Każdy ma odmienną odporność, wrażliwość na ból – to kwestia na tyle indywidualna, że delikatność fizyczna wcale nie wyklucza psychicznej potęgi, i na odwrót. Absurdalnie, często ten, który drży przed widokiem krwi u samego siebie, okazuje się solidną opoką, przyjaznym ramieniem, dobrym słowem dla swoich najbliższych lub okazjonalnie – dla tych niespokrewnionych, a ponieważ charakteryzuje go siła, umożliwiająca dźwiganie smutków, rozczarowań, krzywd innych ludzi w ilości nieograniczonej, to zwykle, niestety, nie ma nikogo, kto unieszkodliwiłby jego żale, podniósł na duchu – no bo jeśli to on taszczy za cały bliższy i dalszy świat, no bo jeśli jest najsilniejszy ze wszystkich, to kto jest silniejszy od niego? Nikt, nawet on sam.
O tym, że ból jest kojarzony z pomarańczą „powiedziała” mi Halina Poświatowska, gdy byłam w I klasie gimnazjum:
rozcinam pomarańczę bólu
połową bólu karmię twoje usta
głodni tak dzielą chleb
spragnieni wodę
uboga jestem – mam tylko ciało
usta ściągnięte tęsknotą
ręce – jesienne liście
wyglądające odlotu
rozcinam pomarańczę bólu
sprawiedliwie na pół
gorzkim ziarnem karmię twoje usta
(Halina Poświatowska, „Rozcinam pomarańczę bólu”)
Po latach to porównanie powróciło, tym razem w niesamowitej, owianej przerażającą tajemnicą książce „Pięć ćwiartek pomarańczy” autorstwa Joanne Harris, opowiedzianej przez 65-letnią wdowę Framboise Dartigen, po mężu Simon (Hervé zginął trafiony piorunem podczas połowu węgorzy), która po latach [dokładnie po tym, gdy po śmierci matki, Mirabelle, (zmarła w domu starców La Gautraye w Vitré) doszło do podziału majątku; Cassis – farma, Reine-Claude (Reinette) – piwniczka z winem, Framboise (Boise) – album, coś w rodzaju dziennika oraz 2-litrowy słój z czarną truflą zanurzoną w oleju słonecznikowym], pod zmienionym nazwiskiem (bo ludzie pamiętają; młodzi są ćwiczeni przez starszych w rytualnej nienawiści), po odkupieniu spalonego majątku od brata (wyjechał do Paryża), powróciła do rodzinnej wioski Les Laveuses, położonej nad Loarą (mówiła, że wychowała się w Bretanii, ale tu jest znacznie tańsza ziemia, więc ją nabyła), gdzie założyła gospodę „Crépe Framboise”, w której serwowała gościom wyborne dania, z samodzielnie wyhodowanych produktów, według receptur, pochodzących z albumu rodzicielki, w której znajdowały się nie tylko przepisy, ale również wiersze, anegdoty, wspomnienia, fotografie, myśli, zasuszone motyle, kwiaty, skrawki materiałów oraz zapiski w wymyślonym przez ojca (został zastrzelony na polu bitwy) języku bilini-enverlini: język z zamienionych kolejnością sylab, słów wymawianych wspak, bezsensownych przedrostków przyrostków.
I właśnie owy dziennik inicjuje powrót do ciężkiego okresu dzieciństwa, toczącego się w trakcie okupacji niemieckiej, kiedy to jej matka zmagała się z pogmatwaną rzeczywistością, dorastającymi dziećmi, samotnością, własnym skomplikowanym charakterem (nieczuła, zamknięta, niezdolna do łagodności) oraz potwornymi migrenami (przed ich nadejściem widziała jedynie pół tarczy zegara i czuła zapach pomarańczy), którym towarzyszyły nagłe napady gniewu, co było wykorzystywane właśnie przez narratorkę (za wszelką cenę znosiła zasady, dające Mirabelle poczucie panowania nad światem córki, by w efekcie stała się osierocona oraz bezradna. Co więcej: chcąc udać się do pobliskiego miasta – Angers, sprytnie zdobywała trudno dostępne pomarańcze, po czym siekała ich skórkę, zawijała w kawałek muślinu i kładła tam, gdzie matka mogła wyczuć znienawidzony aromat, co ze strachu przed zbliżającą się migreną natychmiast ją rozdrażniało – na co dzień woreczek chowała w słoiku zatopionym w beczce solonych sardeli, która stała w piwnicy), w istocie tak bardzo do rodzicielki podobną (niechętna do realizowania jakichkolwiek konwenansów, fałszywej poufałości, zbuntowana, zuchwała, nieposłuszna, chłodna, utalentowana kulinarnie). Rodzeństwu brakuje matczynego serca, zainteresowania, ciepła, toteż gdy nie pomagają jej handlować na targu owocami, jajkami, serami, biszkoptami, ciastami, to starają się jak najwięcej czasu spędzać poza domem, wymyślając rozmaite, nierzadko niebezpieczne zabawy, przeważnie nad rzeką, wraz z kolegą Paulem (społeczeństwo uważa go za upośledzonego, bowiem ma problem z jąkaniem, pisaniem, czytaniem), z którym bohaterka zawzięcie poluje na Starą Mateczkę (postać olbrzymiego szczupaka, z pyskiem najeżonym haczykami wędkarzy, którzy próbowali go złowić, bo krążyły opinie, że mści się na ludziach, a schwytany spełnia życzenie). Niestety emocjonalna oziębłość, zagubienie doprowadza do tego, iż z instynktowną żarłocznością chwytają każdy okruch życzliwości od dorosłego, nawet Niemca, Tomasa Leibniza (u którego nota bene matka zdobywa morfinę), wesołego szantażysty, imponującego im młodzieńczą energią, ale jednocześnie doświadczeniem, dającego poczucie indywidualnej szczególności, zręcznie obłaskawiającego, dbającego, by jego informatorzy sprawiali się bez zarzutu; bo właśnie nieświadomi podstępu, panującej atmosfery, tego, czym jest wojna, konsekwencji swoich poczynań, w zamian za trochę uwagi, serdeczny gest, podarunki (guma do żucia, buty, jedwabne pończochy, szminka, perfumy, amerykański magazyn filmowy, wędka, pomarańcze, komiksy, krem, papierosy, czekolada) zajęli się donoszeniem na mieszkańców wioski (kto ma radio, kto handluje na czarnym rynku, kto jest w ruchu oporu), co w konsekwencji doprowadziło do szeregu nieszczęść: gwałt starszej siostry, masowe szantaże, morderstwo starego Gustave’a Beauchampa (właściciel kafejki „Le Chat Rouget”) oraz wszystkich, którzy feralnej nocy pohańbienia Reinette byli w jego pubie, pojawiający się na murach ich domu napis NIEMIECKA DZIWKA, listy z pogróżkami, pechowe utopienie Tomasa (gdy SS się nim zainteresowało postanowił zerwać kontakt z dzieciakami, ale w momencie pożegnania Framboise poprosiła go, by pomógł jej z pułapką, w którą wpadła Stara Mateczka, traf chciał, że wciągnął go wir – rodzeństwo upozorowało egzekucję: strzelili mu w skroń, wrzucili do rzeki, zaś ubrania do studni zwanej „Jaskinią Morloków”), za co rozstrzelano 10 osób, ostatecznie społeczna nagonka na oskarżoną o spoufalanie się z Niemcami Mirabelle (matka przypadkiem odkryła ubrania Tomasa zatopione w studni, natychmiast domyślając się przebiegu wydarzeń, a ponieważ chciała bronić swoje dzieci całą winę wzięła na siebie), podpalenie domu, pobicie. Po tym szturmie rodzina wyjechała do ciotki Juliette, a gdy odetchnęli matka udała się do Bretanii (tam zarabiała na dostatnie życie swoimi wypiekami), Caisse do Paryża, Reine-Claude próbowała kariery w filmie, nie udało się, więc sprzedawała bilety w kinie porno, na placu Pigalle, a ostatecznie wylądowała w zakładzie psychiatrycznym.
Powrót do przeszłości ma charakter wspomnieniowy, ale równocześnie toczy się teraźniejsza akcja, w której na pierwszy plan wysuwa się spór Framboise z bratankiem Yannickiem i jego żoną Laure, którzy prowadzą restaurację „Aux Délices Dessanges” z nowoczesną, egzotyczną kuchnią, niezbyt docenianą przez tutejszych – w związku z tym, po śmierci Cassisa, w wyniku choroby wieńcowej, uprzednio dowiedziawszy się o albumie z przepisami pragną go zdobyć (i po to, by skorzystać z pomysłów i by opisać wstrząsającą historię Mirabelle, ponieważ Laure dodatkowo jest dziennikarką): prośbą, litością, pogróżką, siłą, konkurencją (brat Laure, Luc, stawia w pobliżu przyczepę „Super-snak” – z przekąskami – która przyciąga gangi motocyklistów, głośno puszczających muzykę), co ma negatywny wpływ na interes, ale z pomocą Paula, od początku domyślającego się kim jest przybyła do miasteczka wdowa, powiadamiają policjanta Louisa Ramondina, iż jego córka Simone przesiaduje w barze z właścicielem przyczepy, którą tamten ze złości przewraca podnośnikiem hydraulicznym, a samego Luca zamyka w piwnicy z ziemniakami, co podnosi gospodę z tymczasowego upadku – Framboise zaczyna urzędować w niej z Paulem, do którego zaczyna czuć coś więcej niż przyjaźń. Mężczyzna przyznaje się, iż listy z pogróżkami wysyłał on, w akcie zemsty, że kiedyś Mirabelle zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, wyzywając go od kretyna, co widziała jego ukochana Reinette, ale, gdy była bita przez mieszkańców wystrzelił z broni dużego kalibru, by ją uratować, co uznał za swego rodzaju rozgrzeszenie.
Rozgrzesza również matkę narratorka, bowiem po zagłębieniu się w treść dziennika zaczyna rozumieć, że była to namiętna zrozpaczona kobieta skryta pod pozorami chłodu i opanowania, upamiętniająca rozmaite epizody za pomocą przepisów, rozmarzona, skłonna do poświęceń i tak naprawdę robiąca wszystko dla swoich dzieci, ale zbyt skryta, by okazać tę głęboko tkwiącą, olbrzymią miłość, co niekorzystnie wpłynęło na jej pociechy, a uświadamia to sobie trochę za późno: Popełniłam błąd, myśląc, że dzieci są jak drzewa. Przycinaj je, a wyrosną słodsze. Nieprawda.
„Pięć ćwiartek pomarańczy” to rozpaczliwie cudowny obraz matczynej miłości, w imię której, w pojedynkę, toczy zaciekłe boje ze skomplikowanym bytem. To studium psychologiczne niesamowicie wrażliwej kobiety o introwertycznej osobowości, która czynem nie słowem okazywała swoje uczucia. To także przepiękny dialog obecnej Framboise z tą dawną, ale i ukazanie psychiki dziecka oczami dorosłej osoby, która uzmysławia sobie jak strasznie ta przeszłość w niej tkwi, jak duży wpływ miała na jej relacje z córkami (Pistache i Noisette), wobec których sama nie była wylewna, lecz powściągliwa. To książka-spowiedź, książka-wyzwolenie, forma wewnętrznego oczyszczenia, być może terapii, pokazująca, że na wybaczenie nigdy nie jest za późno – a ten krok przyniesie szczęście, bo wystarczy poddać się nurtowi, a rzeka sama poniesie cię do domu.