Jesienią, jesienią drzewa… się na pewno NIE zielenią, ale za to przybierają bardziej zjawiskowe barwy: złoty, pomarańczowy, czerwony, brązowy, żółty, które stopniowo przemalowują pejzaż, czyniąc go doprawdy baśniowym. Ta baśń jest bezgłośna, nostalgiczna i nieodgadniona. To moja smętna baśń, którą nierozerwalnie kojarzę z:
- przesyconą wilgocią ziemię – ten zapach mnie wprost n a r k o t y z u j e
- deszczem, który pada zupełnie inaczej (ciężko, powoli, tęsknie)
- szarą zasłoną nieba, różnymi odcieniami szarości (stal, grafit, popiół, antracyt, srebro)
- gęstymi, zbitymi, obszytymi szeroką falbanką chmurami
- żałosnym wyciem wiatru
- chłodem wślizgującym się pod kurtki
- kalejdoskopem tonacji w naturze; nie sposób ich podrobić (nawet ręką artysty)
- wcześnie zapalonymi latarniami
- cynamonem, goździkami, wanilią, anyżem, kardamonem w potrawach, deserach, napojach
- jabłkami, gruszkami, pigwą, śliwkami, żurawiną, dynią, pomarańczą (w trakcie jesieni upajam się pomarańczą, zaś w zimie mandarynkami) nie tylko w kuchni, wypiekach, ale również na obrazach, witrynach, straganach
- nagle rozmnażającymi się orzechami (i trzaskiem łupin, gdy spadną na chodnik) oraz suszonymi owocami
- ciastem marchewkowym i tym z cukinii
- skoszonymi polami
- kasztanami w kłujących czapeczkach
- błyszczącymi koralami czarnego bzu i jarzębiny
- cieniutkimi gałązkami wprost uginającymi się od owoców głogu czy kaliny
- wiklinowymi koszami, glinianymi donicami, ogrodami wypełnionymi wrzosem, aksamitkami, pelargoniami, chryzantemami, imperatą
- aromatem grzybów (choć ich smaku nie lubię), mchu i mokrych liści (i chrupaniem tychże pod podeszwami butów)
- jeżami, lisami, zającami cichutko przemykającymi po leśnych ścieżkach, bądź ukrywającymi się w parkach
- całymi sforami odlatujących ptaków
- mgłą przysłaniającą świat
- dłuższymi nocami
- termoforem w puchatym „golfie”
- kocem okrywającym zziębnięte kolana
- ogrzewaczem do dłoni
- miłymi sweterkami, płaszczykami, nawet szalami
- wieczorami z książką lub wspaniałym filmem
- kubkiem gorącej herbaty: z miętą, lipą, melisą, miodem, imbirem
- kawą (najlepiej z dodatkiem przypraw korzennych i likieru)
- kąpielami w aromatycznych olejkach, solach, kawiorach
- cudownie prezentującymi się konfiturami: w fantazyjnych słoikach, z kolorowymi etykietkami, nakrętkami, tasiemkami, sznureczkami, kokardkami
- spacerami tylko we dwoje (plus pies) pod czarnym parasolem
- lampionami, świecami
- kalendarzami (wtedy szczególnie zwracam na nie uwagę)
- ciszą (kończą się koncerty świerszczy, rechot żab)
- milczeniem
- tajemnicą
- melancholijnym nastrojem
i z tym ostatnim zwłaszcza, bo jestem melancholią: urodziłam się jesienią.
Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,
Słońce rozpływa się gasnącym złotem.
Pierścień dni moich z wolna się zamyka,
Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.
Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem
Na pola szarym cichnące milczeniem.
Serce uśmierza się tętnem głębokiem.
Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?
Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,
Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.
Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu
I mącisz moją rozmowę z ptakami?
(Leopold Staff, „Jesień”)