10 świetnych książek dla dzieci i młodzieży – lista numer 1

Deszcz gra na bębenkach liści.

Tańczę w ponurym transie.

Jestem jesienią.

I nie potrzeba mi nic więcej.

Może zapachu mokrego mchu.

I jeszcze smaku cynamonu.

 

Bardzo lubię literaturę dla dzieci i młodzieży.
Ostatnimi czasy pomiędzy tą skandynawską czytam właśnie taką.

Poniżej 10 naprawdę fajnych propozycji.

 

1.”Uczciwa oszustka”, Tove Jansson, 240 stron (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).

Zima. Nieprzerwanie sypie śnieg. Mała wioska Västerby, gdzie mówi się, że pieniądze śmierdzą, ale to nieprawda. Są czyste jak liczby. To ludzie śmierdzą. Każdy ma swój sekretny odorek, który się potęguje w chwilach gniewu, wstydu albo strachu. 25-letnia Katri Kling mieszka na poddaszu, nad sklepem, razem z 15-letnim bratem Matsem oraz dużym, bezimiennym psem. 9 lat temu zmarła im matka, z kolei ojciec jeszcze dawniej wyruszył na północ po zapas drewna i ślad po nim zaginął, więc zdani są tylko na siebie; rzadko ze sobą rozmawiali. Łączyła ich łagodna, niewymuszona cisza. Kobieta uchodzi wśród tutejszych za stroniącą od ludzi, nieufną dziwaczkę o przeraźliwie żółtych oczach, ale ponieważ jest dobra w rachunkach, sprawiedliwa i bystra, to przychodzą do niej po pomoc w liczeniu oraz rozmaite porady. Wysoki i krzepki Mats pracuje na co dzień w szkutni u braci Liljebergów, którzy, nie biorąc go na poważnie, zlecają mu niezbyt istotne zajęcia. Jego największym marzeniem jest wybudowanie własnej łodzi żeglugowej z kajutą i silnikiem stacjonarnym, według własnego projektu, w czym usilnie pragnie go wesprzeć siostra, stąd jej celem staje się miejscowa bogaczka, twórczyni książek obrazkowych dla dzieci (koncentruje się zwłaszcza na precyzyjnym odtwarzaniu runa leśnego, gdzie maniakalnie domalowuje króliki): dość naiwna i kapryśnie życzliwa Anna Aemelin, która po śmierci rodziców samotnie zamieszkuje „Króliczą Willę”; szara drewniana willa z białymi rzeźbionymi ramami okiennymi na szaro-białym tle zaśnieżonych drzew rzeczywiście przypominała dużego, przycupniętego królika: czworokątne zęby białych zasłon werandy, brwi ze śniegu nad głupawymi łukowatymi oknami i czujne uszy kominów, a w środku śnieżne podłogi, niebieskie piece kaflowe, lampy z abażurami i włochate dywany – całość tchnęła niezmąconą duchowością, nosiła piękno czegoś ostatecznego.

Czy wszystko potoczy się zgodnie z planem? I czego kobiety nauczą się od siebie nawzajem? To kluczowe pytania tej przepięknej powieści, na które czytelnik z pewnością uzyska odpowiedzi.

 

Nie ma nic równie spokojnego i bezkresnego jak długie zimowe ciemności, które trwają i trwają, jakby się mieszkało w tunelu, gdzie czasami mrok gęstnieje i zapada noc, a czasem panuje szarówka. Jest się odgrodzonym od wszystkiego, osłoniętym i bardziej samotnym niż zwykle. Czeka się w ukryciu jak drzewo.

Pierwsze spotkanie jest ogromnie ważne.

Kogoś, kto się nakręca, trzeba powstrzymać, przesadę trzeba ukracać, to wszystko.

Uprzejmość bywa niekiedy czymś w rodzaju oszustwa, prawda?

Prawdę wykuwa się w stali, nikt jej nie wykuje w materacu.

Poświęcenie komuś uwagi jest czymś wyjątkowym. Myślę, że nie zdarza się zbyt często… Uświadomienie sobie czyichś pragnień i tęsknot na pewno wymaga głębokiego zrozumienia i dojrzałego umysłu. Niekiedy nie znamy samych siebie, może nam się wydaje, że potrzebujemy samotności albo wręcz przeciwnie, że chcemy z kimś być… Nie wiemy, nie zawsze wiemy…

Trzeba uważać, żeby nie powiedzieć za dużo.

 

2.”Dom na Wschodniej”, Sabina Jakubowska, 328 stron (Wydawnictwo RELACJA).

Podkrakowska wieś Jadowniki. Dom „niemal-do-rozbiórki”, usytuowany przy ulicy Środkowej, po wyzwoleniu od męża i ojca tyrana staje się centrum życia mamy Florentyny Kowalskiej, dwójki jej dzieci: idącego po wakacjach do ostatniej klasy gimnazjum, zafascynowanego twórczością Edgara Allana Poego Teodora (Doro) i 5-letniej Róży, pojmującej świat przy pomocy Muminków oraz psów Borsa i Strefy, i jeszcze kota o imieniu Mrok. W deszczowy, wrześniowy wieczór właśnie jeden z owych psiaków wybiera się na zbyt długi spacer, więc zaniepokojony Doro postanawia go poszukać i tak przypadkiem natrafia na Dom na Wschodniej, prowadzony przez elegancką byłą aktorkę, wspaniałą, serdeczną, mającą ogromne serce babcię lub Jaśnie panią Emmę, z którą mieszkają również: w połowie sparaliżowany kamerdyner Igor, opóźnione umysłowo pokojówki – bliźniaczki Marianna i Julianna, niegdyś pogrążona w długach kucharka Franciszka, złotowłosa Konstancja i jej zaklęty w jelonka brat Wojtuś, których rodzice zginęli w wypadku, wyciągnięty z domu dziecka Jachu i z nałogu narkotykowego Pi-Stachu, czarnoskóra, agresywna Roksana, zalękniona, wiecznie wrzeszcząca Gloria, naburmuszone, mizerne rodzeństwo Adam i Ewa, znalezione w lesie Ryjkowato-brzydkie Dziecko nazwane potem Jackiem-Plackiemsrebrny wyżeł Shira, miniaturowa świnka Kiszka i zapewne z czasem zamieszka tam znacznie więcej osób, bo jest to dom otwarty dla wszystkich; Dom na Wschodniej był taką instytucją, że każdy tam miał co robić, ale jednocześnie nikt nie musiał wykonywać tego, do czego nie czuł powołania. Dużo nas było i jakoś sobie pomagaliśmy. Dom na Wschodniej napędzany był zbiorową energią (…) Atmosfera w Domu na Wschodniej była po prostu stymulująca. Tu każdy dorastał do tego, by zaopiekować się kimś innym niż tylko samym sobą.

 

Dom jest tam, gdzie my jesteśmy.

Jak się śpi na raty, to w końcu się nie wie, gdzie jest sen, a gdzie jawa. Albo przeczucie.

Bo czasem trzeba tylko trochę wsparcia.

– Ale dlaczego on mówił na tym kazaniu, że jesteśmy wszyscy tacy sami i równi przed obliczem Stwórcy?

– Przed obliczem Stwórcy może tak, ale w życiu codziennym, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, toby ludzkość  nie wymyśliła stopniowania przymiotników.

Życie nie jest czymś spokojnym.

Jaka jest granica między szczerością a niedyskrecją?

Spokój można uzyskać tylko wtedy, gdy się zaakceptuje fakt, że na pewne sprawy nie mamy wpływu. Na przykład na okoliczności zewnętrzne. Bo zawsze jest coś. Jak nie wojny, to zarazy, zmiany ustroju albo prześladowania religijne, albo bieda… Pokaż mi spokojne czasy. Pokaż mi spokojnych ludzi. Jeśli gdzieś są w dużym skupisku, to chyba tylko na cmentarzu.

Rzadko się trafiają chwile, w których wszystko idzie świetnie, od początku do końca.

Każdy ma swoje upiory z przeszłości.

No bo kto powiedział, że miłość w szóstym roku życia jest jakaś gorsza, niż kiedy jest się dorosłym?

Czasem tak jest, że można docenić zwyczajną rzeczywistość dopiero wtedy, gdy zaczyna wymykać się z rąk.

Szczęście jest sprawą niejednoznaczną.

Każdy ma swój sposób na pozyskanie szacunku innych ludzi.

 

3.”Angst with happy ending”, Weronika Łodyga, 292 strony (Wydawnictwo Young).

17-letni Aleks ma ochotę schować się przed wszystkimi i wszystkim w swoim pokoju, odnosząc wrażenie, że świat daje mu coś tylko w ramach podstępu. Chłopak jest introwertykiem ze skłonnościami do agresywnych zachowań, przez co kiedyś nadwyrężył zaufanie u samotnie wychowującej go mamy, która pracuje jako krawcowa i niemalże z tej pracy nie wychodzi, co w końcu znacznie odbija się na jej zdrowiu; syn sekretnie stara się jej jakoś pomóc i, po po pokonaniu początkowego wstydu, przerabia ciuchy swoich koleżanek oraz naprawia komputery i hakuje konta na zlecenie. Aleks nie tylko wykazuje zdolności krawieckie, ale również nie ma problemów z matematyką, do tego świetnie gra w kosza i troszczy się o sąsiadkę Anitę, zmagającą z trudną codziennością z ojcem pijakiem i czwórką młodszego rodzeństwa – za to nie lubi włóczyć się po galeriach handlowych, oglądać youtuberów, nie znosi też homofobicznego podejścia Kuby i Wiktora, którzy żądają jego kumpelstwa, a on chyba ciut z wygody grzeje się w blasku ich chwały. I właśnie w jednym z takich momentów, kiedy czuje się zupełnie beznadziejnie, na początku listopada, loguje się na czat dla mieszkańców miasta, nadając sobie nick „FuckOf31” i nawiązuje znajomość z noszącą kolorowe skarpetki Yuki (pieszczotliwie nazywanej „małe awokado”), która okazuje się jego bratnią duszą, co raz podsyłającą mu zdjęcia uroczych kotków i swoich pięknych obrazów: to jej się zwierza, żali, streszcza swoje życie, żenujące historyjki i najsmutniejsze przemyślenia od prawie 3 miesięcy, więc naturalnym wydaje się być fakt, że wreszcie zapragnął spotkać się z nią w realu, ale ona sprytnie tego unikała, aż do teraz, kiedy to siedzi na ławce w parku i podekscytowany oczekuje na jej przybycie. Przybyła, ale nie taka, jaką sobie wyobrażał, lecz pod postacią małego, nerwowego stworzenia z czarną, rozwichrzoną czupryną i wiecznie przestraszonymi oczami, która okazała się mieć na imię Beniamin. Beniamin to Yuki. Początkowy szok i wściekłość doprowadzają do zerwania kontaktu, jednak kiedyś emocje muszą opaść, a wtedy znacznie łatwiej otworzyć oczy, uszy, umysł i serce.

 

Ale w życiu czasami zdarza się ten jeden moment słabości, którego nie da się po prostu przeczekać, zignorować ani nawet samotnie przepłakać. Czasem potrzebny jest drugi człowiek, bo lustra, niestety, nie umieją odpowiadać, a mówienie do siebie sprawia na dłuższą metę, że zaczniesz nienawidzić rozmówcy.

Być może poczucie beznadziei jest swego rodzaju wirusem i zwyczajnie lubuje się w sezonie grypowym, kiedy dni są coraz krótsze, swetry coraz grubsze, a skarpetki łatwiej wilgotnieją.

Ot, natura bywa okrutna. Zwłaszcza w szkolnym ekosystemie.

Czasami ludzie mają zwyczajnie gdzieś twoje starania i postanawiają randomowo zniszczyć życie sobie i całemu otoczeniu.

Zgodnie z odwiecznymi prawdami wszechświata, jeśli jedna rzecz zaczyna iść gładko i przyjemnie, wszystkie inne musi trafić szlag dla zachowania harmonii i równowagi.

Niektórzy wolą smucić się w samotności i nie tylko nie potrzebują do tego widowni, ale też unikają jej jak mogą.

Czasami ciskanie komuś prawdy między oczy faktycznie może być czystym okrucieństwem. Nawet jeśli uzasadnionym.

Ludzie zwykle lepiej radzą sobie  z rozwiązywaniem problemów cudzych niż własnych. Pewnie dlatego, że to nie ich głowa leży na stołku i mogą zachować zdrowy poziom obojętności.

Ludzie mają więcej niż jedną cechę. Są zbiorem błędów, porażek, prób i starań.

Człowiek nieufny, to człowiek mniej rozczarowany.

 

O innej książce tej autorki, czyli „Hurt/Comfort” TUTAJ.

 

4.”Papierowe samoloty”, Dawn O’Porter, 249 stron (Wydawnictwo YA!).

Wrzesień. 1994 rok. Mała brytyjska wyspa Guernsey. Szkoła dla dziewcząt „Tudor Falls”, w której stykają się losy dwóch zupełnie różnych 15-latek: Renée Sargent oraz Flo Parrot. Pierwsza z nich mieszka w szarym i przygnębiającym budynku z dziadkami Naną i Popem oraz młodszą, chorującą na zaburzenia odżywiania i niestabilną emocjonalnie siostrą Nelly, ponieważ zmarła im ukochana mama, a ojciec lata temu wyjechał do Hiszpanii i założył nową rodzinę, którzy nie do końca potrafią poradzić sobie z ich wychowaniem, w efekcie dziewczyna czuje, że w tym domu nie jest sobą i dopiero w szkole odreagowuje, robiąc wokół siebie wiele zamieszania oraz ignorując wszelkie zasady – mój spacer do szkoły ma swój cel, jak zawsze. Lubię nazywać go codzienną ewolucją. Wychodzę z domu z głową opuszczoną, do szkoły docieram z oczekującym rozrywek, zadartym podbródkiem (…) Szkoła czyni mnie szczęśliwą w swego rodzaju zabawny sposób. Na osiem godzin dziennie staję się sobą. W każdym razie lepszą wersją mnie niż ta znana z domu – w szkole trzyma się z neutralną dla pozostałych Margaret Cooper, bo chociaż Carla i Gem mianują się jej najlepszymi psiapsiółkami, to tak naprawdę traktują ją jak piąte koło u wozu. Z kolei ta druga mieszka z mamą, starszym, superprzystojnym bratem Julianem i młodszą siostrą Abi, którą stale się opiekuje, gdyż jej rodzice się rozstali, a w zasadzie to mama kazała wynieść się tacie, który popadł w alkoholizm i depresję, a którego Flo bardzo kochała, bo miała wrażenie, że tylko on potrafi ją zrozumieć i rozbawić. Nastolatka czuje się jak brzydka, żałosna, nielubiana, zagubiona owieczka albo lepiej: jak nudny ćmok, patrzący, jak inni cieszą się życiem, a w tym pogrążaniu, zagubieniu i w tej nienawiści do samej siebie nie pomaga jej pomiatająca nią, za to siebie  wynosząca na piedestał Sally. Pewne wydarzenie sprawia, że dziewczyny coraz częściej zaczynają ze sobą rozmawiać, a ta relacja po prostu zamienia się w piękną przyjaźń.

 

Jaki jest sens w martwieniu się przyszłością? Kto powiedział, ze w ogóle będzie jakaś przyszłość? Co się stanie, jeśli umrzesz jutro?

– Cóż, ludzie, którzy uświadamiają sobie swoje błędy, nie złoszczą się tak z ich powodu. Och, być egoistą, nie?

– Myślę, że życie byłoby łatwiejsze, gdybym była egoistką.

– Nie, nie byłoby. Nie tak naprawdę. Ci ludzie nie są szczęśliwi, na łożu śmierci będą mieć ogromne poczucie winy i będą żałować swojego życia. Ludzie tacy jak my umierają z czystym sumieniem, Flo. To najlepszy sposób na życie. Jeśli przyznasz, że coś poszło źle, masz przynajmniej szansę, by to naprawić.

Łatwo tak po prostu oceniać ludzi po tym, co widać, i nie zastawiać się, jakie naprawdę jest życie.

 

5.”Motyle dzienne, motyle nocne”, Małgorzata Jurczak, 190 stron (Wydawnictwo Nasza Księgarnia).

Właśnie rozpoczęły się wakacje. Nastoletnia Malwina z burzą loków na głowie i masą piegów na twarzy wyjeżdża razem z samodzielnie wychowującą ją, bardzo przebojową i bezpośrednią mamą Martą do małej, zamierzchłej, trochę sennej miejscowości z wznoszącą ponad dachami kamienną wieżą kościoła i krętą rzeką, gdzie rodzicielka, trudniąca się projektowaniem ogrodów, ma zrealizować zlecenie u bardzo zamożnych, eleganckich, oziębłych państwa Chmurów, którzy mają dwójkę dzieci: niesfornego Oskara i powściągliwą, trochę zarozumiałą córkę Agatę. W sklepie spożywczym trafiają na milczącego Adama, a ten prowadzi je do pomarszczonej jak zwiędnięte jabłko staruszki Emilii, która postanawia podnająć im na okres pobytu strych w swoim domku z drewnianą werandą obrośniętą pędami winorośli, otoczonym bujnym, na pół zdziczałym, posmutniałym od śmierci męża ogrodem pełnym ziół, pokrzyw, mchu, chwastów i długich, poplątanych gałęzi, pośród których skrywają się różowe astry, żółte złocienie, czerwone mieczyki, krzaki lśniących porzeczek, ale też śliwy, grusze i cudowna, opuszczona oranżeria w całości pokryta fioletowo-białymi kwiatami. Początkowo Malwina obawia się, że będzie tutaj wiało nudą, ale gdy pod drzewem czereśni poznaje pomysłową Mirellę o cygańskiej urodzie, twierdzącą, że jej rodzice jeżdżą po świecie z wesołym miasteczkiem, to nagle każdy dzień staje się przygodą: przeżywa koniec świata, huśta na oponie, kręci w opuszczonym sanatorium na starej karuzeli, płynie łódką we mgle po magiczną roślinę, organizuje wyścigi ślimaków, nakłada kapelusz, co spełnia życzenia, krzyczy do studni bez dna, zbiera polne kwiaty albo agrest, jedzie w nieznane, organizuje wieczorek literacki, uczy się gry na fortepianie u zgorzkniałej pani Meyer, mając nadzieję, że to pomoże jej kiedyś wyjechać do Nowego Jorku i poznać swojego ojca Melvina Blue – pianistę jazzowego z nocnego klubu, zajada jabłecznik i ciasto drożdżowe, spotyka pana Szymona, który wykonuje z kamienia smutne anioły, bandę Mewy, zrzędliwą Tolę, nieśmiałego bibliotekarza Wiktora i czarownicę Renatę.

 

Ale szaleństwo właśnie ma to do siebie, że potrafi się szybko skończyć.

Nawet, jeśli coś się zdarza przypadkiem, to może mieć swój cel i sens, gdy mu go nadamy.

Każdy z nas jest inny, wyjątkowy. Nie ma na świecie dwóch takich samych istot.

Złe myśli powodują zło. Nie wiem, jak to się dzieje, ale czasem działają jak zaklęcia.

Świat jest pełen nieszczęść.

Nocą świat wygląda zupełnie inaczej; jest tajemnicą.

Dziwne – że dzień jest najładniejszym w momencie, gdy się kończy.

 

6.”Władca Much”, William Golding, 292 strony (Wydawnictwo ZYSK i S-KA).

W wyniku katastrofy samolotu grupa ocalałych chłopców zostaje uwięziona na bezludnej wyspie. Początkowo ich nastawienie jest wręcz euforyczne, bo oto znaleźli się sami, bez nadzoru dorosłych, bez ustalonych zasad, mogą więc krzyczeć, bawić się, cieszyć wolnością i objadać owocami do woli, w miejscu, gdzie dech zapierają krajobrazy, jak choćby: zielone pióropusze palm, migotliwy blask wody, białe fale przybrzeżne, bijące o rafę koralową, granatowe morze, spokojne niby lustro górskie jezioro, rozprażona plaża, wielka płyta różowego granitu, powódź niebieskich kwiatów, baldachim lasu, kryształowe bezmiary powietrza, aromatyczne woskowe krzewy, matowosrebrny dysk słońca, tropikalna roślinność, kokosy, wodorosty, pnącza, urwiska, bagna i wąwozy, i ta perłowa cisza, sprawiająca, że nawet realne przedmioty zdawały się złudne i nieokreślone, jednak z czasem uświadamiają sobie, że są zdani tylko na siebie, że wszystko muszą sami ustalić i zorganizować, że muszą być sprawnie działającą grupą o wspólnych celach, że trzeba wybudować prowizoryczne chaty, zdobyć pożywienie, troszczyć o młodszych, rozpalić ogień, dbać o bezpieczeństwo, że nie ma tu lekarstw, środków do higieny, a chyba przede wszystkim planu, opieki, reguł, zaczynają się pierwsze konflikty, wynikające z braku porozumienia, odmiennych priorytetów, różnych opinii, z nudy, głodu, brudu, niemocy, przygnębienia, chłopcy gubią się w zawiłościach problemów, w nieregularności i fragmentaryczności poczynań, wzmaga się więc bunt, gniew i agresja, z czego rodzą się dwa walczące ze sobą obozy – powstaje jeden wielki chaos, z którego wyłaniają się najgorsze ludzkie cechy.

 

Nie można liczyć na ludzką pomoc.

Ludzie nigdy nie okazują się tacy, za jakich się ich brało.

Jeżeli twarze robią się inne zależnie od tego, czy są oświetlone z dołu, czy z góry – to czym jet twarz? Czym jest cokolwiek?

Jeśli jest się wodzem, to trzeba myśleć, trzeba być mądrym. Poza tym zdarzają się takie chwile, że trzeba natychmiast powziąć decyzję. To zmusza do myślenia, bo myśl jest rzeczą cenną, daje wyniki…

Boimy się, bo tacy już jesteśmy i nie ma na to rady.

Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi, ale nie może przestać o nim myśleć. 

Największe pomysły cechuje prostota.

 

Istnieją 2 ekranizacje tej powieści: pierwsza z 1963 roku, w reż. Petera Brooka, a druga z 1990 roku, w reż. Harry’ego Hooka.

 

7. „Dziewczynka z parku”, Barbara Kosmowska, 125 stron (Grupa Wydawnicza Foksal).

Ta zima jest znacznie smutniejsza niż poprzednie, ponieważ Andzi umarł tata. Dziewczynka tęskni za wspólnymi wyprawami do parku, gdzie zabierali lornetkę oraz atlas ssaków (tata był faunistą), nazywali napotkane ptaki, szukali krecich nor, liczyli wiewiórki czy karmili kaczki. Tęskni też za zjeżdżaniem na sankach, jedzeniem sernika z brzoskwiniami, by smacznie zapomnieć o smutku, za opowieściami o drzewach, grą w chińczyka o rożki z musem jabłkowym, za mądrymi radami, jak na przykład ta, że nie warto walczyć ze złymi słowami, tworząc nowe złe słowa, ale przede wszystkim za tatą razem z którym umarł śmiech i umarły słowa, ponieważ pozostałych po nim wspomnień nie da się ani odkurzyć ani wytrzepać, a słowo „dobrze” jest teraz trochę jak tabletka przeciwbólowa, a trochę jak czekoladka, bo mimo że mama je mówi, to ciągle leży smutna pod kocem w kratę i nie chce jej się już ilustrować książek. Babcia napomyka, że potrzebny jest czas, aby wszystko wróciło do normy, ale one nie chcą normy, tylko tatę i mają żal, że uśmiecha się jedynie z wiszącego na ścianie zdjęcia. Andzi ciężko poradzić sobie z cierpieniem, ale pomaga jej w tym pewna kowalikowa tajemnica i kolega z klasy Jeremiasz, który to teraz zamiast taty spaceruje z nią po parku, pije waniliową herbatę, częstuje miętowymi pastylkami na samotność i zabiera na łyżwy.

Książka przepiękna, przesmutna, pouczająca, ciepła i bardzo wartościowa, do tego opatrzona cudownymi ilustracjami autorstwa Emilii Dziubek:

 

Dorośli powinni wiedzieć, co można zatrzymać na dłużej, a z czym trzeba się rozstać.

Każdy wierzy, w co chce.

Czasami są takie trudne dni.

Jest źle, kiedy nie można płakać. Kiedy łzy rozlewają się w środku i pozostają tam już na zawsze.

Są takie sekrety, które bardzo bolą.

Prawdziwy przyjaciel zawsze wie jak się zachować.

– Kiedyś mówiłaś, że wspomnienia bolą.

– Bo to prawda. Ale nie powiedziałam ci najważniejszego. One także cieszą. Przypominają nam, kim jesteśmy i co się zdarzyło w naszym życiu.

– Czyli wszystkie wspomnienia są potrzebne? Nawet te, które bolą?

– Te są najważniejsze, bo po nich zostaje się takim małym bohaterem, który sobie poradził z kłopotami.

 

8. „Niezłe ziółko”, Barbara Kosmowska, 102 strony (Wydawnictwo Literatura).

8-letniemu Erykowi rozpoczęły się wakacje, a mama na ich dobry początek informuje, że zamieszka z nimi Babcia Malutka, która w przeciwieństwie do Babci Dużej (mama taty) nie zajmuje się złośliwym dyrygowaniem z fotela w trakcie oglądania kolejnego serialu, lecz dzieli  wartościowymi przemyśleniami i ciekawymi opowieściami z odległych, niesamowitych miejsc, które odwiedziła, by zbadać oraz opisać różne zioła, nakłania do zwierzeń, słucha, motywuje i radzi, do tego przywozi kolorowe muszelki, pachnące przyprawy, jeździ na świetnym pstrokatym motorze i nosi wielki słomkowy kapelusz. Niestety wizyta babci ma limitowany czas, ponieważ jest ona bardzo chora, ale nim umrze zdąży ukochanemu wnukowi zrobić przyspieszony kurs odwagi, siły, cierpliwości, samoakceptacji i mądrości. Dzięki niej przełamie się do gry w kosza, nawiąże przyjaźnie, nauczy prowadzić ogród, walczyć z lękami i kompleksami.

 

Sukces wymaga pracy.

Mistrzami zostają najlepsi.

O wspomnienia trzeba dbać. Wtedy można przechowywać to, co było ważne albo piękne. Wspomnienia zatrzymują czas.

Okropnie jest tęsknić za kimś bliskim.

Takie dni, od rana wypełnione szczęściem, kiedy w dodatku trzeba zrobić masę rzeczy (…) kończą się najszybciej.

Odwaga nie polega na tym, żeby się nie bać. Ona polega na tym, żeby przezwyciężać swe obawy. Im większy tchórz, tym bardziej odważny, gdy walczy ze słabościami!

Zawsze to przyjemniej, jak spotkasz kogoś, kto też z grzeczności nie mówi całej prawdy. I wcale nie trzeba z tego powodu rozpaczać.

Są jednak tajemnice, o których nie mówi się nikomu.

 

Pisałam TU kiedyś o jeszcze jednej książce tej autorki, a mianowicie „Sezon na zielone kasztany” – też jest świetna. 

 

9. „O tym można rozmawiać z królikami”, Anna Höglund, 52 strony (Wydawnictwo ZAKAMARKI).

Książka artystyczna. Obrazkowa. Refleksyjna. Filozoficzna. Emocjonalna. Mądra. TRUDNA. Skierowana do nastolatków, którzy czują się w tym świecie nieswojo, podobnie jak jej 13-letni narrator. Mrocznie piękna. Wymagająca wrażliwości i skupienia. Inna. Dziwna. No GENIALNA.

 

Bliskość

to może coś,

co należy odnaleźć w sobie.

 

Czasem, będąc w towarzystwie,

czuję się jak przebrany za kogoś innego.

Kogoś, kto co prawda przypomina mnie,

ale ja stoję obok.

 

Właściwie lubię innych ludzi.

Ale potrzebuję być sam, żeby się nie rozpłynąć

lub nie zacząć myśleć tak jak ktoś,

z kim akurat znajduję się w pokoju.

 

Jestem i nie jestem tym, kogo widać w lustrze.

To, kim przypuszczalnie jestem,

czasami mignie mi w odbiciu.

Ale nic nie jest pewne.

 

– Nie bądź taki wrażliwy – mówi mama.

łatwo jej mówić.

Czy ona myśli, że jestem taki z własnej woli?

Czy jej się wydaje, że to się wybiera?

 

Są dni, kiedy świat jest tak przerażający,

że nie mam odwagi oderwać wzroku od ziemi.

 

10.”Sezon na truskawki”, Marta Dzido, 202 strony (Wydawnictwo RELACJA).

Zbiór 9 dość odważnych, pozbawionych krępacji, nierzadko cielesnych, obrazowych, ekspresyjnych opowiadań (od jednego do dziesięciu, zaraz cię utulę, zaraz cię zjem, luna, sezon na truskawki, kochanek, laleczki, pępowina, czerwone ferrari, jedna jedyna), które są skierowane głównie do dziewcząt, ale chłopcy tudzież mężczyźni oczywiście też mogą przeczytać i dzięki temu podejrzeć potajemny, intymny kobiecy świat, posmakować emocji, podsłuchać wspomnienia, fantazje, rozważania, zachwyty, oczekiwania i wątpliwości.

Bardzo zmysłowa i niepokorna, ale też pełna troskliwości, szacunku oraz poczucia wspólnoty pozycja książkowa.

 

Moje ulubione to „Od jednego do dziesięciu”, „Laleczki” i tytułowe „Sezon na truskawki”.

 

– Więc? na co ma Pani dziś ochotę?

– Na wszystko. Garściami i natychmiast.

Kiedy patrzysz uważnie na ludzi: wszystko o nich widać.

Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż tęsknić za tym, co się miało na wyciągnięcie ręki, ale przeszło obok.

Może pożądanie to jest coś, co się nigdy nie kończy. Co prędzej czy później, niezależnie od tego, ile wykonamy głębokich wdechów i wydechów – i tak z nami wygra?

Świat jest piękny. Ludzie bywają okrutni, podli, źli, ale świat… świat jest piękny, a dobro powraca. Pamiętaj.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura, Literatura. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *