Rolada cytrynowa z bezami

Na niedzielne popołudnie proponuję przepyszną roladę cytrynową, która jest naprawdę mocno cytrynowa, ale dzięki temu wyrazista i orzeźwiająca; co jednak nie oznacza, że brak jej delikatności, ponieważ ciasto jest leciutkie i puszyste, masa aksamitna, a bezy, galaretka oraz konfitura są tymi słodkimi akcentami.

No i ten wierzch spowity błyszczącym glacage na bazie lemon curdu – cudowny!

Całym sercem polecam 😉

Przepis na roladę cytrynową z bezami (blacha o wymiarach 43x28cm) (Przepis na ciasto pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty, a na glacage pochodzi z bloga: http://mojepasjekrakow.blogspot.com/)

Składniki:

Biszkopt:

  • 115 g mąki pszennej (tortowej)
  • 3 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 100 g cukru
  • 4 duże jajka (białka i żółtka osobno)
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli

Masa śmietanowo-twarożkowa:

  • 200 ml śmietany 36%
  • 250 g twarożku sernikowo-kanapkowego „Wieluń. Mój Ulubiony”.
  • 1 kopiasta łyżka cukru pudru

Glacage cytrynowy:

  • 2 duże jajka
  • 2 żółtka
  • skórka otarta z 2 cytryn
  • sok wyciśnięty z 2 cytryn
  • 160 g cukru
  • 80 g masła
  • 1 łyżeczka agaru
  • 2 łyżeczki gorącej wody

Dodatkowo:

  • cytrynowa wódka (do nasączenia)
  • 4-5 łyżek konfitury z cytryn
  • 1 galaretka cytrynowa rozpuszczona w 300 ml wrzątku (użyłam tej na agarze)
  • mini bezy (do oprószenia)

Sposób przygotowania:

Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę, po czym powoli, łyżka po łyżce, cały czas miksując, wsypać cukier. Następnie dodać żółtka – połączyć. Na sam koniec delikatnie, ręcznie, przy pomocy szpatułki, wmieszać obie mąki przesiane z proszkiem do pieczenia.

Gotowe ciasto rozprowadzić równomiernie po dużej blaszce o niskich brzegach wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia.

Przygotować lniany ręcznik kuchenny i oprószyć go cukrem pudrem.

Piec około 12 minut, w temperaturze 170 °C (wstawić do nagrzanego piekarnika).

Ciasto wyjąć z piekarnika, obrócić do góry dnem, przełożyć na lniany ręcznik, usunąć papier i zwinąć roladę wzdłuż dłuższego boku (razem z ręcznikiem) – odstawić do wystudzenia.

Galaretkę rozpuścić w 300 ml wrzątku i odstawić, by zaczęła tężeć, a gdy już stężeje pokroić ją w kostkę.

Śmietanę ubić z serkiem i cukrem pudrem.

Glacage cytrynowy:

Agar rozpuścić w gorącej wodzie i odstawić.

Jajka oraz żółtka dokładnie roztrzepać, po czym dodać cukier – wymieszać, wlać do rondelka, wlać sok, wrzucić skórkę otartą z cytryny, chwilę podgrzać i dodać masło – podgrzewać na niewielkim ogniu, cały czas mieszając, a gdy zgęstnieje przetrzeć przez sitko.

Agar podgrzać w kąpieli wodnej tylko do momentu, aż się rozpuści i wlać do cytrynowej mieszanki – schłodzić; wtedy też odpowiednio zgęstnieje.

Wykonanie:

Wystudzoną roladę odwinąć, usunąć ręcznik, delikatnie nasączyć cytrynową wódką, posmarować konfiturą, potem równomiernie rozprowadzić masę śmietanowo-twarożkową, poukładać na niej pokrojoną w kostkę galaretkę i zwinąć w taki sam sposób jak była zwinięta wraz z ręcznikiem, z wierzchu oblać wystudzonym i gęstniejącym glacage – schłodzić przez około 3 h w lodówce. Przed podaniem obsypać mini bezami.

 

Zaszufladkowano do kategorii Owocowe, Przepisy, Przepisy, Rolady | Dodaj komentarz

Kolorowe ciasteczka z bakaliami

Bardzo prosty przepis na urocze kolorowe ciasteczka z mnóstwem bakalii i jednocześnie dobry sposób na to, by pozbyć się resztek orzechów, kandyzowanych skórek, suszonych owoców, wiórków, itd.

Ciasteczka są kruche, maślane, słodkie (ale nie przesadnie) i mocno chrupiące.

To naprawdę pyszna oraz błyskawiczna (pomijając czas oczekiwania, gdy ciasto się chłodzi) propozycja na małe co nieco do herbaty 😉

Przepis na kolorowe ciasteczka z bakaliami (mi wyszło 35 sztuk) (Przepis pochodzi z bloga: https://malacukierenka.pl/)

Składniki:

Ciasto:

  • 320 g mąki pszennej (tortowej)
  • 120 g cukru pudru
  • 230 g miękkiego masła
  • 1 jajko
  • 100 g posiekanych orzechów laskowych/włoskich/nerkowców/ziemnych/brazylijskich, itd.
  • 3 łyżki suchego maku
  • 70 g suszonej żurawiny/wiśni/ suszonego banana
  • 50 g kandyzowanej papai/kandyzowanego mango lub ananasa
  • 2 łyżki mieszanki kandyzowanych skórek
  • 1 łyżeczka aromatu waniliowego

Dodatkowo:

  • kolorowa posypka cukrowa

Sposób przygotowania:

Masło utrzeć z cukrem pudrem na puch, potem dodać jajko i aromat, następnie wsypać mąkę i wszystkie bakalie – zagnieść, po czym uformować wałeczek, z wierzchu obsypać go cukrową posypką, zrolować, by dobrze się przykleiła, owinąć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez około 5 h.

Po upływie wskazanego czasu ciasto wyjąć z foli, pokroić w plastry i ułożyć je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 15-17 minut, w temperaturze 180°C (do lekkiego zarumienienia).

Wyjąć. Wystudzić.

Zaszufladkowano do kategorii Ciasteczka, Przepisy, Przepisy | Dodaj komentarz

„Jestem żoną. Matką. Przyjaciółką. A teraz również morderczynią” – „Poza kontrolą” autorstwa Kathryn Croft

Jestem cierniem, a nie kwiatem.

Nocą, nie dniem.

Umierającym lasem, a nie ogrodem w rozkwicie.

Obłędem. Smutkiem. Niepokojem.

Duszy rozstrojem.

Co czuje za mocno albo zupełnie nic.

 

Jestem brakiem nadziei.

Najciemniejszą z barw.

 

Wbrew temu uparcie zachwycam się błękitem Twoich oczu.

I może dlatego sięgam po błękitne książki?

 

Po genialnym thrillerze „Nie pozwól mu odejść” autorstwa Kathryn Croft przeczytałam „Poza kontrolą” i już na samym wstępie muszę stwierdzić, że ta książka mniej mi się podobała (myślę, że powodem są durne, ale to autentycznie durne decyzje, jakie podejmuje główna bohaterka), jednak: DLA TEGO ZAKOŃCZENIA WARTO; niektórzy mogą uznać je za naciągane, ale to nie oznacza, że nie jest zaskakujące, bo jest, i to bardzo.

 

28-letnia studentka psychologii Callie bierze ślub ze starszym od siebie wdowcem Jamesem (poznali się w kawiarni „The Coffe Bean”, gdzie mężczyzna przychodził po pracy na cappuccino; jest fotografem), który ma dwóch synów: 15-letniego Dillona i 12-letniego Luke’a. Niestety, chłopcy, pomimo ogromnych starań (pragnie zostać matką, zwłaszcza, że kiedyś straciła dziecko), od początku jej nie akceptują (wręcz nienawidzą), posuwając się do coraz większych złośliwości (potrafią nawet celowo wjechać rowerem pod samochód…), ponadto znajduje się pod odstrzałem wrednej sąsiadki pani Simmons, przyjaciółki zmarłej żony Bridgette oraz seksownej pracownicy Thabity.

Kobieta nie chce się skarżyć i próbuje poradzić sobie w pojedynkę (włącznie z sekretnymi wizytami u chorego na schizofrenię ojca, własnymi alarmującymi symptomami, podejrzeniem o romans i innymi mniej tudzież bardziej niemoralnymi), ale gdy na drodze staje pełen zrozumienia kolega starszego pasierba Rysh – pęka: nie tylko ona, lecz cały jej świat, bo tylu kłamstw nikt nie jest w stanie udźwignąć.

Dlatego też na pierwszej stronie Callie przyznaje się do morderstwa, powoli wyjaśniając sierżantowi Connolly’emu i posterunkowej Barnes, jak to właściwie było.

Ale czy tym razem mówi prawdę?

 

„Poza kontrolą” to nie klasyczny thriller psychologiczny, tylko bardziej powieść obyczajowa, która liczy 363 strony (Wydawnictwo Burda Książki) – czyta się je naprawdę błyskawicznie, ponieważ akcja z rozdziału na rozdział nabiera rozpędu, a poprzez niedomówienia i zapętlenia stale utrzymuje w napięciu.

Przeto nie ma mocnych: trzeba doczytać do końca.

Ale czy nie jest tak, że dzieci zawsze są dobre, dopóki nie znajdą powodu, żeby kogoś znielubić?

Czasami łatwiej jest ignorować różne sprawy. Zamiatać je pod dywan w nadziei, że potem się o nie nie potkniemy.

Jak to możliwe? Kiedy człowiek myśli, że już znalazł się na samym dnie, nagle jeszcze głębiej zapada się w bagno.

Atmosfera w domu się zmienia, gdy człowiek zostaje w nim sam. Robi się milcząca i zimna, niezależnie od pory dnia czy miesiąca.

Pierwsza miłość trzyma człowieka jak w imadle, nigdy tak naprawdę nie puszcza i pozostawia po sobie ślad, którego nie da się zetrzeć nawet lata później. Nawet jeśli z tą osobą już nic nas nie łączy.

Czynów nie da się cofnąć, podobnie jak słów.

Czasami okrucieństwo jest konieczne.

Bo czasami trzeba podejmować bolesne decyzje.

Trzecia nad ranem to dziwna, martwa godzina. Ziemia niczyja samotności pomiędzy nocą a dniem.

A jednak ciało i umysł potrafią funkcjonować dalej, pomimo okropieństw, na jakie je narażamy. To mechanizm obronny zapobiegający szaleństwu. Dopiero gdy się psuje, wpadamy w kłopoty.

Czasami można dostrzec albo wyczuć chwilę, która zmienia nasze życie na zawsze, jeszcze zanim ona nadejdzie. A czasami takie momenty podkradają się i zupełnie nas zaskakują, uderzając siłą przegubowej ciężarówki.

W tym właśnie rzecz: gdy ktoś już raz zagości w naszym życiu, pozostaje w nim na zawsze, niezależnie od tego, czy daleko, czy blisko.

Jesteśmy tylko ludźmi. Nasz naturalny instynkt każe nam pytać: Dlaczego?

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Otagowano | Dodaj komentarz

Rolada śmietankowo-malinowa

Niesamowicie delikatna, mięciutka i elegancka rolada w typowo letnim klimacie, czyli jasny biszkopt nasączony owocową wódką z aksamitnym kremem śmietankowym, konfiturą oraz świeżymi malinami, z wierzchu oblana błyszczącą różową polewą z białej czekolady 😉

Przepis na roladę śmietankowo-malinową (blacha o wymiarach 43x28cm) (Przepis na ciasto pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty)

Składniki:

Biszkopt:

  • 115 g mąki pszennej (tortowej)
  • 3 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 100 g cukru
  • 4 duże jajka (białka i żółtka osobno)
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli

Masa śmietanowa:

  • 200 ml śmietany 36%
  • 250 g serka mascarpone
  • 1 kopiasta łyżka cukru pudru

Polewa z białej czekolady:

  • 100 g białej czekolady
  • 40 ml śmietany 30%
  • szczypta różowego barwnika

Dodatkowo:

  • malinowa wódka (do nasączenia)
  • 4-5 łyżek konfitury z malin
  • 250 g świeżych malin 

Sposób przygotowania:

Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę, po czym powoli, łyżka po łyżce, cały czas miksując, wsypać cukier. Następnie dodać żółtka – połączyć. Na sam koniec delikatnie, ręcznie, przy pomocy szpatułki, wmieszać obie mąki przesiane z proszkiem do pieczenia.

Gotowe ciasto rozprowadzić równomiernie po dużej blaszce o niskich brzegach wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia.

Przygotować lniany ręcznik kuchenny i oprószyć go cukrem pudrem.

Piec około 12 minut, w temperaturze 170 °C (wstawić do nagrzanego piekarnika).

Ciasto wyjąć z piekarnika, obrócić do góry dnem, przełożyć na lniany ręcznik, usunąć papier i zwinąć roladę wzdłuż dłuższego boku (razem z ręcznikiem) – odstawić do wystudzenia.

Wykonanie:

Wystudzoną roladę odwinąć, usunąć ręcznik, delikatnie nasączyć malinową wódką, posmarować malinową konfiturą, na niej rozsmarować masę śmietanową (zmiksować wszystkie składniki), poukładać maliny i zwinąć w taki sam sposób jak była zwinięta wraz z ręcznikiem, z wierzchu oblać polewą (zagotować śmietankę, zestawić z palnika, wrzucić połamaną na kostki czekoladę, chwilę odczekać i wymieszać na gładki sos, po czym wmieszać szczyptę różowego barwnika) i ozdobić świeżymi malinami – schłodzić przez co najmniej 3-4h.

Przechowywać w lodówce.

 

Zaszufladkowano do kategorii Owocowe, Przepisy, Przepisy, Rolady | Dodaj komentarz

„Moje życie już nigdy nie będzie wyglądało inaczej, jestem w potrzasku” – „W ciemność” autorstwa Anny Bolavej

Wciągam zapach polnych kwiatów: pachną błotem, wolnością i nektarem.

Potem koncentruję nos na gorzkawym aromacie ziół.

Gładzę błyszczące, skórzaste liście i włochate łodygi.

Urzekam jaskrawą soczystością barw oraz pastelową łagodnością, ale mimo wszystko wolę chłodne odcienie zieleni.

Przedzieram się przez ten dziki labirynt i w zasadzie… w zasadzie mogę tu zaginąć.

Och…

Mogłabym zakopać się w stosach kwiatów i tak umrzeć wśród nich. Czy istnieje piękniejsza śmierć? Nikt nigdy by mnie tam nie znalazł. Rozpuściłabym się w tym obezwładniającym zapachu, ususzyła się po ciemku na gazetach – przedziwny ludzki kwiat. Jak długo schłaby lipa, a jak długo ja? Jaki jest właściwie wskaźnik usychalności człowieka?…

 

Przeczytałam czułostkowo drastyczne i tak siedzę sobie „W ciemność” Anny Bolavej zapatrzona. I gdy już już wydaje mi się, że mogę wstać i przejść obok, że to takie proste, to nagle uświadamiam sobie, że przecież nigdzie nie pójdę, bo ta ciemność należy też do mnie.

A ja nie potrafię się z niej wyplątać.

Mogę tylko czasem chłodzić głowę, zamykać oczy i wciągać wonność macierzanki, bo  tkwię na tym strychu i boleśnie uprawiam swoje szaleństwo.

 

Anna Bartákova to wykształcona kobieta, która mieszka samotnie w domu ulokowanym na czeskiej wsi. Jej głównym źródłem dochodu jest tłumaczenie tekstów w jednej z praskich firm, gdzie zasadniczo zatrudniła się wyłącznie po to, by wiejskie plotkary nie spisały jej na straty, ponieważ dzięki temu stwarza pozory, że wiedzie życie „porządnej obywatelki”; zamknęli się i dali mi spokój. Zyskałam społeczną akceptację. Przedstawiłam dowód, że zaliczam się do porządnych, odpowiedzialnych, dorosłych ludzi. Płynnie wtopiłam się w nurt obowiązującej przeciętności, wpasowałam się w jeden z szablonów. Nie zwracać na siebie uwagi, nie wychylać się, żyć po cichu…

Jednak jej serce tak naprawdę bije w zupełnie innym rytmie, bo od 4 lat, od wiosny do jesieni, od wschodu do zachodu, a nawet dłużej, pośród drobnych robaczków, roju muszek, i brzęczenia pszczół zrywa zioła, a to zrywanie jest prawdziwą sztuką: dłoń ma harmonijnie współgrać z drzewem, a ruchy mają być odpowiednio skoordynowane, aczkolwiek czasem coś burzy upragnioną harmonię, jak choćby pogoda, brak drabiny, rozdarty kwiatostan, karłowaty egzemplarz, pozlepiane lub pokryte ciemnymi plamkami pączki; kwiaty i zioła muszą być świeże, dorodne i zdrowe – po prostu królewskie i właśnie wtedy zrywa w zamroczeniu, niemalże chciwie, garść za garścią.

Anna, z długimi, rozwianymi niczym nimfa włosami przemieszcza się na starym rowerze, ciągnąc za sobą równie stary wózek i zajeżdża to na rynek koło młynówki, to na sokolską łąkę obok stawów, żałobną aleję przy cmentarzu, nad rzekę przy Bubnie, w pobliże Kamiennego Młyna, by zrywać soczyste mlecze, babkę, krwawnik, żołędzie i kasztany, dziki bez, lipę drobnolistną, liście brzozy, malin, porzeczek oraz orzecha włoskiego, nagietek, jasnotę, dziewannę, melisę, miętę, skrzyp polny, rumianek, czerwoną koniczynę, podbiał, szałwię czy wiązówkę błotną, co wcześniej czyniła jej babcia, ale wtedy były inne czasy i to się doceniało, a teraz postrzega jako dziwactwo.

Wymykam się wszelkim wyobrażeniom o tym, jak wygląda przyzwoite życie, a tacy jak ja nie mają lekko na wsi. Na wsi, gdzie są miejsca, za które gotowa byłabym umrzeć. To mój dom i już choćby dlatego moje serce bije w innym rytmie. Ale także ich dom; to skomplikowane. Na szczęście w ciężkich chwilach pomagają mi zioła. Otaczają mnie ze wszystkich stron, to dla mnie rosną. Dlatego wiem, że nie robię nic złego. Ja też żyję tylko dla nich, to tak oczywiste, że wypowiedziane na głos musiałoby zabrzmieć fałszywie. O ziołach się nie mówi, zioła się zbiera. Kiedy mam dobry dzień i ludzie zostawiają mnie w spokoju, jestem szczęśliwa. Niczego innego już w życiu nie pragnę. Tylko żeby udał się kolejny dzień i żeby wtorek przyszedł jak najszybciej. Żeby tak bardzo nie bolało, a do skupu trafił jeszcze jeden pełny, przewiązany sznurkiem worek.

Zioła nadały jej życiu sens: za ich sprawą pojawili się różni ludzie, wydarzenia i sytuacje, potem wszystko albo poznikało albo się poplątało (ale również przyniosło ukojenie w najgorszych chwilach), bo Anna miała kiedyś bliskie osoby (miała męża Vaška i dobre relacje z kuzynkami: Marcelą i Milušką) i ustabilizowane życie, które z jakiegoś powodu się posypało, a ją skłoniło do zapadnięcia się w sobie oraz niekontrolowanych, zatrważających zachowań, których potem nie umie sobie przypomnieć – pewne są tylko zioła, jako że dzięki nim zyskała jako taką równowagę, ale i to kiedyś musi się skończyć…

Każda roślina jest ważna, każda musi być moja. Żadnej nie zostawię. To wojna, która nie ma końca. Wieczny kołowrót pąków i kwiatów, aż można się rozchorować. 

Bo Anna choruje: choruje fizycznie (nie ma apetytu, traci włosy, sinieje, a ból tłumi dużymi dawkami opioidowych leków), z czym początkowo walczy, trochę to ignoruje, bo może?

Zostawiam za sobą rozpaczliwe ślady, może w cichej nadziei, że pójdzie po nich ktoś, kto mnie ocali. Niepozorne, słabiutkie pragnienie, które umiera, zanim jeszcze narodzi się na dobre, i nie wypływa nigdy na powierzchnię. Jestem z tym sama – i tak właśnie ma być.

Wszakże jej psychika jest już tak rozchwiana, tak destruktywna, że oddala i pogrąża się coraz mocniej, bo w takim stanie i z taką duszą może być tylko gorzej.

Źródło mojego bólu spoczywa głęboko i już niewiele można na to poradzić. Wiem o tym. Już zdecydowałam, co zrobię. Nic dziwnego czy niezwykłego. Po prostu nic. Po prostu będę tutaj – bo tu jestem sobą.

Jedyne ukojenie w tym, że im dalej w ciemność, tym większy ogarnia mnie spokój.

Ale za jaką cenę?

 

„W ciemność”  to 296 stron (Wydawnictwo Książkowe Klimaty) umierania.  Szeleszczącego, siniejącego i oblepionego lękiem umierania.

Jest amok. Pasja. Osamotnienie. Wykluczenie. Niezrozumienie.

Obojętność i tęsknota.

Rozpad.

Introwertyzm.

Niepokój.

Zagubienie.

Może ucieczka? Może rozpacz? Może nadwrażliwość? Jakieś traumatyczne doświadczenia?

Umysł bohaterki tka osobliwe iluzje, które przysłaniają obraz świata zewnętrznego, bo to powieść makabrycznie wewnętrzna, drobiazgowa, ale chaotyczna, niedopowiedziana i pełna sekretów. Mroczna. Ciężka. Fascynująca.

Liryka śmierci nafaszerowana symboliką i cudownymi, wręcz sensualnymi opisami.

Tu jest duszno, tak okrutnie duszno oraz nieszczęśliwie

Tak znajomo.

Ból i wściekłość, narosłe w mojej dziurawej duszy, niosą się w przestrzeni i cichną dopiero w koronach drzew. Upadam na beton. Jestem pod kreską.

W nocy wszystko słychać lepiej.

Życie zawsze boli.

Jak świat światem gniew i złość to substancje wysoce łatwopalne.

Człowiek, który zbiera zioła, zawsze ma zbyt mało czasu, stopniowo zaczyna tracić zmysły. Nieustannie pragnie uchwycić istotę piękna każdego z gatunków i to obraca się przeciwko niemu. Człowiek, który naprawdę kocha zioła, jest inny niż wszyscy i z czasem przestaje o tym mówić.

Miło zobaczyć, jak radziłaby sobie natura, gdyby nikt jej nie poskramiał. Radziłaby sobie doskonale i ta myśl łamie człowiekowi serce.

Strych żyje własnym życiem, sam decyduje, co oddać, a co pochłonąć. To podstępne miejsce, które oddycha i tchnie żarem, a kiedy zacznie się ruszać, straszliwie szeleści…

Nic nie pali się lepiej niż stare dzieje. Można na nie plunąć, a ogień tylko zmieni na chwilę kolor; przeszłość nie zdoła zatrzymać pożaru.

Niech to, co zbyt trudne, rozpłynie się w ciemności, uleci z wiatrem w górę pomiędzy drzewa.

Ból zawsze jest mniej dotkliwy, kiedy człowiek nie pozwala sobą zawładnąć.

Dlaczego drzewa kończą równie podle jak ludzie?

Człowiek jest na świecie sam – cokolwiek by w życiu przeżył i kogokolwiek poznał. Sam kładzie się do łóżka i sam zmusza rano nogi, żeby jeszcze ten ostatni raz podjęły wysiłek. A potem cały, ciągnący się w nieskończoność dzień… wypełnić minutę po minucie. W okolicach podwieczorku znów zaciska zęby. A wieczór… kto wie, czy w ogóle nadejdzie.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Otagowano | Dodaj komentarz

Kokosowo-czekoladowe ciasto drożdżowe

Kolejny po drożdżowym zawijańcu z konfiturą oraz cieście drożdżowym z brzoskwiniami i białą czekoladą pomysł na ciasto drożdżowe z wykorzystaniem przepisu na takie idealnie puchate, mięciutkie, wspaniale wyrastające, aromatyczne i bardzo, bardzo łatwe.

Tym razem dodałam do ciasta kawałki gorzkiej czekolady, a wierzch oprószyłam chrupiącą kokosową kruszonką.

Polecam 😉

Przepis na kokosowo-czekoladowe ciasto drożdżowe (tortownica o średnicy 26 cm) (Przepis na ciasto drożdżowe pochodzi z Moich Wypieków od Pani Doroty)

Składniki:

Ciasto:

  • 540 g mąki pszennej (tortowej)
  • 10 g drożdży suchych (lub 20 g świeżych; z nich najpierw należy wykonać rozczyn)
  • 250 ml mleka
  • 75 g masła (roztopionego i wystudzonego)
  • 80 g cukru
  • 2 duże jajka
  • 3/4 łyżeczki soli

Kruszonka:

  • 0,5 szklanki mąki pszennej (tortowej)
  • 0,5 szklanki wiórków kokosowych
  • 3/4 szklanki cukru
  • 100 g masła

Dodatkowo:

  • 100 g posiekanej gorzkiej czekolady
  • 1 jajko wymieszane z 1 łyżką mleka (do posmarowania)

Sposób przygotowania:

Mąkę wymieszać z suchymi drożdżami, następnie dodać resztę składników (na sam koniec dodać posiekaną czekoladę) i wyrabiać ciasto do momentu, aż stanie się miękkie oraz elastyczne – uformować je w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski i odstawić pod przykryciem w ciepłe miejsce na 1,5 h.

Po upływie wskazanego czasu ciasto umieścić w tortownicy i odstawić na 30 minut do ponownego wyrośnięcia.

Po wyrośnięciu posmarować z wierzchu jajkiem wymieszanym z mlekiem i oprószyć kruszonką (połączyć składniki).

Piec około 35-40 minut (lub chwilę dłużej), w temperaturze 175°C.

Wyjąć. Wystudzić.

Zaszufladkowano do kategorii Drożdżowe | Dodaj komentarz

Puszyste maślane bułeczki z czosnkiem i ziołami

Bardzo smaczne ziołowo-czosnkowe bułeczki, które robi się błyskawicznie, a one same długo zachowują świeżość.

Mięciutkie. Puchate. Aromatyczne.

Doskonałe na ciepło oraz na zimno.

Przepis na puszyste maślane bułeczki z czosnkiem i ziołami (8 sztuk) (Przepis pochodzi z bloga:http://blogzapetytem.pl/ )

Składniki:

Ciasto:

  • 400 g mąki pszennej (tortowej)
  • 4 g suchych drożdży
  • 30 g przestudzonego, roztopionego masła
  • 280 ml letniego mleka
  • 3 łyżeczki cukru
  • 1 łyżeczka soli 

Dodatkowo:

  • 50 g miękkiego masła
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka posiekanej pietruszki
  • 1 łyżka posiekanego koperku
  • szczypta soli
  • 1 jajko + 1 łyżka mleka (do posmarowania)

Sposób przygotowania:

Ze wszystkich składników zagnieść gładkie, elastyczne ciasto i odstawić na 1 h do wyrośnięcia.

Gdy ciasto wyrośnie, podzielić je na 8 części, uformować podłużne bułeczki, ponacinać nożem, w nacięciach umieścić nadzienie (masło+przeciśnięty przez praskę czosnek+pietruszka+koperek+sól), z wierzchu posmarować jajkiem wymieszanym z mlekiem – odstawić na 30 minut do ponownego wyrośnięcia.

Piec około 15 minut, w temperaturze 180 °C.

Zaszufladkowano do kategorii Przepisy, Przepisy, Wytrawne | Dodaj komentarz

O bólu

Ból nie maleje ani nie przemija. Człowiek po prostu przyzwyczaja się z nim żyć.

Ja już to wiem.

Zaszufladkowano do kategorii Życie, Życie | Dodaj komentarz

Sernik z Red Velvet Cake

Red Velvet Cake to popularne amerykańskie ciasto o intensywnym, czerwonym kolorze.

Nie jest to puszysty biszkopt, lecz wilgotne, aksamitne i dość ciężkie ciasto.

Przeważnie wykonuje się je w formie tortu, ale ja upiekłam na jego bazie przepyszny sernik z dodatkiem lekko słonego kremu maślano-serkowego.

Wierzch oraz boki są oprószone okruszkami.

Ciasto jest wysokie, raczej nie powinno sprawiać problemów w trakcie pieczenia, a piecze się je błyskawicznie (składniki na ciasto można nawet wymieszać widelcem, a masa serowa nie wymaga stopniowego łączenia, tylko od razu wszystko wrzuca się do miski).

To naprawdę bardzo smaczny i cieszący oczy wypiek 😉

Przepis na sernik z Red Velvet Cake (tortownica o średnicy 21 cm) (Przepis pochodzi z Moich Wypieków)

Składniki:

Ciasto Red Velvet:

  • 1 i 1/4 szklanki mąki pszennej (tortowej)
  • 3/4 szklanki cukru 
  • 0,5 łyżki gorzkiego kakao
  • 1 duże jajko
  • 3/4 szklanki oleju słonecznikowego
  • 0,5 szklanki maślanki lub kefiru
  • 0,5 łyżki octu
  • 0,5 łyżeczki ekstraktu waniliowego
  • 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • szczypta czerwonego barwnika

W jednej misce wymieszać suche składniki (poza sodą), a w drugiej mokre (poza octem), następnie suche wsypać do mokrych i wymieszać (można mikserem, ale można też ręcznie, np. widelcem lub rózgą).

Do małej miseczki wlać ocet i wsypać sodę – połączyć. Powstałą pianę szybko wmieszać do reszty składników.

Na sam koniec, na oko (zacząć od niedużej szczypty), dodać do ciasta czerwony barwnik (najlepiej w proszku, ponieważ płynne i rozrzedzają i nie nadają tak intensywnej barwy).

Ciasto przelać do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 30 minut (lub trochę dłużej), w temperaturze 180°C.

Wyjąć. Wystudzić.

Masa serowa:

  • 600 g twarogu półtłustego (dwukrotnie zmielonego)
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 jajka
  • 0,5 szklanki śmietany 18%
  • 1 łyżka mąki pszennej (tortowej)
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Wszystkie składniki umieścić w misie miksera i zmiksować do połączenia składników.

Masę przelać do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec około 45-60 minut w kąpieli wodnej, w temperaturze 160°C.

Wyjąć. Wystudzić w lekko uchylonym piekarniku. Włożyć do lodówki na kilka godzin.

Krem z serka kremowego:

  • 170 g serka kremowego „Philadelphia”
  • 140 g miękkiego masła
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Wszystkie składniki zmiksować na gładki krem.

Wykonanie:

Na paterę wyłożyć ciasto Red Velvet. Wyrównać (ściąć górkę). Ścinki zachować i pokruszyć.

Ciasto posmarować połową kremu z serka kremowego, wyłożyć masę serową, z wierzchu i po bokach posmarować pozostałym kremem i obsypać okruszkami – schłodzić.

Przechowywać w lodówce.

Zaszufladkowano do kategorii Przepisy, Przepisy, Serniki | Dodaj komentarz

„Sekrety nigdy nie pozostają pogrzebane zbyt długo. Prędzej czy później wszystko wychodzi na jaw i cię miażdży” – „Nie pozwól mu odejść” autorstwa Kathryn Croft

Kocham dzisiejszy dzień za to, że bywa miejscami smutny oraz ciemny, bo wyławiam te fragmenty swoją rzewliwą wędką, siedząc na skraju parapetu i czuję koligację, gdy przykładam je do rozpędzonego w martwej Duszy serca; wtedy wiem, że słoneczno-mroczny dysonans będzie trwał wiecznie, ale słońce nigdy nie wygra tego pojedynku.

Nie u mnie.

Podtapiam-zatapiam się w treści „Nie pozwól mu odejść” autorstwa Kathryn Croft, mając świadomość, że ludzie mogą sobie nie pozwolić, ale życie i tak zrobi swoje, jeśli mu się tylko zrobić zechce.

 

Zoe i Jake Monaghan 3 lata temu stracili 14-letniego syna Ethana (utopił się w rzece razem ze swoim kolegą Joshem) i odtąd nie są w stanie powrócić do równowagi: oddalili się od siebie, uciekają w pracę (ona jest pielęgniarką w klinice leczenia niepłodności, a on wraz z przyjacielem Liamem prowadzi firmę zajmującą się projektowaniem graficznym), przenoszą się z Guildford do Londynu, nie potrafią ze sobą rozmawiać, wzajemnie się oszukują, zapętlają w sekretach, zaniedbując przy tym drugiego, starszego syna – 19-letniego Harley’a, który choć stara się być oparciem i nigdy nie sprawia żadnych problemów (spotyka się z sympatyczną dziewczyną Mel, wzorowo zdaje egzaminy na studia medyczne, jest spokojny, poukładany), to sam ugina się pod tym ciężarem, a nawet pod kilkoma ciężarami (oparcie znajduje jedynie w długoletniej przyjaciółce rodziny Leanne, która, jak się z czasem okazuje, wie najwięcej, ale to nie oznacza, że nic tutaj nie namąci, bo namąci, i to wcale niemało).

Gdy codzienność wydaje się być umiarkowanie znośna (a przynajmniej wszyscy nakładają dobre maski), Zoe otrzymuje maila o teści:

Musisz odkryć prawdę o tym, co przytrafiło się twojemu synowi nad rzeką trzy lata temu. Nie wierz w kłamstwa. To nie był wypadek.

co jednoznacznie sugeruje, że śmierć Ethana jednak nie była tragicznym przypadkiem.

Mimo że śledztwo zostało już dawno zamknięte i nie wykazało niczego niepokojącego, to serce matki wie swoje: rozpoczyna się walka o poznanie prawdy, za wszelką cenę – zwłaszcza, że Harley nagle znika, a do niej przychodzi kolejna wiadomość:

Dwóch załatwionych, nie zostało żadnego. Jakie to uczucie: stracić wszystko?

 

Kto przysyła SMS-y?

Kim jest Kyle Andrews i jaką wiedzę posiada?

A co na ten temat wie koleżanka ze szkoły – niejaka Daisy Carter?

O co parę dni przed dramatem pokłócili się chłopcy?

Kto za nimi poszedł?

Czego się dowiedział i co zobaczył?

Co znajdowało się na niespodzianie znalezionej, a tak bardzo znaczącej fotografii?

Jaką tajemnicę skrywają rodzice Josha – Roberta i Adrian Butler?

Czy Zoe odkryje, co wydarzyło się tamtej nocy nad rzeką?

 

„Nie pozwól mu odejść” to 388 stron (Wydawnictwo Burda Książki) świetnego thrillera psychologicznego, który z tak gęstą, ponurą atmosferą i trzymającą w napięciu fabułą mógłby ciągnąć się jeszcze przez drugie tyle. Niesamowite zwroty akcji. Genialnie zarysowani bohaterowie. Ciekawe dialogi. Absolutnie zaskakujące zakończenie. Przepiękna, złowróżbno-mglista okładka.

Najlepsza miłość to taka, która rodzi się stopniowo.

Żałoba to bardzo indywidualna sprawa.

Nigdy nie można w pełni odzyskać spokoju ducha po utracie.

Przeszłość nigdy nie pozostaje pogrzebana.

Chociaż do jakiego stopnia tak naprawdę można znać własne dzieci?

Na tym polega problem z posiadaniem długoletnich przyjaźni – wiedzą o człowieku za dużo.

Ludzie nie zawsze postępują sensownie, gdy w grę wchodzą emocje. Robią czasami szalone rzeczy.

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy jesteśmy skomplikowani, prawda? Każdy ma swoje małe wady.

Niektórych rzeczy nie da się naprawić, a próby ocalenia ich przyniosłyby więcej szkody niż pożytku.

Zawsze trzeba zachować otwarty umysł. Traktować każdą sytuację indywidualnie i nie wyciągać pochopnych wniosków.

Zaszufladkowano do kategorii Literatura, Literatura | Otagowano | Dodaj komentarz