Muffinowe pączki, i historia jednej kajzerki

Tłusty czwartek, więc ludzie pączki jedzą („jeden dzień w roku – zjem 8, wolno mi” – no pewnie, że wolno, człowieku; nie tylko dzisiaj, ale i w poniedziałek, czy wtorek – twoje życie, twoja sprawa), cukiernie zarabiają, stosy wysokokalorycznych słodkości piętrzą się na talerzach. Weszłam rano do piekarni, a tu uśmiecha się do mnie kolejka monstrualna, jak nigdy dotąd, bo pączki, tłusty czwartek – rzecz klarowna – a pączki w TŁUSTY CZWARTEK, to zupełnie coś innego, podobnie jak czekoladowe serca w walentynki zyskują jakąś wartość szczególną. Stoję, cierpliwe czekając, by kupić kajzerkę w liczbie 1, stoję, rozglądając się po ścianach, chłodniach, ludzkich płaszczach, stoję, zastanawiając się, czy Ofelia zdążyła już rozprawić się z poduszką/kocem/firaną/głośnikiem, stoję a w tle rozbrzmiewa: „-16 poproszę, z różą”, „-2 ze śmietaną”, „-4 z budyniem”, „-10 z adwokatem”, „-12 z marmoladą”, „-5 z toffi”, „-9 z czekoladą” – tłustoczwartkowa monotonia słowa. Każdy wypakowany po pachy, szczęśliwy na myśl o słodkiej konsumpcji, jeden bardziej radosny od drugiego, bo zwinął mu sprzed nosa lukrowane cudo. I nareszcie – moja kolej; „kajzerkę poproszę, jedną” – gwar w ciszę się zamienił, Szanowni spojrzenia między sobą wymienili, z uczuciem pełnego zrozumienia, ale względem siebie. Atmosfera napiętego milczenia, oczy żurawia zapuszczają w kierunku lady, moich dłoni i torby, do której wkładam „ową sprawczynię powszechnego zdziwienia”; jak jedną? I to w tłusty czwartek? Kupić 20 – normalne, jednak żeby wcale? Nie do pomyślenia! Odchodzę, ekskomunikowana przez pączkową tradycję.

Otwieram drzwi, Ofelia spazmów dostaje z radości, dzikie tańce odprawia, krzycząc po swojemu – spokojnie, rozumiem, co do mnie przemawia w danej chwili. Mieszkanie żyje, nienaruszone psią ciekawością. Wkraczam do kuchni, i piekę Mili Moi. Piekę muffinowe pączki, bo w naszym skromnym duecie plus pies nie ma sensu litra oleju zagotować, by wrzucić 2 pączki. A te muffinki są wspaniałe, mięciuteńkie, wypełnione truskawkową marmoladą, i uwierzcie, że znacznie smaczniejsze niż te kupne;)

Szanowni, wynoście nawet kartonami, ja tych decyzji nie komentuję, nie szokują mnie, nie patrzę wymownie, bo to po pierwsze wasze życie, a po drugie to nawet nieładnie wygląda. Ja mam swoje, toteż moje w nim postanowienie na pewno nie popsuje waszej rzeczywistości, zapewniam.

A jeśli ktoś nie załapał się w piekarni/sklepie/cukierni na pączkowy zakup, bo brakło, to ma jeszcze czas, by szybciutko upiec muffinowe pączki, i uszczęśliwić swoich bliskich, w tłusty czwartek;)

Przepis na domowe muffinowe pączki (12 sztuk) (Przepis pochodzi z bloga http://gotowaniecieszy.blox.pl/html)

Składniki:

  • 300 g mąki pszennej
  • 120 g cukru
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3/4 łyżeczki sody
  • 1 jajko
  • 80 ml oleju
  • 175 ml maślanki
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Dodatkowo:

  • ulubiona marmolada/drzem/konfitura (u mnie truskawkowa)
  • 50 g masła
  • 50 g brązowego cukru (u mnie pół na pół; biały i brązowy)

Sposób przygotowania:

W jednej misce połączyć składniki suche, w drugiej mokre – wymieszać. Z powstałej masy (jest dość gęsta, znacznie bardziej niż przy tradycyjnych muffinach) nabierać jedną łyżkę, po czym wypełnić nią papilotkę do muffinów, następnie nałożyć łyżkę marmolady i przykryć ją kolejną łyżką ciasta.

Piec około 20-25 minut, w temperaturze 180 °C.

Muffinki po przestygnięciu posmarować roztopionym masłem i zanurzyć w cukrze.

 DSC06327

DSC06326

Ten wpis został opublikowany w kategorii Babeczki, muffiny, tartaletki, Bez kategorii, Przepisy i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *