„Wiedzieliśy kim jesteśmy i dokąd idziemy” – „Stań przy mnie” w reż. Roba Reinera + przepis na domowy budyń: marchewkowo-pomarańczowy i mocno czekoladowy

Poznaj samego siebie, a stanie przed tobą otworem cały świat rzekł sobie kiedyś Sokrates; i rzekł bardzo mądrze, ale pod automatycznie wyczuwalną mądrością warstwy zewnętrzną tej wypowiedzi kryje się trudna, naprawdę trudna umiejętność, jaką jest nauka siebie i znajomość własnej tożsamości, której przeniknięcie, dalsze kształtowanie i trwanie z nią w zgodzie znacznie ułatwia funkcjonowanie w życiu codziennym, bo dodaje odwagi, pewności siebie: to ja wiem kim jestem, dokąd zmierzam i nikt nigdy nie będzie tego wiedział lepiej ode mnie, choćby chciał (a oczywiście chciałby niejeden, bo ludzie lubią rządzić, wmawiać i obgadywać).

Poznanie własnego ja wiąże się z pojęciem tożsamości, a o tej w naukach teologicznych, filozoficznych i humanistycznych napisano wiele i na różny sposób, w istocie nie dając jednoznacznej teorii czy odpowiedzi. Myślę, że to, co się dzieje najlepiej oddaje koncepcja amerykańskiego socjologa Ervinga Goffmana „człowiek w teatrze życia codziennego”, która zakłada, że koegzystujący ze sobą w społeczeństwie ludzie przeważnie zmieniają swoje zachowanie – niczym aktorzy przybierają maski uzależnione od nich samych, charakteru sytuacji, fasady (dzielącej się na dekorację – cała scenografia otoczenia i fasadę osobistą – płeć, wiek, wykształcenie, wygląd, strój, mimika, gesty, pozycja społeczna,) oraz oczekiwań widowni, by odegrać wcześniej przemyślaną i przećwiczoną za kulisami rolę, przyjmując postawę szczerą (całkowite zaaprobowanie iluzji rzeczywistości, utożsamienie z innymi) lub cyniczną (osiągnięcie założonych korzyści). Generalnie rozchodzi się o to, żeby uznać ogólne poparcie, czyli przeważnie broń Boże się nie wyłamać, tylko dostosować, wpasować, bo tak zwyczajnie prościej i bezpieczniej (nota bene nad takim nastawieniem niebywale ubolewał Witold Gombrowicz) – zatem tożsamość społeczna, przez wzgląd na silną potrzebę grupowej identyfikacji, zwykle góruje nad tą osobistą, a wtedy wolność staje się pojęciem pozornym, bo zamiast tak szczerze pojąć siebie i czynić w zgodzie z samym sobą, realizuje wdrukowane schematy, w efekcie stając się człowiekiem niepełnym, wszak umiejętność zachowania się w danej zbiorowości (a więc spełnianie powszechnych norm moralnych) wcale nie wyklucza pozostania sobą.

A człowiek rozszyfrowuje siebie w zderzeniu z rozmaitymi sytuacjami, naturalnie uwzględniając wewnętrzne predyspozycje, osobowość, marzenia, pasje, ambicje, idee oraz słabości. Przemyślenia wsparte doświadczeniem, przeżycie tego i tamtego, poznanie takich a takich ludzi, zrozumienie niektórych mechanizmów i zachowań, zdroworozsądkowa (samo)krytyka, wnikanie w głąb siebie, wyciąganie wniosków (co dalej wiąże się z ciężką pracą nad własną osobą) z przeszłości, a nie jej boleśnie bierne rozpamiętywanie pomagają nam się uformować, ale wszystko musi być harmonijne, wsparte na fundamentach mentalno-moralnej akceptacji i zrozumienia. Potrzeba więc odwagi, wytrwałości i empatii; mądrość przychodzi z czasem.

Pierwsze społeczno-personalne eksperymenty zachodzą już we wczesnym dzieciństwie, ale prawdziwa jatka psychologiczna rozpoczyna się dopiero w okresie dojrzewania, czyli wtedy, gdy istota małoletnia (tzw. nastolatek) balansuje na granicy: dziecko a dorosły, jako że w grę wchodzą nie tylko hormony, ale fakt, iż wszystko jest nowe i takie zawikłane.

W ten skomplikowany i burzliwy etap zaskakująco zagłębił się sam król grozy, czyli Stephen King w opowiadaniu „Ciało” zawartym w zbiorze „Cztery pory roku”, co na ekran postanowił przenieść Rob Reiner w postaci filmu „Stań przy mnie” (inne znane ekranizacje twórczości tego pisarza to chociażby: „Lśnienie”, „Skazani na Shawshank”, „Zielona mila”, „Miasteczko Salem”, „Dzieci kukurydzy”, „Smętarz dla zwierzaków”, „1408”, „Carrie”, „Autostrada strachu”). Toteż rolety w dół, budynie w dłoń (dla mnie wersja marchewkowo-pomarańczowa, dla niego mocno czekoladowa), poduszka pod plecy, bo seans czas zacząć.

Jest rok 1959 i 4 12letnich przyjaciół, zamieszkujących niewielkie amerykańskie miasteczko, postanawia odbyć podróż do miejsca, gdzie znajdują się zwłoki potrąconego przez pociąg kolegi. Gordie Lachance (Wil Wheaton), Chris Chambers (River Phoenix), Teddy Duhamp (Corey Feldman) oraz Vern Tessio (Jerry O’Connell), po uprzednim oszukaniu rodziców, jakoby że spędzą noc pod namiotem, na podwórku jednego z nich, wyruszają pieszo (choć szybciej byłoby jakimś stopem, ale to już nie ten klimat) wzdłuż torów kolejowych, przez most, lasy, łąki, bagna, rzeczki, wysypiska śmieci, by w chmurce pierwszego papierosowego dymu, przy brzęku drobniaków wygrzebanych z kieszeni oraz akompaniamencie puszczanej z podręcznego radia muzyki pogrążyć się w rozmowie (poza typowymi dla nastoletniego wieku banałami przedzierają się treści o fasadach, krzywdzących stereotypach, pobieżnym ocenianiu), zmierzyć z własnymi lękami, tragediami, frustracjami, problemami, opowiedzieć o marzeniach, upodobaniach, zawodach i wątpliwościach, tym samym dowiedzieć więcej o sobie samym, trochę rozpracować siebie i pozostałych, zderzyć, porównać, coś zrozumieć, doszlifować, zmierzyć z trudami dojrzewania i związanymi z nim wyborami, wreszcie poznać siłę przyjaźni. To historia opowiedziana z sentymentem przez jednego z bohaterów już z perspektywy bycia dorosłym, stąd roztacza się wokół niej specyficzny czar wspomnieniowy, podkreślający, iż dzieckiem jest się zaledwie chwilę, pełnoletnim znacznie dłużej, toteż ta rozczulająca naiwność, beztroska, wynika jedynie z braku doświadczenia, kiedy to człowiek jest jeszcze czystą kartą, którą zapisze słodko-gorzkie życie.

„Ciało” to film bezpretensjonalny, fabularnie prosty, spokojny, ale przy tym nie uciążliwie się przeciągający, nawet trochę wzruszający, bo przenoszący do przeszłości, w której wiedziało się mniej i ta niewiedza pozwalała patrzeć i postępować inaczej, lepiej.

Polecam.

źródło ilustracji: http://1.fwcdn.pl/po/97/40/9740/7519244.3.jpg

źródło ilustracji: http://fathers.pl/wp-content/uploads/2014/09/Stand-By-Me-stand-by-me-31423132-1960-1316-1136×758.jpg

źródło ilustracji: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/6f/3f/2a/6f3f2a78285e44704021fe3d33c42ff1.jpg

źródło ilustracji: http://stephenking.pl/wp-content/uploads/2015/07/Sta%C5%84-przy-mnie-1986-13.jpg

Doprawdy nie wiem gdzie i kiedy minęły te czasy, kiedy kultowe-reklamowe hasło: SMUTNO CI? A MOŻE BUDYŃ? miało swoje zastosowanie, bo wtedy budyń to i problem rozwiązał i nastrój poprawił; wiem za to jak minęły – bezpowrotnie. Kiedyś więc wystarczył budyń, a obecnie nawet 0,7 na głowę nie wystarczy. I chociaż ja dzieckiem nie lubiłam być potwornie, marząc, by jak najszybciej dorosnąć, to żal trochę tej małoletniej nieświadomości. Mimo wszystko budyń pyszny 😉

 Przepis na budyń marchewkowo-pomarańczowy (2 porcje) (Przepis pochodzi z bloga: http://veggieola.blogspot.com/):

Składniki:

  • 1 marchewka
  • 2 i 1/3 szklanki sojowego mleka waniliowego
  • 2 łyżki soku wyciśniętego z pomarańczy
  • 2 łyżki syropu z agawy
  • 3 łyżki skrobi kukurydzianej
  • szczypta cynamonu
  • kilka kropel aromatu waniliowego

Sposób przygotowania:

Marchewkę obrać, pokroić w drobną kostkę, wrzucić do garnka, zalać 2 szklankami sojowego mleka waniliowego, doprawić cynamonem, syropem oraz aromatem – ugotować do miękkości, wystudzić, wlać sok wyciśnięty z pomarańczy i zblendować na gładko.

W pozostałym mleku rozrobić skrobię kukurydzianą, wlać do marchewkowej masy i zagotować aż do zgęstnienia.

Przepis na mocno czekoladowy budyń (2 porcje) (Przepis pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty):

Składniki:

  • 250 ml mleka
  • 125 ml śmietany 30%
  • 60 g cukru pudru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 60 g mlecznej czekolady
  • 35 g gorzkiego kakao
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki gorącej wody
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Sposób przygotowania:

Mleko zagotować z kremówką, po czym wlać do niego mieszankę powstałą z cukru pudru, mąki ziemniaczanej, gorzkiego kakao, 2 łyżek wody i odrobiny właśnie tego podgrzanego mleka. Następnie dodać aromat waniliowy oraz roztrzepane żółtko. Na sam koniec wmieszać posiekaną mleczną czekoladę – mieszać aż do rozpuszczenia.

Oba budynie, jeszcze gorące, przelać do dokładnie wyszorowanych i wydrążonych połówek pomarańczy. Ozdobić skórką otartą z pomarańczy oraz kostką czekolady.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Desery, Film i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *