukładać, choć boleśnie.
I do czego się spieszyć zresztą, nie ma do czego, nigdy się nie spiesz.
Starość puka zawczasu, ale się człowiekowi wydaje, że sobie poradzi, że będzie sam wszystko koło siebie robił, a jak nie będzie to umrze i spokój. Jakby tak Pan Bóg urządził świat, to by było lepiej.
11. Ursa Maior
Ojciec opowiada synowi jak budował ich dom na wzgórzu, gdzie, jak głosi legenda, templariusze mieli kiedyś swój klasztor.
I nie będzie nowego początku, bo początek jest tylko jeden. Opowieść może się rozrosnąć, winoroślą opleść, ale z jednego domu wychodzi. Buduj i patrz końca. A jak chcą zburzyć twoje – odejdź. Nie odwracaj się. Ty zbudowałeś. Burzą ci, co nie umieją zbudować. Zapominają ci, co nie umieją pamiętać.
12. Cykada
Młoda kobieta umiera tuż przed własnym ślubem. Zupełnie na to nie przygotowani rodzice próbują sobie poradzić z żałobą, kompletując jej wyprawkę w zaświaty.
Trzeba być przygotowanym. Dopiero później się okazuje, że na nic nie jesteśmy przygotowani. Ale tak miło się okłamywać, tak po ludzku.
„Świat dla ciebie zrobiłem” to zbiór 12 niedługich opowiadań, bo całość liczy zaledwie 219 stron (Wydawnictwo Znak Literanova); ja raczej wolę jak jest tych historii mniej, bowiem wtedy są dłuższe, w efekcie mogę mocniej w nie wejść, a „raczej”, ponieważ oczywiście bywają również takie króciuteńkie, ale tak oniryczne czy wstrząsające, że zasiedlają się we mnie na długo – tutaj niestety tak nie było. W zasadzie podzieliłam sobie tę książkę na pół, bo 6 mi się spodobało, a pozostałe nie tyle mnie zirytowały czy znużyły, co zawiodły, jako że styl i wyobraźnię Zośki Papużanki po prostu uwielbiam. Do lubianej połowy należą: „212”, „Daleko”, „Ślady”, „Szkoda”, „Każdy kot” i „Cykada” – pozostałym mówię NIE nie dlatego, że są jakieś wybitnie złe, tylko dlatego, że ja, mimo bardzo uczuciowego pióra oraz psychologicznej wnikliwości pisarki, ich nie poczułam, bo nie poruszyły żadnej z moich emocjonalnych strun. Nie odnalazłam się tam. Fabułę stanowią obrazki prozaiczne, żywcem wytargane z księgi codzienności, jednak dla osoby przeżywającej jest to coś znaczącego, coś, co wypełnia jego umysłowość i przestrzeń. Atmosfera jest intymna, a sama autorka taktowna, drobiazgowa i nie wydająca osądów. Styl lekki, bo wyzbyty patetyczności, co nie oznacza, że absolutnie przejrzysty, gdyż autorka bawi się językiem; sposób wyrażania ludzi i świata to mieszanina realnego i metafizycznego, klarownego i bełkotliwego, prześmiewczego i tragicznego, poważnego i ironicznego, dziwacznego, zawiłego, podświadomego, ale zawsze czułostkowego oraz niezwykle wewnętrznego. Interpretacja nie jest tutaj narzucona, a zakończenia są otwarte, co pozostawia czytelnikowi miejsce na samodzielne dookreślenie. Istotą tych opowiastek jest człowiek i w zderzeniu z drugim człowiekiem i z samym sobą, bo jak się okazuje: i jedno i drugie bywa naprawdę problematyczne. Zarówno z chcenia, jak i z niechcenia. Z umienia i nieumienia. To skomplikowane, bo jednocześnie tak bardzo pragniemy być razem i tak bardzo osobno.