Kruche rurki z bitą śmietaną i czekoladą

Kiedyś już upiekłam duże kruche rurki, ale z minimalnie innego przepisu – tam było więcej masła oraz śmietany, ale to właśnie ten z mniejszą ilością jest znacznie lepszy: ciasto zyskuje na elastyczności, więc łatwiej się z nim pracuje.

Tamte rurki były nadziane kremem karpatkowym i obsypane grubym cukrem, z kolei te nadziałam konfiturą wiśniową oraz bitą śmietaną, a z wierzchu obtoczyłam w drobnym cukrze i dodatkowo zanurzyłam w mlecznej czekoladzie.

Jest słodko, chrupiąco, delikatnie i po prostu pysznie 😉

Przepis na kruche rurki z bitą śmietaną i czekoladą (18 sztuk – foremka o długości 12 cm) (Przepis na ciasto pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Ciasto:

  • 500 g mąki pszennej (tortowej)
  • 250 g masła
  • 250 g kwaśnej śmietany 18%
  • szczypta soli

Krem śmietanowy:

  • 500 g serka mascarpone
  • 500 ml śmietany 30%
  • 3 płaskie łyżki cukru pudru
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Dodatkowo:

  • 2 jajka
  • drobny cukier
  • 200 g mlecznej czekolady + 6 łyżek mleka
  • konfitura wiśniowa

Sposób przygotowania:

Z podanych składników zagnieść ciasto, uformować je w kulę, owinąć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez 2h.

Po upływie wskazanego czasu ciasto rozwałkować na grubość 2mm, pociąć na pasy o szerokości 1,5cm i nawinąć na foremki do rurek, rozpoczynając od tej węższej części.

Wierzch rurek posmarować jajkiem i naokoło obtoczyć w drobnym cukrze.

Piec około 10-15 minut, w temperaturze 200°C (muszą się lekko zarumienić).

Po wyjęciu z piekarnika, przy użyciu ściereczki, delikatnie kręcąc foremkami, wyciągnąć je z rurek.

Wystudzone rurki zanurzyć w roztopionej w kąpieli wodnej czekoladzie – odłożyć na kratkę do momentu aż zaschnie.

Następnie w każdej rurce umieścić 1 łyżeczkę konfitury, a potem przy użyciu worka cukierniczego nadziać kremem (zmiksować składniki do gęstości).

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Przepisy, Przepisy, Rurki | Dodaj komentarz

Eklerki tiramisu

Eklerki o smaku słynnego włoskiego deseru, czyli tiramisu: chrupiące ciasto parzone, aksamitny krem z dodatkiem likieru amaretto, dla przełamania kwaskowata konfitura porzeczkowa, nasączone w kawie biszkopty i szczypta słodkiego kakao 😉

Jest naprawdę pysznie…

Przepis na eklerki tiramisu (10 sztuk) (Przepis na ciasto i krem pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty)

Składniki:

Ciasto:

  • 1 szklanka mąki pszennej (tortowej)
  • 125 g masła
  • 1 szklanka wody
  • 4 jajka

Krem tiramisu:

  • 2 żółtka
  • 85 g cukru pudru
  •  500 g serka mascarpone
  • 25 ml likieru amaretto

Dodatkowo:

  • kawa z likierem amaretto (do nasączenia)
  • konfitura z czarnej porzeczki
  • 1o okrągłych biszkoptów
  • słodkie kakao (do oprószenia)

Sposób przygotowania:

Ciasto:

W rondelku z grubym dnem zagotować wodę z masłem. Na gotującą się wodę wsypać mąkę, energicznie mieszając, by uniknąć przypalenia.

Ciasto jest gotowe, gdy odchodzi od ścianek garnka i uzyska szklisty wygląd.

Wystudzić.

Chłodne ciasto zmiksować z jajkami, do gładkości.

Na blaszkę wyłożoną wcześniej papierem do pieczenia, przy użyciu worka cukierniczego z tylką o szerokości 1 cm, wyciskać 8-10 cm, podłużne eklery (w dość dużych odstępach, bowiem ciasto sporo rośnie).

Piec około 20-30 minut, w temperaturze 200°C (wstawiać do nagrzanego piekarnika).

Wyjąć. Wystudzić.

Krem tiramisu:

Żółtka ubić z cukrem pudrem do otrzymania gęstej, jasnożółtej masy. Następnie wymieszać z serkiem mascarpone. Na sam koniec wlać likier amaretto.

Wykonanie:

Chłodne ciasto przeciąć, na dolnej części rozsmarować łyżeczkę konfitury z czarnej porzeczki, potem wycisnąć z worka cukierniczego z ozdobną tylką krem tiramisu, poukładać nasączone w kawie i likierze przekrojone na pół biszkopty, przykryć górną częścią, z wierzchu oprószyć słodkim kakao.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Parzone, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

„Czas nie łagodzi smutku – smutek nie ma końca” – „Spadek” autorstwa Vigdis Hjorth

Błękitem upudrowana czerń wszechobecna.

Och.

Słodki zapach niezapomnienia.

Ukrytego w szufladce głębi.

Owijam wstążką palec,

zerkając na kluczyk,

w którego jestem posiadaniu dobrowolnie.

Owijam się we wspomnienia.

Nie mam dźwięku. Smaku. Ani dotyku.

Ale to nic. Zupełnie nic.

Mam słowa. Wizje. I obrazy.

A to tak wiele.

 

Nic nie jest na pewno.

Mam kluczyk.

 

Najbardziej lubię wierzby płaczące zielonymi strugami liści.

Serce oddałam wierzbom. Płaczącym.

Bo czynią to w tak dostojnie pięknym milczeniu.

 

W milczeniu przeczytałam kolejną książkę autorstwa Vigdis Hjorth, czyli bardziej uznawany „Spadek”.

Mimo powszechnego uznania ja bardziej uznaję „Song nauczycielki”, bo ta świadomość mocniej mnie przeraża niż przytłacza ciężar smutku.

A może ja po prostu cała składam się ze smutku i dlatego owa dawka nie jest w stanie mnie przytłoczyć?

 

Bergljot od ponad 20 lat nie utrzymuje kontaktu z rodziną, bo po co utrzymywać kontakt z kimś, kto nie uznaje twojej krzywdy? Kto nawet nie chce jej wysłuchać, udając, że nie słyszy (mogłaby sobie stać i wrzeszczeć o najgorszym, a oni uśmiechaliby się, radośnie gawędząc o pogodzie)? Bo bez tej rysy jest tak gładko. Tak nieskazitelnie. Wzorowo. Taką samą decyzję na pewnym etapie życia podjął starszy brat Bård, któremu również chciano wmówić, że przecież nie było nic. Nic się nie stało (Bergljot była seksualnie wykorzystywana przez ojca, a Bård bity i słownie poniżany).

Niestety śmierć ojca zmusza rodzinę do spotkania, ponieważ trzeba zorganizować pogrzeb oraz domknąć sprawy spadkowe. Na miejscu okazuje się, że wakacyjne domki letniskowe na archipelagu Hvaler przypadły jedynie młodszym siostrom (Astrid i Åsa), które wiernie trwały przy rodzicach (ale też nie zaznały od nich żadnej przykrości), do tego zostały wycenione po zbyt niskiej cenie rynkowej, w efekcie zadośćuczynienie dla pozostałej dwójki jest niesprawiedliwe.

Bergljot, w przeciwieństwie do brata, wcale nie chce tego spadku – chce tylko, by po latach krzywdzących wspomnień ktoś ją wysłuchał, uwierzył w jej wersję i przeprosił za bierność oraz lekceważenie.

Czy w końcu się tego doczeka?

Czy dla tej rodziny jest jeszcze szansa na posklejanie?

A jeśli tak, to czy odważą się z niej skorzystać?

Zwłaszcza matka, która odgrywa tu niebagatelną i szczególnie tragiczną dla samej siebie rolę.

 

„Spadek” to powolne (mimo to mnie ta powolność stylu nie męczy, lecz wzbudza napięcie, potem rozgoryczenie) zatracanie się w bólu przez 365 stron (Wydawnictwo Literackie). W bólu gorzkich wspomnień. Doświadczeń. Urazów. Kłamstw. Wyrzutów. Frustracji. Nieufności. To zatajanie, a raczej odrzucanie od siebie prawdy; nawet (a może przede wszystkim?) tej dotyczącej najbliższych – ot, zamieść pod dywan, by dla ogółu wyglądać przykładnie. To niechęć wysłuchania historii i uznania statusu ofiary, bo po cóż niszczyć piękny obrazek? A wtedy boli jeszcze bardziej. Zwłaszcza, gdy przeszłość sączy się od lat z nigdy niezagojonych ran Duszy.

To nadszarpnięte albo i rozszarpane relacje z niesprawiedliwym podziałem emocji; bo to nie tak o te domki chodzi jak o emocje właśnie. Więc też nie tak o spadek w sensie materialnym jak o ten wyniesiony z dzieciństwa w postaci reakcji, szablonów czy lęków.

Tak ogromny wpływ ma narracja rodziców na postrzeganie rzeczywistości przez dzieci, że niemal niemożliwe jest uwolnienie się od niej.

To strach. Żal. Zdrada. I niemoralność.

Masa tu tęsknoty za zrozumieniem, pocieszeniem i zdrową bliskością.

Masa tu zła.

Za to absolutnie brakuje miłości.

Tu krzyczy się, milcząc.

Wszystko jest niedopowiedziane, chaotyczne i wyrywkowe, ale ostatecznie staje się spójne.

Aż zanadto.

Bardzo bym chciała być wolna, nie była wolna. Bardzo bym chciała być silna, była słaba.

Świat właśnie dlatego się wali, że ludzie nie mówią, co myślą, są nieuczciwi, tylko trwają w fałszu, żeby uniknąć nieprzyjemności.

Jeśli literat nie będzie podchodził do poezji poważnie, to od kogo tego oczekiwać?

Filozofowie, gdzie się podziewacie, gdy jesteście potrzebni?

Nie można wybaczyć tego, co nie zostało przyznane.

Jak to jest być zdrowym człowiekiem?

Nie da się przeżyć życia od nowa ani nie da się cofnąć podjętych decyzji.

Kto nie ma odwagi zadrżeć, ten bardzo się boi.

Można znajdować się równocześnie w dwóch stanach ducha. Być do gruntu nieszczęśliwą, do głębi wstrząśniętą i wzburzoną i mimo to przeżywać chwile szczęścia, może nawet intensywnej w wyniku dogłębnego nieszczęścia.

Czasami niemożliwe jest naprawienie, czasami jest nienaprawialne.

Wszystko łączy się ze wszystkim. Żadne zdanie nie jest niewinne dla tych, którzy nadstawiają uszu, żeby zrozumieć.

Bycie na zewnątrz daje kompetencje. Strata daje kompetencje. Kłopoty finansowe dają kompetencje. Bycie w sporze z urzędem skarbowym daje kompetencje, bycie pod presją daje kompetencje. Nie wolno zapominać, jeśli ma się to szczęście i mimo wszystko jest dobrze, jakie kompetencje zdobyło się, będąc nieszczęśliwym.

Jak się przywitać z kimś, kto właśnie przeżył coś najstraszniejszego?

Niełatwo jest być człowiekiem.

To ogromna odpowiedzialność – oddychać, żyć, zbyt duża dla mnie.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Otagowano | Dodaj komentarz

Kakaowe ciasto drożdżowe z „Prince Polo”

Ciasto drożdżowe można wykonać na wiele sposobów, jednak najczęściej w piekarniach i cukierniach spotyka się takie klasyczne jasne z maślaną kruszonką, serem, makiem lub owocami.

Można to zmienić, piekąc je samodzielnie, bo tutaj, poza fantazją, nie istnieją żadne ograniczenia.

I ja upiekłam takie bez ograniczeń, a zainspirowałam się popularnym wafelkiem „Prince Polo”: przepięknie wyrośnięte, kakaowe, ale nie suche, lecz puchate i mięciutkie, z dodatkiem posiekanej czekolady, „Nutelli” i chrupiącą wafelkową kruszonką.

Bardzo smaczne i bardzo proste.

Polecam 😉

 

Inne przepisy inspirowane „Prince Polo”:

  1. Sernik „Prince Polo”
  2. Tort „Prince Polo”
  3. Ciasto „Prince Polo”

Przepis na kakaowe ciasto drożdżowe z „Prince Polo”(tortownica o średnicy 24 lub 27 cm) (Przepis na ciasto drożdżowe pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty)

Składniki:

Ciasto:

  • 500 g mąki pszennej (tortowej)
  • 2 łyżki gorzkiego kakao
  • 20 g drożdży suchych (lub 40 g świeżych; z nich najpierw należy wykonać rozczyn)
  • 310 ml mleka
  • 100 g masła (roztopionego i wystudzonego)
  • 130 g cukru
  • 2 duże jajka
  • 100 g posiekanej gorzkiej czekolady
  • 100 g posiekanej mlecznej czekolady
  • 1 posiekany wafel „Prince Polo XXL”
  • szczypta soli

Kruszonka:

  • 0,5 szklanka mąki pszennej (tortowej) minus 2 płaskie łyżki
  • 2 płaskie łyżki gorzkiego kakao
  • 1/3 szklanki cukru
  • 50 g masła
  • 2 posiekane wafle „Prince Polo XXL”

Dodatkowo:

  • 5 łyżek kremu czekoladowo-orzechowego „Nutella”

Sposób przygotowania:

Mąkę wymieszać z suchymi drożdżami, solą i gorzkim kakao, następnie dodać resztę składników (poza czekoladą i wafelkiem) i wyrabiać ciasto do momentu, aż stanie się miękkie oraz elastyczne. Na sam koniec dodać czekoladę i „Prince Polo” – uformować je w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski i odstawić pod przykryciem w ciepłe miejsce na 1,5 h.

Po upływie wskazanego czasu ciasto umieścić tortownicy i odstawić na 30 minut do ponownego wyrośnięcia.

Po wyrośnięciu wierzch posmarować „Nutellą” i oprószyć kruszonką (połączyć składniki).

Piec około 40 minut (lub chwilę dłużej), w temperaturze 170°C.

 

Zaszufladkowano do kategorii Batonikowo - pralinowe wypieki, Czekoladowe, Drożdżowe, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Basler Läckerli, czyli szwajcarskie pierniczki

Co prawda jest sezon na lekkie, owocowe i orzeźwiające wypieki, ale to nie oznacza, że trzeba. I związku z tym, że nie trzeba postanowiłam upiec coś cięższego i chrupiącego, co swoim korzenno-miodowym smakiem oraz aromatem przenosi do tych jesienno-zimowych dni, a chodzi o Basler Läckerli, czyli szwajcarskie pierniczki z Bazylei, które posiadają całą masę migdałów i skórki pomarańczowej.

Pierniczki są dość kleiste i niezbyt twarde.

Piecze się je w formie jednego, niskiego ciasta i zaraz po upieczeniu oblewa rzadkim lukrem i kroi na kwadraty.

To bardzo prosty wypiek, który nie wymaga dużego nakładu pracy ani dużej ilości składników (nawet nie ma tu żadnego tłuszczu!), a smakuje naprawdę wybornie i jak to w przypadku pierniczków bywa: długo zachowuje świeżość 😉

Polecam!

Przepis na Basler Läckerli, czyli szwajcarskie pierniczki (mi wyszło 20 sztuk z blaszki o wymiarze 35×35 cm) (Przepis pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Ciasto:

  • 550 g mąki pszennej (tortowej)
  • 100 g cukru
  • 500 g płynnego miodu (stały należy najpierw podgrzać)
  • 1 łyżka przyprawy korzennej do pierników
  • 1 łyżka cynamonu
  • 500 g posiekanych migdałów 
  • 100 g posiekanej kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 łyżki likieru cytrynowego

Lukier:

  • 1 szklanka cukru pudru
  • 3 łyżki wrzątku

Sposób przygotowania:

W misce wymieszać mąkę z sodą, przyprawą do piernika i cynamonem.

W garnku podgrzać miód oraz cukier do całkowitego rozpuszczenia się cukru, a następnie dodać skórkę pomarańczową i migdały.

Wystudzoną mieszankę przelać do suchych składników i zagnieść lepkie ciasto.

Do wyłożonej papierem do pieczenia blaszki przełożyć ciasto na grubość nie większą niż 1 cm.

Piec około 20 minut, w temperaturze 180°C (wstawić do nagrzanego piekarnika).

Wyjąć. Jeszcze ciepłe oblać z wierzchu rzadkim lukrem i pokroić na kwadraty.

 

Zaszufladkowano do kategorii Pierniki, pierniczki, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Zgnębiona lokomotywa

Stoi na stacji lokomotywa

nogę za nogą ciągnę półżywa

Taktototaktototaktototak

mgławą płachtę nieba przeciął czarny ptak.

Stoi i sapie, dyszy i dmucha

z szelestu wspomnień Dusza zbyt krucha

Taktototaktototaktototak

cmentarne pole usłał krwawy mak.

Nagle – gwizd! Gniazdo glizd.

Nagle – świst! Śmierci twist.

Para – buch! Karaluch.

Koła – w ruch! Człowiek puch.

Ruszyła maszyna po szynach ospale

śnieżną biel gardenii nikłą iskrą spale

Taktototaktototaktototak

równolegle sunie stroskanych orszak.

Już ledwo sapie, już ledwo zipie

w krainie cienia żałośnie zachlipie

Taktototaktototaktototak

wszystkich tam prowadzi melancholii szlak.

I kręci się kręci koło za kołem

obraca milcząco za smutnym aniołem

Taktototaktototaktototak

Z której strony Losu nadejdzie atak?

A skądże? A jakże? A czemu tak gna?

Boleści maligna w odmęty mnie pcha.

To tak. To to tak.

Stoi na stacji lokomotywa:

i jestem żywa i jestem nieżywa.

Ach tak, to to tak.

 

(autor: ja)

 

Zaszufladkowano do kategorii Moje wiersze | Dodaj komentarz

Kopiec Kreta z truskawkami

Kopiec Kreta, czyli bardzo popularne, bo bardzo efektowne, szybkie i pyszne ciasto, które przeważnie wykonuje się z bananami, ale ja, przez wzgląd na letni czas, postanowiłam użyć truskawek.

To mocno kakaowe, mięsiste, lecz delikatne ciasto, wypełnione soczystą konfiturą, świeżymi truskawkami oraz dużą ilością śmietanowej masy z nutą wanilii, uformowanej na kształt obsypanego okruchami kopca.

Mimo wysokości kroi się pięknie, a mimo ogromu masy wcale nie jest mdlące, tylko przyjemnie słodkie – taka subtelna chmurka na miłe popołudnie w gronie najbliższych 😉

Przepis na Kopiec Kreta z truskawkami (tortownica o średnicy 24 cm) (Przepis na ciasto pochodzi z bloga: https://malacukierenka.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 300 g mąki pszennej (tortowej)
  • 5 pełnych łyżek gorzkiego kakao
  • 200 g cukru
  • 16 g cukru waniliowego
  • 4 jajka
  • 180 ml oleju
  • 200 ml maślanki
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Masa śmietanowa:

  • 750 g serka mascarpone
  • 400 g śmietany 36%
  • 3 płaskie łyżki cukru pudru
  • 16 g cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Dodatkowo:

  • kilka łyżek konfitury truskawkowej
  • świeże truskawki
  • truskawkowa wódka (do nasączenia)

Sposób przygotowania:

Truskawki pozbawić szypułek i przekroić na pół.

Jajka ubić z cukrem oraz z cukrem waniliowym na jasną, puszystą masę, następnie wlać maślankę i olej – połączyć, po czym wsypać mąkę przesianą z sodą, proszkiem do pieczenia i gorzkim kakao – wymieszać aż do uzyskania jednolitej konsystencji.

Ciasto przelać do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy.

Piec około 60-65 minut, w temperaturze 180°C.

Wyjąć. Wystudzić.

Z przestudzonego ciasta odciąć wierzch i delikatnie wydrążyć środek, resztki ciasta rozkruszyć w palcach – odłożyć. Spód i boki ciasta delikatnie nasączyć wódką, posmarować konfiturą, wyłożyć truskawkami i przykryć masą śmietanową (zmiksować wszystkie składniki na sztywny krem), formując kopiec, a następnie obsypać go obficie pokruszonym ciastem – schłodzić.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Czekoladowe, Owocowe, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

„To mój konkretny świat, częściowo wybrany, to moje szare życie” – „Song nauczycielki” autorstwa Vigdis Hjorth

W lewo w prawo sznurek żwawo.

Tam da dam pozowany taniec dam.

Naprzód tyły krok pochyły.

Tam da dam nie rozglądam

się naokoło

czy niewesoło

patrzy ktoś na moje

gdy tam da dam popadam

w paranoje

lecz się nie boję

wszak stąpam i stoję

bez użycia sznurków

do pociągania

i czujnego podglądania obiektywem czyjegoś oka

bo powłoka jest prawdziwa

choć czasem za życia nieżywa.

Tam da dam nie skradam

się u siebie.

 

U siebie czytam. „Song nauczycielki” autorstwa norweskiej pisarki Vigdis Hjorth. 

Pachnie tu kawą. W każdym milimetrze przestrzeni.

To się nie zmieni.

Bo i po co?

 

57-letnia Lotte Bøk  jest wykładowczynią teatru w Wyższej Szkole Sztuk w Oslo, gdzie regularnie prowadzi cykle wykładów o dramatopisarstwie Berolta Brechta; postrzega się ją jako nauczycielkę zaangażowaną, energiczną, która poza wykładaniem czyta i opatruje komentarzami prace licencjackie oraz doktorskie, pełni liczne funkcje w zarządach, uczestniczy w konferencjach, wspiera politykę stypendialną czy wzrost nakładów na kulturę, głosuje na partie chcące zmniejszyć nierówność w Norwegii, zasiada w zarządzie Stowarzyszenia na rzecz Roślin Użytkowych, podpisuje apele przeciwko broni atomowej lub za humanitarną polityką wobec imigrantów, do tego mistrzowsko operuje słowem, w związku z czym znajomi zwracają się do niej z prośbą o wprowadzenie poprawek w swoich tekstach. Gdy Lotte nie pracuje, lubi wypoczywać na łonie natury, spacerując, siedząc nad rzeką, zbierając zioła i grzyby – bywa, że przytula się do kamienia lub świerku, dzięki czemu zanurza się we własne oniemienie, czerpie odwagę i formułuje myśli, które krążą podskórnie – od czasu do czasu rozmawia z mieszkającą w Australii córką (zwłaszcza wtedy, kiedy tamta konfliktuje się z byłym mężem), spotyka z przyjaciółkami albo mężczyznami, ponieważ od dawna jest rozwiedziona, ale w sumie to nie ma ochoty wkładać dużego nakładu pracy w poznawanie nowego człowieka. Patrząc na ten obrazek śmiało można stwierdzić, że ta rzeczywistość jest spokojna i ustabilizowana (no trochę naznaczona rytuałami i małymi dziwactwami, ale kto ich nie ma?), a ta kobieta spełniona i radosna, jednak od 10 kwietnia 2016 roku najboleśniej ona sama zacznie się przekonywać, że niekoniecznie tak jest – nie miała pojęcia, że ten dzień jest początkiem końca życia, które uważała za swoje – bowiem właśnie wtedy Tage Bast, student IV roku z Akademii Sztuk Pięknych, zajmujący się sztuką wideo, prosi ją, by wzięła udział w projekcie zakładającym, że istnieją silne związki pomiędzy życiem a nauczaniem, dlatego też pragnie sfilmować zajęcia oraz codzienność poza instytucją i kontekstem nauczania. A ona machinalnie się zgadza, albowiem uważa, że nie ma przed ludźmi nic do ukrycia i zawsze i wszędzie jest jednakową sobą.

Jakże mocno się myli.

 

„Song nauczycielki” to 252 strony (Wydawnictwo Literackie) podglądania. Bardzo powolnego podglądania. Niewygodnego. Męczącego. Krępującego. Osądzającego. Takiego, które nakłania do stwarzania sytuacji przed obserwującymi, czyli do udawania, by właśnie w tej relacji Inni – Ja w Ich oczach wypaść w jak najlepszym świetle; to takie budowanie nowej tożsamości na potrzeby patrzenia w obawie przed krytyką. To wchodzenie w rolę, której ktoś oczekuje. W multum ról. Pokorne wtapianie w rzeczywistość i niezdarne próby jej tworzenia oraz porządkowania. Również niezgoda na nierówno urządzony świat. Na krzywdy i podziały. Konflikty międzynarodowe. Brak zrozumienia. Wszakże jak zrozumieć kogoś, jeśli nie pojmuje się samego siebie? A gdyby tak zerknąć z zewnątrz i stać się świadomym własnych zachowań? Może wtedy łatwiej coś zmienić? Ale czy da się chociaż trochę obiektywnie? Czy można z dystansem? Czy zechce się naruszyć strefę własnego komfortu w imię szczerości tak potrzebnej do jakiejkolwiek zmiany na lepsze?

Ja kontra Ja – najtrudniejsza walka ze wszystkich.

Duszna. Porażająca. I przerażająca. Bardzo emocjonalna, choć napisana chłodno i oszczędnie. Skłaniająca do refleksji nad tym ile zależy od nas samych, jeśli chodzi o nas samych i jakie to potwornie uciążliwe.

Każdy chciałby być dobry dla każdego, ale jak to osiągnąć?

Wszyscy, którzy na serio interesują się sztuką i kulturą, rozwijają umiejętność autorefleksji.

Nie wiedzieć jest łatwo.

Jakże łatwo okłamywać samego siebie co do własnej dobroci.

Kiedy wojna trwa trzydzieści lat, staje się czymś zwykłym, powszednim, nie jest już stanem wyjątkowym. Ludzie są zmuszeni do nauczenia się, jak przeżyć w czasie wojny.

Udawanie jest sztuką właściwą ludziom.

To właśnie w cierpieniu zwierząt jest nieludzkie, że nie rozumieją jego przyczyny. A przez to cierpienie jest chyba gorsze do zniesienia? Człowiek, który złamie nogę i krzyczy z bólu, po otrzymaniu diagnozy i zapoznaniu się z przebiegiem czekającego go leczenia może sobie wyobrazić, że ból zniknie, i samo to łagodzi cierpienie (…) również człowiek poddawany torturom w większości przypadków wie, dlaczego go torturują, i ta wiedza chyba sprawia, że tortury stają się bardziej znośne. Prawda? Torturowany może zmobilizować swój gniew i sprzeciw, fantazjować o tym, że w przyszłości odpłaci swojemu katu tym samym, i ta myśl może złagodzić cierpienie. Ale zwierzę? Niemy zając nie może przekazać swoich doznań ani odwrócić od nich myśli.

Podczas wojny i w biedzie zanikają zasady.

Wołanie o sprawiedliwość, to próżny trud.

Szczerość i otwartość to dwie różne sprawy.

To wymaga wysiłku. Definiowanie tego, co uważa się za swoje zdanie, swoją odpowiedzialność, obronę przed samym sobą i innymi oraz stosowanie się do tego. Żeby się uwolnić od tego denerwującego samooskarżania! A więc to dlatego? nie dla dobra innych, dobra drugiego człowieka?

Do przeżycia potrzebna jest pewna doza cynizmu.

Niełatwo rozpoznać, które z wielu spotykanych w ciągu jednego dnia cierpień są rzeczywiste. Wielu udaje, że cierpi, właśnie po to, żeby wywołać współczucie, uzyskać pomoc, przekonać innych do wystąpienia po swojej stronie.

Większość ludzi prawdopodobnie nie ma pojęcia, jakie wyzwolenie niesie ze sobą przyjęcie krytyki zamiast podjęcia walki z nią, zaprzeczania. Nie zdaje sobie sprawy, jak olbrzymich sił wymagają negacja i wyparcie.

Gdyby ludzie nie odczuwali jakiejś formy przyjemności, nie mieliby powodów do walki o życie przeciwko upadkowi świata.

Jeżeli cały czas porównujemy, trudniej jest patrzeć.

Ta, która zachowuje się po matczynemu jest prawdziwą matką.

Trzeba chodzić po ziemi, nawet jeśli ona parzy. I trzeba to robić w butach.

Kto chce pomagać i uczyć, musi okazać pokorę temu, komu chce pomóc i kogo chce uczyć. Pomagać i uczyć oznacza pogodzić się z tym, że popełnia się błędy i nie ma się racji. 

Człowiek chętnie przyzna się przed sobą i przed innymi, że jest nieszczęsnym grzesznikiem, lecz gdyby to uznał, byłby się zmienił – i w tym rzecz!

Człowiek nie zawsze chce być widziany.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Dodaj komentarz

Babka z jagodami i białą czekoladą

To jedno z tych szybkich i prostych ciast, gdy nagle najdzie ochota na coś słodkiego, najlepiej z dodatkiem sezonowych owoców – mięciutka, maślana babka z dużą ilością jagód i gęstą, słodką polewą z białej czekolady 😉

Przepis na babkę z jagodami i białą czekoladą (piekłam w keksówce o wymiarach 29 x 10 cm; można też w formie z kominem o średnicy 22cm) (Przepis pochodzi z bloga: https://malacukierenka.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 350 g mąki pszennej (tortowej)
  • 250 g miękkiego masła
  • 200 g cukru
  • 4 średnie jajka
  • 160 ml śmietany 12%
  • 200 g jagód
  • 3/4 łyżeczki aromatu waniliowego
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

Dodatkowo:

  • jagody (do ozdoby)
  • 100 g białej czekolady + 40 ml śmietany 30%

Sposób przygotowania:

Masło zmiksować z cukrem oraz aromatem waniliowym na puch, po czym, cały czas miksując, wbijać po jednym jajku.

Do masy maślanej dodać śmietanę – połączyć.

Następnie wmieszać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia.

Na sam koniec delikatnie wmieszać jagody.

Ciasto przelać do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki.

Piec około 1 h, w temperaturze 180°C (wstawić do nagrzanego piekarnika).

Wyciągnąć z piekarnika. Odstawić do całkowitego wystudzenia. Wyjąć z formy.

Z wierzchu oblać polewą z białej czekolady (podgrzać śmietanę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos) i ozdobić jagodami.

Zaszufladkowano do kategorii Babki, Owocowe, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

Jogurtowa terrina z malinami

Dzisiaj przepis idealny na upalny dzień, ponieważ nie wymaga pieczenia i najlepiej smakuje mocno schłodzony, czyli jogurtowa terrina z malinami.

Terrina wywodzi się z kuchni francuskiej, a jej nazwa nawiązuje do podłużnego, przypominającego sztabkę złota kształtu. Tradycyjnie serwuje się ją na wytrawnie, ale u mnie będzie w formie letniego deseru, który zaświadczam: wprost rozpływa się w ustach 😉

Ta jest wykonana na bazie gęstego jogurtu greckiego, ubitej z cukrem pudrem i wanilią śmietanki oraz dużej ilości malin, które swoją subtelną cierpkością przełamują słodycz sosu z białej czekolady, choć deser sam w sobie nie należy do szczególnie słodkich. Dodatkowym, chrupiącym akcentem, są tutaj podłużne biszkopty.

Jest delikatnie. Jest lekko. Kremowo. Przepysznie 😉

Przepis na jogurtową terrinę z malinami (keksówka o wymiarach dolnych 28×9 cm) (Przepis pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Terrina:

  • 18 podłużnych biszkoptów
  • 500 ml śmietany 30% 
  • 500 g jogurtu greckiego (w temperaturze pokojowej)
  • 80 g cukru pudru
  • 1 łyżeczka pasty z wanilii
  • 15 g agaru
  • 70 ml zimnej wody
  • 400 g malin + do dekoracji

Polewa:

  • 100 g białej czekolady
  • 50 ml śmietany 30%

Sposób przygotowania:

Formę keksówkę wyłożyć folią spożywczą, a po bokach poukładać podłużne biszkopty.

Połowę jogurtu lekko podgrzać.

Agar zalać wodą i odstawić na 10 minut do napęcznienia, potem postawić go na palniku i podgrzać do momentu rozpuszczenia – zdjąć z palnika, wlać do ciepłego jogurtu, dokładnie wymieszać, lekko przestudzić i połączyć z resztą jogurtu.

Śmietanę ubić z cukrem pudrem oraz wanilią i połączyć z jogurtem z agarem.

Na sam koniec delikatnie wmieszać maliny.

Gotową masę jogurtową wlać pomiędzy biszkopty do keksówki – schłodzić przez kilka godzin.

Gdy deser stężeje, należy przyciąć biszkopty, by były z nim na równi, a następnie przełożyć go na paterę.

Z wierzchu oblać polewą z białej czekolady (podgrzać śmietanę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos) i obsypać malinami.

Przechowywać w lodówce.

 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Bez pieczenia, Desery, Owocowe, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz